29.06.2014

Recenzja: "Dziewczyna, którą kochały pioruny" - Jennifer Bosworth

Tytuł: Dziewczyna, którą kochały pioruny
Autor: Jennifer Bosworth
Wydawnictwo: Amber

Liczba stron: 318
Data wydania: marzec 2013
Ocena: 8/10


Opis:  Mia Price to dziewczyna, którą kochają pioruny. Los Angeles jest jednym z niewielu miejsc, gdzie czuje się bezpieczna. Do czasu gdy trzęsienie ziemi niszczy miasto. Wokół panuje chaos. Plaże zmieniają się w gigantyczne wioski namiotów. Śródmieście jest rumowiskiem. Nocami w opuszczonych budynkach odbywają się dzikie imprezy. Ich uczestników przyciąga w ruiny moc, której nie potrafią się oprzeć. Dwie walczące ze sobą sekty gromadzą coraz więcej wyznawców. I obie widzą w Mii klucz do wypełnienia dwóch apokaliptycznych proroctw... Tajemniczy Jeremy obiecuje ją chronić, lecz czy jest tym, za kogo się podaje? Mia nie jest tego pewna. Wie tylko, że jego dotyk jest bardziej elektryzujący niż uderzenie pioruna.

 Pamiętam jak ileś temu po przeczytaniu zapowiedzi tej właśnie książki nie mogłam się doczekać, kiedy ją przeczytam, ale jak to ze mną bywa pochłonęło mnie coś innego i całkowicie o niej zapomniałam, aż do teraz. Nie wiem dlaczego, ale coś mi gdzieś świta, iż słyszałam kilka mało pochlebnych opinii na temat lektury, ale jakoś nie mogę sobie przypomnieć, kiedy i gdzie. W każdym bądź razie jestem dość pozytywnie zaskoczona.

Doszłam do wniosku, że najpierw po marudzę wam, co mi się nie podobało, a dopiero później przejdę do tych miłych rzeczy. Brak mi opisu wyglądu bohaterki. Normalnie by mi to nie przeszkadzało, ale prawie każdy bohater jest w jakiś sposób opisany z wyglądu, a o Mii wiemy tyle, że ma na ciele figury lichtenberga, a tak poza tym to bardziej przypomina ojca niż matkę. Poza tym zakończenie było do niczego. Jak dla mnie ciut za przewidywalne i trochę za bardzo pozytywne. Gdybym nie wiedziała od początku, że to pierwsza część serii, to na 100 procent nie doszłabym do takiego wniosku po przeczytaniu zakończenia. Ono zdecydowanie bardziej pasuje mi do książki, która nie należy do jakiegoś cyklu. Zdecydowanie pod tym względem byłam zaskoczona, ale brakowało mi tego napięcia, dzięki któremu czytelnik chce kontynuować swoją przygodę z serią.

Mimo to lektura bardzo przypadła mi do gustu, tak bardzo, iż w większości nie zwracałam uwagi na te minusy, o których przed chwilą wspominałam. Fabuła poza byciem interesującą ma również szybkie tempo, ale mi to zupełnie nie przeszkadzało, ponieważ w pewien sposób czyni to książkę interesującą i wciągającą. To może się wydawać dużym zaskoczeniem, ale ogólnie lektura należy do tych nieprzewidywalnych. No oprócz zakończenia, ale to naprawdę da się przeżyć.

Jeśli chodzi o bohaterów, to jak dla mnie byli okej. Mia nie irytowała mnie swoim zachowaniem, nie była też perfekcyjna czy nadmiernie zarozumiała. Ta osóbka chodzi swoimi drogami i ma swój sposób bycia, ale dla bliskich zrobi wszystko bez mrugnięcia okiem, nawet jeśli to oznacza poświęcenie samej siebie. Z drugiej strony Jeremy jest jednym wielkim znakiem zapytania. Początkowo oprócz tego jak wygląda nie wiedziałam nic, no dobra jeszcze było powiedziane, że ma pewnego rodzaju zdolności paranormalne. Chociaż byłam pewna, iż tego coś takiego będzie mnie irytowało, to jednak okazało się być świetnym pomysłem. Może nie przywiązałam się do tego bohatera, ale zdecydowanie chciałbym się dowiedzieć o nim więcej.

Autorka wykreowała świetny świat przedstawiony, może i nie jest on nie z tej ziemi, ale jego prawdziwość nadaje książce realizmu. Natomiast opisy tego świata nie są kwieciste, ale zwięzłe i idealnie oddają atmosferę tego miejsca. Osobiście nie widziałam LA na żywo, ale po tej katastrofie opisanej w książce, to w mojej głowie wygląda ono zabójczo, wręcz apokaliptycznie.

