29.08.2014

Recenzja: "Wędrówka przez sen" - Josephine Angelini

Tytuł: Wędrówka przez sen
Autor: Josephine Angelini
Wydawnictwo: Amber

Liczba stron: 368
Data wydania: lipiec 2012
Ocena: 6/10


Muszę powiedzieć, że jakość tej książki w porównaniu do pierwszego tomu serii jest gorsza. W sumie to szkoda, ponieważ liczyłam na coś równie dobrego, a nawet lepszego niż poprzednia część, no i niestety zawiodłam się prawie na całej linii. 

Niby działo się tutaj równie dużo, co w pierwszej części, ale jak dla mnie fabuła lekko zboczyła z obranego wcześniej kursu i niezbyt mi się to spodobało. Nadal głowię się, dlaczego autorka zdecydowała się pójść w ten utarty schemat trójkąta miłosnego. Ja rozumiem, że ten bohater był potrzebny do fabuły, ale po co od razu dokładać tam miłość. Uważam, iż dałoby się to rozwiązać zupełnie inaczej i prawdopodobnie wyszłoby ciekawiej. Nawet pomijając to, co przed chwilą powiedziałam to ten trójkąt miłosny jest tak mało wiarygodny, że aż szkoda słów. To coś w rodzaju Helena kocha Lucasa, ale jednak nie do końca, bo zakochuje się w kimś innym. No chyba, że kocha dwóch chłopców na raz, co już w ogóle jest dla mnie lekkim absurdem. Poza tym wszyscy jej powtarzali, aby przypadkiem się nie zakochała w tym nowo poznanym gościu, bo to się źle skończy, ale po co słuchać kogokolwiek, lepiej jest być bezmyślnym. W końcu tak fajniej. No, ale mniejsza. Przejdźmy dalej. 

Lucas też wcale nie prezentuje się lepiej. Raz po raz rani Helenę, podobno dla jej dobra, nie stara się i raczej prezentuje postawę ja mam wszystko gdzieś. Najbardziej dobiło mnie to, że kompletnie nie walczył o swój związek z Heleną, chociaż jeszcze kilka stron wcześniej zarzekał się, iż zrobi wszystko, aby mogli być razem. Dla mnie to w żadnym wypadku nie ma sensu i nawet zaczęłam się zastanawiać czy on ją kocha, bo przecież miłość polega na ciągłej walce o lepsze jutro i nie opuszczaniu swojej drugiej połówki w potrzebie. 

Jeszcze jedno na temat Heleny. Boi się Lucasa, ale też boi się powiedzieć komuś o tym jak bardzo nienawidzi swojej misji i to ją zabija. Dodatkowo jej bezmyślność w tej części dosłownie powaliła mnie na łopatki. Mam wrażenie, że wszyscy bohaterowie w jakiś sposób cofnęli się w rozwoju.

Po tym wszystkim, czego doświadczyłam moje oczekiwania, co do zakończenia drastycznie zmalały, a jemu o tak udało się mnie rozczarować. Myślałam, że będzie to coś mogące uratować tą książkę, ale jednak nie. Zakończenie było mdłe i przewidywalne. Niczym mnie nie zaskoczyło i nie zachęciło do sięgnięcia po ostatnią część.

Podsumowując, w tym wypadku niestety sprawdziło się stwierdzenie, iż środkowe części serii są najgorsze. Teraz muszę się poważnie zastanowić czy będę chciała sięgnąć po ostatnią część trylogii. Z jednej strony ten tom mnie do tego nie zachęcił, a z drugiej słyszałam, że trzeci tom jest wręcz zabójczy i warto go przeczytać. Pożyjemy zobaczymy. 


27.08.2014

Recenzja: "Legenda. Wybraniec" - Marie Lu

Tytuł: Legenda. Wybraniec
Autor: Marie Lu
Wydawnictwo: Zielona Sowa

Liczba stron: 368
Data wydania: marzec 2013
Ocena: 8/10


Po przeczytaniu tej części chyba zaczynam rozumieć, co ci wszyscy polecający widzą w tej serii. Z każdą przeczytaną stroną robi się coraz ciekawiej i już wprost nie mogę się doczekać jak to wszystko się zakończy.

