Autor: Jennifer Bosworth
Wydawnictwo: Amber
Liczba stron: 318
Data wydania: marzec 2013
Ocena: 8/10
Opis: Mia Price to dziewczyna, którą kochają pioruny. Los Angeles jest jednym z niewielu miejsc, gdzie czuje się bezpieczna. Do czasu gdy trzęsienie ziemi niszczy miasto. Wokół panuje chaos. Plaże zmieniają się w gigantyczne wioski namiotów. Śródmieście jest rumowiskiem. Nocami w opuszczonych budynkach odbywają się dzikie imprezy. Ich uczestników przyciąga w ruiny moc, której nie potrafią się oprzeć. Dwie walczące ze sobą sekty gromadzą coraz więcej wyznawców. I obie widzą w Mii klucz do wypełnienia dwóch apokaliptycznych proroctw... Tajemniczy Jeremy obiecuje ją chronić, lecz czy jest tym, za kogo się podaje? Mia nie jest tego pewna. Wie tylko, że jego dotyk jest bardziej elektryzujący niż uderzenie pioruna.
Pamiętam jak ileś temu po przeczytaniu zapowiedzi tej właśnie książki nie mogłam się doczekać, kiedy ją przeczytam, ale jak to ze mną bywa pochłonęło mnie coś innego i całkowicie o niej zapomniałam, aż do teraz. Nie wiem dlaczego, ale coś mi gdzieś świta, iż słyszałam kilka mało pochlebnych opinii na temat lektury, ale jakoś nie mogę sobie przypomnieć, kiedy i gdzie. W każdym bądź razie jestem dość pozytywnie zaskoczona.
Doszłam do wniosku, że najpierw po marudzę wam, co mi się nie podobało, a dopiero później przejdę do tych miłych rzeczy. Brak mi opisu wyglądu bohaterki. Normalnie by mi to nie przeszkadzało, ale prawie każdy bohater jest w jakiś sposób opisany z wyglądu, a o Mii wiemy tyle, że ma na ciele figury lichtenberga, a tak poza tym to bardziej przypomina ojca niż matkę. Poza tym zakończenie było do niczego. Jak dla mnie ciut za przewidywalne i trochę za bardzo pozytywne. Gdybym nie wiedziała od początku, że to pierwsza część serii, to na 100 procent nie doszłabym do takiego wniosku po przeczytaniu zakończenia. Ono zdecydowanie bardziej pasuje mi do książki, która nie należy do jakiegoś cyklu. Zdecydowanie pod tym względem byłam zaskoczona, ale brakowało mi tego napięcia, dzięki któremu czytelnik chce kontynuować swoją przygodę z serią.
Mimo to lektura bardzo przypadła mi do gustu, tak bardzo, iż w większości nie zwracałam uwagi na te minusy, o których przed chwilą wspominałam. Fabuła poza byciem interesującą ma również szybkie tempo, ale mi to zupełnie nie przeszkadzało, ponieważ w pewien sposób czyni to książkę interesującą i wciągającą. To może się wydawać dużym zaskoczeniem, ale ogólnie lektura należy do tych nieprzewidywalnych. No oprócz zakończenia, ale to naprawdę da się przeżyć.
Jeśli chodzi o bohaterów, to jak dla mnie byli okej. Mia nie irytowała mnie swoim zachowaniem, nie była też perfekcyjna czy nadmiernie zarozumiała. Ta osóbka chodzi swoimi drogami i ma swój sposób bycia, ale dla bliskich zrobi wszystko bez mrugnięcia okiem, nawet jeśli to oznacza poświęcenie samej siebie. Z drugiej strony Jeremy jest jednym wielkim znakiem zapytania. Początkowo oprócz tego jak wygląda nie wiedziałam nic, no dobra jeszcze było powiedziane, że ma pewnego rodzaju zdolności paranormalne. Chociaż byłam pewna, iż tego coś takiego będzie mnie irytowało, to jednak okazało się być świetnym pomysłem. Może nie przywiązałam się do tego bohatera, ale zdecydowanie chciałbym się dowiedzieć o nim więcej.
Autorka wykreowała świetny świat przedstawiony, może i nie jest on nie z tej ziemi, ale jego prawdziwość nadaje książce realizmu. Natomiast opisy tego świata nie są kwieciste, ale zwięzłe i idealnie oddają atmosferę tego miejsca. Osobiście nie widziałam LA na żywo, ale po tej katastrofie opisanej w książce, to w mojej głowie wygląda ono zabójczo, wręcz apokaliptycznie.
Bardzo mnie ucieszyło to, iż autorka nie powieliła schematu miłości od pierwszego wejrzenia. Owszem coś między dwójką bohaterów jest, ale ja to bym raczej nazwała pociągiem fizycznym niż miłością. Taki zabieg mi się ogromnie spodobał, ponieważ jest w nim potencjał na przyszłość. W końcu pożądanie może przerodzić się w miłość.
Ogólnie książka ogromnie mnie wciągnęła i pochłonęłam ją w jeden dzień, co
nie jest zadziwiające w końcu do grubych to ona nie należy. Tak właśnie sobie
uświadomiłam, że jest to kolejna książka o tematyce dystopijnej, którą w
ostatnim czasie przeczytałam i muszę powiedzieć, iż na tle innych zdecydowanie
się wyróżnia. I chwała jej za to, w końcu kto lubi jak ileś książek pod rząd jest
tak podobnych, że aż nie można ich odróżnić od siebie.Tak na koniec to chciałabym jeszcze wspomnieć o okładce. Na
pierwszy rzut oka nie przypadła mi ona do gustu, ale jak jej się bliżej
przyjrzałam, to jednak spodobała mi się. Nie koniecznie jest super piękna, ale
jest w niej coś co przemawia do mnie.
Recenzja bierze udział w Rekord 2014, Przeczytam tyle, ile mam wzrostu, Book Lovers, Czytaj - to się opłaca, Czytam Fantastykę, Klucznik, Dystopia 2014, Grunt to okładka, Serie na starcie 2014, Z półki 2014, Bingo czytelnicze.