Bardzo mnie ucieszyło to, iż autorka nie powieliła schematu miłości od pierwszego wejrzenia. Owszem coś między dwójką bohaterów jest, ale ja to bym raczej nazwała pociągiem fizycznym niż miłością. Taki zabieg mi się ogromnie spodobał, ponieważ jest w nim potencjał na przyszłość. W końcu pożądanie może przerodzić się w miłość.

Ogólnie książka ogromnie mnie wciągnęła i pochłonęłam ją w jeden dzień, co nie jest zadziwiające w końcu do grubych to ona nie należy. Tak właśnie sobie uświadomiłam, że jest to kolejna książka o tematyce dystopijnej, którą w ostatnim czasie przeczytałam i muszę powiedzieć, iż na tle innych zdecydowanie się wyróżnia. I chwała jej za to, w końcu kto lubi jak ileś książek pod rząd jest tak podobnych, że aż nie można ich odróżnić od siebie.Tak na koniec to chciałabym jeszcze wspomnieć o okładce. Na pierwszy rzut oka nie przypadła mi ona do gustu, ale jak jej się bliżej przyjrzałam, to jednak spodobała mi się. Nie koniecznie jest super piękna, ale jest w niej coś co przemawia do mnie.


Recenzja bierze udział w Rekord 2014, Przeczytam tyle, ile mam wzrostu, Book Lovers, Czytaj - to się opłaca, Czytam Fantastykę, Klucznik, Dystopia 2014, Grunt to okładka, Serie na starcie 2014, Z półki 2014Bingo czytelnicze.

24.06.2014

Recenzja: "Przez bezmiar nocy" - Veronica Rossi

Tytuł: Przez bezmiar nocy
Autor: Veronica Rossi
Wydawnictwo: Otwarte

Liczba stron: 352
Data wydania: sierpień 2013
Ocena: 7/10


Opis:  Przeżyli eterowe burze, ale czy ich uczucie przetrwa bezmiar nocy? Po miesiącach rozłąki Aria i Perry znów są razem, lecz ich wspólna przyszłość jest niepewna. Perry, nowy Wódz Krwi plemienia Fal, musi walczyć o zaufanie swoich ludzi. Aria zaś prowadzi sekretną misję. Do tego gwałtowność burz eterowych się nasila, a niekończący się półmrok spowija ziemię. Aria i Perry mają coraz mniej czasu, by odnaleźć Wielki Błękit. Czy zdążą, zanim bezlitosny żywioł zniszczy ich świat i marzenia o wspólnej przyszłości?

Jak pewnie pamiętacie pierwsza część tej serii nie wzbudziła we mnie emocji, ale mimo wszystko zdecydowałam się sięgnąć po kolejny tom i dać całej serii szansę. Starałam się podejść do lektury na chłodno, nie patrząc na to co było wcześniej i w miarę mi się to udało, ponieważ tamta opinia nie miała wpływu na to jak odebrałam tą książkę.

Powiem tak, podchodząc do tej książki miałam jakieś tam oczekiwania, niezbyt wygórowane, ale za wszelką cenę unikałam jej recenzji, aby nie zmącić odbioru książki. Chociaż uczyniłam to wszystko, to lektura nadal nie zachwyciła mnie jakoś bardzo, ani też nie zirytowała bądź wkurzyła. Po prostu nadal żadnej reakcji u mnie nie wywołała i jestem niezmiernie z tego powodu zawiedziona, ponieważ tak po cichu miałam nadzieję, że będzie lepiej niż poprzednio. Normalnie mogłam sobie odłożyć książkę na bok i nie czułam, że potrzebuję już zaraz do niej wrócić. Nie była to kompletnie nudna lektura, czytało się ją przyjemnie, ale znów mi czegoś brakowało.

Miałam nadzieję, że dowiemy się więcej na temat tego dystopijnego świata, a tu gucio. On sobie jest, ale ja nadal za dużo o nim nie wiem, a szkoda, bo wydaje się być coraz bardziej interesujący. Sama fabuła była ciekawa, ale jak dla mnie czasami wszystko działo się za szybko i miałam problem z połapaniem się w tym, co się dzieje. Plus za dwuosobową narrację, ponieważ wprowadzała ona element napięcia. Autorce zdarzało się zakańczać wypowiedź jednego z bohaterów w najmniej odpowiednim momencie. I dobrze, w końcu to jakieś urozmaicenie.

Jeśli chodzi o bohaterów, to nadal lubię Arię, ale Perrego zamiast stać się jeszcze fajniejszą postacią zdecydowanie zaczął zmierzać w drugą stronę. Jego zachowanie było irracjonalne i mnie wkurzało. Jakoś tak nie mógł się zdecydować, co myśleć. Niby wiedział, dlaczego stało się tak nie inaczej, a mimo to bardzo prosto było go wmanewrować, aby uwierzył w kompletną nieprawdę. Kłóciło się to z jego wizerunkiem i silnych charakterem. Dosłownie, tak jakby gdzieś pomiędzy książkami zagubił swoją stanowczość jak i wiarę w siebie i ludzi, którzy byli mu najbliżsi. Poza tym mamy jeszcze nowego bohatera, który w poprzedniej części był raczej tym złym, a teraz zwrot o 180 stopni i jest milutki i pomocny. Miałam wrażenie, iż wypadło to nad wymiar sztucznie, w końcu nikt nie jest się w stanie aż tak diametralnie zmienić. No chyba, że ja coś po drodze przegapiłam.

Samo zakończenie było dla mnie przewidywalne i banalne. Ja wiem, to dopiero 2 część trylogii, ale można się spodziewać czegoś lepszego. Po tym jak książka doszła do pewnego ważnego momentu w fabule, ja podejrzewałam co może się wydarzyć, a szkoda, bo autorka mogła rzucić czytelnikowi i bohaterom jakąś kłodę pod nogi. Byłoby ciekawiej, a nie powiem miała kilka idealnie nadających się do tego momentów i ich nie wykorzystała.

Podsumowując, źle nie jest, ale zdecydowanie mogłoby być lepiej. Sądzę, iż sięgnę po ostatni tom zwłaszcza po to, aby się przekonać czy będzie lepiej. W końcu ostatni tom to nie przelewki, no ale pożyjemy zobaczymy. Mimo, że nie seria raczej nie trafi na listę moich ulubionych, to cieszę się, iż po nią sięgnęłam, ponieważ zdecydowanie ma w sobie coś, co mnie zaciekawiło.

Recenzja bierze udział w Rekord 2014, Przeczytam tyle, ile mam wzrostu, Book Lovers, Czytaj - to się opłaca, Czytam Fantastykę, Klucznik, Dystopia 2014, Grunt to okładka.

22.06.2014

Recenzja: "Sekret Julii" - Tahereh Mafi

Tytuł: Sekret Julii
Autor: Tahereh Mafi
Wydawnictwo: Otwarte

Liczba stron: 400
Data wydania: lipiec 2013
Ocena: 9/10


Opis:  „Nareszcie wiem, co muszę zrobić, wreszcie jestem gotowa pomóc, wreszcie mam wrażenie, że może tym razem będę
w stanie utrzymać swoją moc pod kontrolą, i muszę spróbować.
Więc cofam się chwiejnie.
Zamykam oczy.
I daję z siebie wszystko."



Nie wiem jakim cudem, ale udało mi się powstrzymać przed przeczytaniem tej książki, aż wyjdzie ostatnia część trylogii, a nawet trochę dłużej. Muszę powiedzieć, że cieszę się z tego powodu niezmiernie, bo teraz w krótkim odstępie czasowym będę mogła pochłonąć ostatni tom i zakończyć moją przygodę z serią.

Zanim jeszcze przejdę do meritum recenzji, chciałabym poświęcić chwilę na kontemplowanie piękna okładki. Zdecydowanie wyróżnia się wśród okładek w Polsce, skutecznie przyciąga wzrok czytelnika i wygląda wręcz odjazdowo, chociaż muszę przyznać, iż okładka do pierwszej części bardziej mi się podobała - mówię o tej z tą dziewczyną w sukience. 

Z tego co pamiętam to przez cały pierwszy tom kibicowałam Adamowi, ponieważ bardzo go polubiłam, ale po tym co się działo w tej części jestem zdecydowanie na nie. Po prostu zaczął mnie ogromnie irytować swoim zachowaniem. Zrobił się taką ciepłą kluchą, która nie postawi na swoim, a do tego boi się stawić czoło nadchodzącym kłopotom, a momentami miałam wrażenie, że zachowuje się jak nastolatka z PMS. Poza tym w miarę rozwijania się fabuły on zamiast zmężnieć, to zachowywał się jak pobity szczeniaczek, a to nie przysporzyło mu mojej sympatii, wręcz jeszcze bardziej utwierdziło w przekonaniu, iż jednak wolę Warnera.

Jak już ponarzekałam na  Adama, to teraz czas na słów kilka o jego przeciwniku, czyli Warnerze. Na początku jego wręcz nienawidziłam. Jak dla mnie był mało pociągającą postacią w książce, a było to dość dziwne biorąc pod uwagę, że ja to wręcz szaleje na punkcie złych chłopców. Podczas czytania moje zdanie zaczęło się diametralnie zmieniać. Początkowo łapałam się na tym jak zastanawiałam się, kiedy się pojawi i jakie wrażenie wywrze na głównej bohaterce, a miałam co do tego pewne podejrzenia. Potem doszłam do wniosku, iż coraz bardziej go lubię, a to ponieważ autorka rozwinęła w tej części jego wątek. W końcu mogłam się dowiedzieć, dlaczego jest taki, a nie inny i przyznam się, że jak już się tego dowiedziałam to poziom mojej sympatii względem niego wzrósł. Wiem już ile przeszedł i co nim powoduje. Dodatkowo w tej części powoli zaczyna się przebijać na powierzchnie jego człowieczeństwo, które do tej pory było schowane pod maską opanowania i braku uczuć. Także to już oficjalne - przeszłam na ciemną stronę mocy i jestem team Warner. 

Jeśli chodzi o główna bohaterkę, to zaczynam ją lubić coraz bardziej. Julia zmienia się na lepsze i można powiedzieć, że na swój sposób dorasta. Podejmuje trudne decyzje i godzi się z ich konsekwencjami, staje się bardziej samodzielna, a przede wszystkim uświadamia sobie, ze nie może być ciągle zależna od innych. W końcu to jej życie i nikt go za nią nie przeżyje. I choć rzeczywiście powoli się zmienia, to nadal pozostaje ogromnie uczuciowa i przeżywa wszystko bardzo mocno, ale zdecydowanie lepiej panuje nad swoimi emocjami. Nie jest już tą smutną, przestraszoną dziewczynką, która boi się wszystkiego i wszystkich. Co prawda zdarzyła się sytuacja kiedy zachowywała się jak kompletnie szalona osoba, no może dwie, to jakoś mi to nie przeszkadzało, ponieważ świetnie się to wpasowywało w specyficzny klimat książki. 

Mówiąc o specyficznym klimacie książki ni można zapomnieć o unikalnym stylu autorki, jak i wyjątkowym stylu graficznym samej książki. Tak mam tu na myśli wszechobecne powtórzenia, przekreślone zdania, a także ogrom epitetów i ciekawych porównań. Jestem bardzo ciekawa skąd autorka bierze natchnienie, aby tak pisać. Poza tym podczas naszej podróży przez książkę natkniemy się na wiele zaskakujących wydarzeń i niespodziewanych wątków. W książce dużo się dzieje, ale nie ma się co martwić, częste opisy tego co myśli i czuje Julia ładnie to równoważą.  

W takim wypadku jeszcze słowo o samym zakończeniu, które po prostu mnie tak zaskoczyło, że tego się nie da opisać. Za żadne skarby świata nie powiedziałabym, iż to wszystko właśnie tak się potoczy. Powiem nawet więcej ja to nie za bardzo byłam w stanie wymyślić jak autorka to zakończy, a wyszło jej to świetnie. 

Podsumowując, nie jestem w stanie powiedzieć, czy ta część była lepsza od poprzedniej, ponieważ niewiele z tamtej pamiętam, ale zdecydowanie są na zbliżonym poziomie. Śmiem twierdzić, że ta wydaj mi się ciut ciekawsza i bogatsza w wartką akcję. Jak ktoś jeszcze nie czytał to powinien to rozważyć, a zwłaszcza osoby, które lubią dystopijne historie miłosne oraz bycie zaskakiwanym.


Recenzja bierze udział w Rekord 2014, Przeczytam tyle, ile mam wzrostu, Book Lovers, Czytaj - to się opłaca, Czytam Fantastykę, Bingo czytelnicze, Z półki 2014, Klucznik, Dystopia 2014, Od A do Z, Grunt to okładka.

17.06.2014

HIGH FIVE #11 Moje ulubione grzbiety książek

HIGH FIVE! to nowa akcja, w związku, z którą na blogu pojawiać się będą rankingi ulubionych, najlepszych, najbardziej interesujących, bądź najgorszych książek, filmów, gier, postaci, itp...
Dzięki temu zarówno czytelnicy mogą poznać bliżej blogerów, jak i blogerzy czytelników, jeśli ci będą chętni na podzielenie się swoimi przemyśleniami i opiniami.

Dołączyć możecie tutaj.






Było już o okładkach, to teraz czas na grzbiety. W końcu, przynajmniej u mnie, książki stoją na półce grzbietami zwróconymi w moją stronę. Z tego powodu teraz przedstawię wam pięć moich ulubionych grzbietów.



1. "Angelfall. Penryn i świat po" - Grzbiet jest po prostu świetny. Obrazek, który mi się ogromnie podoba plus fajnie zaprojektowane napisy.
2. "The book of blood & shadow" - W tym wypadku to miniatura okładki i świetnie zgrany z nią tytuł książki.
3. "Piąta fala" - W tym wypadku podoba mi się prostota grzbietu, ale gdy ktoś się dokładniej przyjrzy zauważy, że tak naprawdę w napisie dużo się dzieje.
4. "Rywalki" - Tutaj to po prostu miniatura okładki, jedyne czego mi szkoda, to że w naszym wydaniu nie ma różowego tła.
5. "Cyrk nocy" - Mimo, że grzbiet jest zaprojektowany w tylko 3 kolorach, to dla mnie wygląda super. I jeszcze te paski, które możemy znaleźć w środku okładki. Wszystko ładnie się komponuje i tworzy bardzo przyjemny dla oka obrazek.

13.06.2014

Recenzja: "Dotyk Gwen Frost" - Jennifer Estep

Tytuł: Dotyk Gwen Frost
Autor: Jennifer Estep
Wydawnictwo: Dreams

Liczba stron: 312
Data wydania: marzec 2013
Ocena: 9/10


Opis:  Nazywam się Gwen Frost i posiadam wyjątkowy dar… Przodkowie legendarnych wojowników takich, jak Spartanie, Amazonki czy Walkirie posiadają magiczne moce. W Akademii Mitu uczą się panować nad swoimi umiejętnościami i ich odpowiednio używać. Główną bohaterką serii jest siedemnastoletnia Gwen Frost, obdarzona nadzwyczajnym talentem. Jej cygański dar, polega na tym, że wystarczy jej jeden dotyk, aby wiedzieć wszystko o danym przedmiocie czy człowieku. Jednak Gwen czuje nie tylko pozytywne wibracje, lecz także te złe i niebezpieczne. Szybko się orientuje, że jest o wiele silniejsza niż myśli i że będzie potrzebowała swoich umiejętności, aby pokonać potężnego wroga – mrocznego boga Loki.

Wiecie jak to bywa, kiedy odkłada się przeczytanie jakiejś książki przez długi czas, a potem, gdy już się ją skończy czytać to jest się po prostu zachwyconym. Tak było w tym wypadku. Tą lekturę miałam już w planach od dawna, zanim jeszcze wyszła w Polsce, ale jakoś nigdy nie było sposobności, aby ją przeczytać aż do niedawna. Pierwsza rzecz, jaka przyszła mi do głowy już po było: wow, dlaczego ja tego nie przeczytałam wcześniej, przecież ta książka jest naprawdę dobra. To jest szczera prawda, ja wręcz żałuję, iż nie wzięłam się za nią wcześniej, bo tak mi się spodobała.

Pewnie już się domyśliliście, że będzie dużo pochwał i zachwytów, ale zanim to nastąpi to chciałabym ciut ponarzekać. Po pierwsze okładka jest jak dla mnie okropna. Nijak się ona ma do treści książki i po prostu wygląda paskudnie, zwłaszcza te ręce z tymi długaśnymi pazurami. Brrr... Już te oryginalne okładki wyglądały lepiej. Po drugie szczerze ubolewam nad tym jak autorka potraktowała po macoszemu resztę postaci oprócz głównej. Po prostu wygląda to tak, że Gwen jest rzeczywiście dobrze scharakteryzowana, ale o reszcie bohaterów nie wiemy prawie nic i to psuło trochę całą książkę, ponieważ nie mogłam zdecydować, których bohaterów lubię, a których nie.

Póki co koniec mojego narzekania, przechodzimy do tych dobrych rzeczy. Temat jest jak dla mnie trafiony w dziesiątkę. Uwielbiam mity, podania i inne takie, one są takie ciekawe, a tutaj można było znaleźć to wszystko. Dodajcie jeszcze do tego dobry wątek miłosny, wątki detektywistyczne, świetną fabułę i perfekcyjnie budowane napięcie, a ja będę zachwycona. Bardzo dawno nie czytałam czegoś z gatunku mitologii YA i żałuję, ponieważ ten gatunek razem z dystopią są moimi ulubionymi. Dodatkowo tutaj oprócz mitycznych bogów mamy też wojowników i wojowniczki, jakie tylko moglibyśmy sobie wymarzyć. Od tych mitycznych po prawdziwe historycznie, no może nie koniecznie tych samych, co znamy z historii bądź mitów, ale ich potomków, a to i tak jest super.

Pierwsze co mi przypadło do gustu to główna bohaterka Gwen, która w dużym stopniu przypominała mi mnie samą. Nie jakaś tam nieśmiała, strachliwa dziewczyna, ale pyskata, zdecydowana i wpychająca nos w nie swoje sprawy osóbka. Poza tym ma dar psychometrii, który w dość pokaźny sposób kształtuje ją samą. Oczywiście Gwen co rusz pakuje się w jakieś tarapaty i przeżywa dziwne przygody, w które aż ciężko uwierzyć. Sądzę też, że jest bardzo odważna, bo w żadnym wypadku nie ucieka z krzykiem, a stawia czoło wszystkiemu co jej się przytrafia. Trochę mi jej szkoda, bo mimo wszystko nie ma przyjaciół i chociaż tego nie okazuje to w głębi duszy jest bardzo samotna. Dodatkowo ma wielkiego pecha co do facetów. W końcu Logana można określić, jako tego pierwotnego złego chłopca. Piekielnie przystojny i seksowny, ale także wręcz śmiertelnie niebezpieczny. Doskonale zdaje sobie sprawę z tego, jakie wrażenie wywiera na dziewczynach i perfidnie to wykorzystuje. Ubiera się stosownie do swojej reputacji i z tego co mi się wydaje charakteru. Muszę wam powiedzieć, że jak tylko Logan pojawił się w książce, to mi w głowie zaczęła lecieć piosenka "Bad boys" Inner Circle. Adekwatnie do sytuacji no nie?

Teraz jeszcze słów kilka o zakończeniu. Ono również mi się podobało. Autorka rozwiązała wystarczająco ilość wątków, aby czytelnik miał poczucie porządnego zakończenia, jednocześnie mając nieodpartą chęć sięgnięcia po następną część i czytania dalej. Nie potrafię wam wytłumaczyć, dlaczego, ale mnie bardzo intryguje ten wątek miłosny. Dzięki niemu zapowiadają się ciekawe perypetie. Równocześnie mam nadzieję, że dalsze części będą utrzymane na podobnym poziomie, czyli równie trzymające w napięciu, jak i zaskakujące. Jeszcze tak słowem zakończenia, tak bardzo wciągnęła mnie ta książka, że sama nie wiem czy uda mi się wytrzymać w postanowieniu nie czytania całej serii na raz.

Recenzja bierze udział w Rekord 2014, Przeczytam tyle, ile mam wzrostu, Book Lovers, Czytaj - to się opłaca, Czytam Fantastykę, Bingo czytelnicze, Serie na starcie 2014, Z półki 2014, Mitologia YA 2014, Fantastyczna Dwunastka, Klucznik.

10.06.2014

Recenzja: "Wyścig śmierci" - Maggie Stiefvater

Tytuł: Wyścig śmierci
Autor: Maggie Stiefvater
Wydawnictwo: Wilga

Liczba stron: 496
Data wydania: październik 2012
Ocena: 7/10


Opis:  „Jest pierwszy dzień listopada, więc dzisiaj ktoś umrze.”

Co roku, na początku listopada na wyspie Thisby odbywa się Wyścig Skorpiona. Jeźdźcy na swoich rumakach, pięknych, ale śmiertelnie groźnych, muszą zrobić wszystko, aby dotrzeć do mety. Stawka jest wysoka – życie lub śmierć. W wyścigu bierze udział dwoje młodych ludzi: on ściga się, żeby wygrać, ona żeby przetrwać.

Książkę, któregoś razu znalazłam w bibliotece i przypomniałam sobie, że ktoś mi kiedyś mówił o tym jak to ona jest lepsza od trylogii "Drżenie". Z tego powodu zdecydowałam sama to sprawdzić. Ta książka podobała mi się bardziej niż "Drżenie", a dodatkowo przynajmniej dla mnie była ciekawsza.

To może zacznę od samego pomysłu, który ogromnie przypadł mi do gust. Chodzi mianowicie o konie mieszkające w wodzie. Są one niebezpiecznymi bestiami, które żywią się mięsem, wabią ludzi do wody i ogólnie są przerażające. Bardzo mi się to skojarzyło z syrenami, tylko w końskim wydaniu i do tego w wersji ekstremalnej. Poza tym mamy też równie przerażającą wyspę, która jak dla mnie jest tak samo niebezpieczna jak konie. Co roku odbywają się na niej zawody właśnie na tych przerażających koniach, a udział deklaruje się poprzez upuszczenie trochę swojej krwi na ziemię. Przez to wyspa jak dla mnie to jest wręcz żarłoczna. Dosłownie taki potwór pragnący krwi swoich mieszkańców.

Jeśli chodzi o bohaterów to mamy Kate, nazywaną również Puck. Jest to  młoda dziewczyna, na której barki spadł ogromny ciężar i choć nie niesie go sama to odbiło się to zdecydowanie na  jej charakterze. Jest z grubsza normalną nastolatką, która po prostu musi się troszczyć o dom i braci. Bardzo ją polubiłam, ponieważ mimo wszystko jest dzielna i potrafi czerpać przyjemność nawet z najdrobniejszych rzeczy. Jest również zdolna do poświęceń, dla rodziny zrobi wszystko, a jak raz sobie obierze cel, to już nie odpuści. Jeśli chodzi o Seana, to mam wrażenie, że jest on w pewien sposób podobny do tych koni. Zdecydowanie nie jest takim typowym bohaterem, z jakim spotykam się w tego typu książkach. Początkowo brakuje mu zacięcia i nie potrafi postawić na swoim. Jest świetny w swojej pracy, ale brakuje mu zdolności interpersonalnych. Nie ma znajomych, a ludzie uważają go za dziwaka. Poza tym jego opanowanie jest po prostu przerażające, tyle dobrze, że im bardziej się fabuła rozwija tym mniej opanowany się robi. I tutaj to akurat plus, ponieważ bez niego jest dużo bardziej czarującym bohaterem.

Sama historia, w większej mierze opowiada o poświęceniu dla tego co kochamy, jak i woli wali o ile jest o co walczyć niż o historii miłosnej. Jest ona wpleciona w fabułę w dość niespodziewanym momencie i wywiera duży wpływ na dalsze losy akcji. I w sumie wychodzi to fajnie, ponieważ jest to jedna z niespodzianek, na które możemy się natknąć w książce.

Ogólnie rzecz biorąc nie polecam osobom o słabych nerwach, ponieważ są sceny, w których krew się leje i jest też dużo śmierci. Nie powiedziałabym też, iż książka oszczędza bohaterów, bo wręcz nie zostawia na nich suchej nitki. Z drugiej strony zdecydowanie ciekawiej czyta się niż "Drżenie".

Recenzja bierze udział w Rekord 2014, Przeczytam tyle, ile mam wzrostu, Book Lovers, Czytaj - to się opłaca, Czytam Fantastykę, Bingo czytelnicze, Pod hasłem, Grunt to okładka.

7.06.2014

Recenzja: "Córka łowcy demonów" - Jana Oliver

Tytuł: Córka łowcy demonów
Autor: Jana Oliver
Wydawnictwo: Replika

Liczba stron: 400
Data wydania: luty 2012
Ocena: 5/10


Opis:  Riley Blackthorne po prostu chce dostać szansę, by udowodnić swoją wartość.
I właśnie na to liczą demony... Niedaleka przyszłość. Siedemnastoletnia Riley, jedyna córka legendarnego łowcy demonów Paula Blackthorne’a, zawsze marzyła by pójść w ślady ojca. Dobra wieść jest taka, że ludzkie społeczeństwo jest skłócone i w rozkładzie, a Lucyfer wysyła swe pomioty na ulice wszystkich większych miast – Gildia Łowców potrzebuje zatem wszystkich.
Nawet dziewczyn. Riley ratuje mieszkańców od kłamliwych małych demonów pierwszego stopnia, najprostszych do zwalczania – na razie tylko tyle potrafi. Jednak w jej życie wkracza znacznie potężniejszy demon, ponadto w Gildii dochodzi do tragedii... Wszystko to popycha Riley w pełną niebezpieczeństw rozgrywkę i chaos wojny pomiędzy Niebem a Piekłem. Kiedy cały świat wokół niej zdaje się walić, komu Riley może zawierzyć swe serce – i życie?


Doszłam do wniosku, że chyba przestanę czytać opisy z tyłu książki, ponieważ dzięki nim podchodząc do książki już od początku mam wyrobione zdanie, a sam opis jest często mało zgodny z tym co się dzieje w książce naprawdę. Wprowadza to czytelnika w poważny błąd, a mi kazało się zastanowić czy ktoś piszący ten opis czytał w ogóle książkę, bo wydaje się to być mało prawdopodobne. 

Po pierwsze mamy ten domniemany wątek miłosny, na który jest położony pewien nacisk w opisie. W rzeczywistości jak dla mnie był po prostu kulawy i nieudolnie napisany. Żadnego napięcia między bohaterami, żadnego iskrzenia. Nic w tym przekonywującego, a wszystko dzieje się dosłownie w kilka dni i aż woła o pomstę do nieba. 

Przejdźmy do bohaterów. Po pierwsze jest Riley, taka pseudo odważna dziewczyna, która tak na prawdę jest krucha (w tym złym sensie) i załamuje się z powodu braku przyjaciół. Jakoś mi to nie pasowało do książki. Poza tym prawie zawsze postępuje bezmyślnie, a czasami nawet nie rozważa swoich działań. Dodatkowo jej przemyślenia na temat chłopaków są momentami nie na miejscu i jak dla mnie nie pasują do jej osobowości. Z drugiej strony mamy Becka, który jest takim typowym zbuntowanym chłopcem. Wiecie wszystko musi robić po swojemu. Bywa nadopiekuńczy i zdecydowanie jest typem faceta, który jeśli coś nie idzie po jego myśli - patrz, jak ktoś się nie podporządkuje - to wkurza się ogromnie i próbuje zrobić wszystko, żeby jednak wszystko szło po jego myśli. Irytujące jest to, iż czasem maiłam wrażenie, że cierpi na rozdwojenie jaźni. Mówił i robił to, a myślał kompletnie co innego. Zachowywała się jak kompletny palant, aby chwilę później być miły i potulny jak baranek. Taka trochę huśtawka nastrojów. Jeśli chodzi o pozostałych bohaterów to jak dla mnie nie wyróżniali się oni zbytnio i przez to nie zapadli mi w pamięć. 

Kolejna rzecz, która mi się nie podoba to wręcz prostacki język. Nie mówię, że przez cały czas, ale zdarzał się dość często. Wiecie, iż mi zazwyczaj coś takiego nie przeszkadza, o ile pasuje do książki i uzupełnia fabułę. W tym wypadku wcale tak nie było, po prostu ten język mnie zniesmaczył. 


Poza tym brak jakiś większych zwrotów akcji, a główny wątek ciągnie się tak mozolnie jakby chciał a nie mógł, nie doczekując się należytego rozwinięcia. W sumie rzecz biorąc, to w lekturze nie dzieję się zbyt wiele, a wątki są jakoś tak mało sprytnie dobrane.  


Jedynym co mi się w książce podobało były demony. Zwłaszcza te nielubiące kolęd i poważnej poezji. Po prostu ten temat był bardzo dobrze rozwinięty i zdecydowanie mnie zainteresował. Jego realizacja też nie była najgorsza. 

Ogólnie książka mnie nie zachwyciła, koniec był nijaki i przewidywalny, a bohaterowie zwyczajnie wkurzający. Choć muszę przyznać, że kilka aspektów mnie zaciekawiło, ale niestety nie zmienia to faktu, iż lektura nie była wystarczająco intrygująca. Póki co nie mam w planach sięgania po następny tom, no, ale zobaczymy jak to się wszystko rozwinie, ponieważ z tego co widziałam to 2 część zbiera lepsze oceny. 

Recenzja bierze udział w Rekord 2014, Przeczytam tyle, ile mam wzrostu, Book Lovers, Czytaj - to się opłaca, Serie na starcie 2014, Czytam Fantastykę, Bingo czytelnicze.

4.06.2014

Podsumowanie Kwiecień i Maj

Podsumowanie Kwietnia

W sumie to nie robiłam osobnego podsumowania kwietnia, ponieważ nie było zbytnio czego podsumowywać. Przeczytałam okropnie mało, bo tylko 2 książki, a zrecenzowałam 5, co też nie jest świetnym wynikiem.

Liczba przeczytanych książek: 2
Liczba zrecenzowanych książek: 5
Ilość centymetrów do wyzwania "Przeczytam tyle ile mam wzrostu": 4.7 cm z tego wynika, że zostało 109.6cm


Podsumowanie Maja

Tutaj jest trochę lepiej z czytaniem, ale gorzej z recenzowaniem. Z drugiej strony to był miesiąc matur, więc dla mnie lepiej było czytać książki, niż je recenzować, ponieważ nie zajmowało to tyle czasu.

Liczba przeczytanych książek: 6
Liczba zrecenzowanych książek: 2
Ilość centymetrów do wyzwania "Przeczytam tyle ile mam wzrostu": 11.8 cm z tego wynika, że zostało 97.8cm
Ilość stron razem: 1936
Ilość stron dziennie: 62 

Nie są to zdecydowanie moje najlepsze wyniki, ale mam nadzieję, że czerwiec będzie lepszy. 

Tak przy okazji to dołączyłam do nowego wyzwania Bingo czytelnicze, ponieważ zaintrygowało mnie niezmiernie i zdecydowanie różni się od innych wyzwań. Zresztą sprawdźcie sami :)

A wam jak poszło czytanie i recenzowanie w maju?

Reklama