Podoba mi się to, jak autorka co rusz wyprowadza nas w pole. Do samego końca nie byłam pewna jak to wszystko się potoczy i z tego powodu przez prawie całą lekturę siedziałam na samym końcu krzesła. Wiecie tak się zazwyczaj siedzi, kiedy nie można się doczekać na coś bardzo ekscytującego. Mniej więcej tak to wyglądało w moim wypadku. Poza tym, co było lekko zaskakujące dla mnie, nie brakuje momentów, kiedy to byłam blisko płaczu. Nie koniecznie jest to coś złego, po prostu wprowadza lekki zamęt emocjonalny.

Plusem jest też dla mnie fakt, że akcja toczy się wolniej niż w poprzedniej części. Pozwalało mi to na przyswajanie tego, co przeczytałam na spokojnie, bez odkładania książki na bok. Mimo to w lekturze nadal dużo się dzieje. Są niebezpieczne zadania, poważne decyzje i bohaterowie, którzy dorastają do ich podejmowania. Jednym słowem, nawet nie ma mowy o byciu znudzonym. 

Dodatkowo autorka wzbogaciła fabułę dodając takie drobne szczegóły, na które nikt zazwyczaj nie zwraca uwagi. Sądzę, iż jest to bardzo sprytnie przemyślane, ponieważ to właśnie one uwierzytelniają historię i spajają wszystko ze sobą. Bardzo zadziwiło mnie to jak duży wpływ na fabułę tej części miała poprzednia. Zazwyczaj to wygląda tak - owszem poprzedni tom lekko kształtuje swojego następce, ale te powiązania są dość blade. W tym wypadku miałam wrażenie dosłownie jakby to była jedna książka. Czytając tą część mogłam dokładnie stwierdzić, jakie wydarzenie spowodowało to, co w tym momencie się dzieje. 

Co prawda jest też szczegół, który mnie niezmiernie irytuje, a nawet stawia moje lubienie tej książki pod znakiem zapytania. Chodzi o ten nieszczęsny trójkąt miłosny, niby nie jest w formie, do jakiej jestem przyzwyczajona i nie dominuje w fabule, bo pojawia się dość nagle, ale ma wpływ na to, co będzie się dalej działo. I to mnie denerwuje, ale póki co książka na tyle mi się podoba, że nie mam z tym większego problemu. Tak zwanie da się to przeżyć. Poza tym wątek miłosny nadal jest porażką. Bardzo mało wiarygodny, a sami wiecie jak ja do tego podchodzę - to jest coś, co powinno być jak najbardziej rzetelne i realne. 

Samo zakończenie jest tak smutne, że aż serce się kaja, co tylko potęguję chęć przeczytania kolejnej części. Poza tym mamy tutaj naprawdę dobry cliffhanger. Nawet bym nie pomyślała, iż autorka jednak zdecyduje się na takie posunięcie, ale brawo dla niej, w zupełności popieram.

Podsumowując, powoli zaczynam rozumieć, dlaczego tyle osób poleca te książki i chociaż ta seria raczej nie dołączy do moich ulubionych to zdecydowanie mi się spodobała i z wielką chęcią przeczytam ostatni tom trylogii. Polecam ją osobom, które gustują w dystopii z nutką romansu. 



25.08.2014

Recenzja: "Wybrani" - C.J. Daughtery

Tytuł: Wybrani
Autor: C.J. Daughtery
Wydawnictwo: Otwarte

Liczba stron: 440
Data wydania: marzec 2013
Ocena: 8/10


Dużo pozytywnego się nasłuchałam o tej książce, wiele blogerek ją polecało, ale ja jakoś nigdy nie byłam przekonana. Niby stała ona na mojej półce i czekała na swoją kolej, ale nic mnie do niej nie ciągnęło. Koniec końców przeczytałam ją na wakacjach, bo jakoś tak nie było nic innego do czytania. 

Z pewnością pierwszym, co mi się rzuciło w oczy jest ta paskudna okładka. Nie wiem jak wy, ale ja mimo wszystko przywiązuję dużą wagę do okładek i czasami to decyduje o tym czy książkę przeczytam czy nie. Ta należy do tych odstraszających. Oryginalna okładka jest o niebo lepsza, ale to tylko moje skromne zdanie. 

Jestem dość zaskoczona, że lektura jednak mi się spodobała. Nie koniecznie była jakaś super hiper świetna, ale zła też nie była. Trzymająca w napięciu i zaskakująca, choć momentami domyślałam się, co będzie dalej. Co więcej nawet nie przeszkadzał mi fakt braku jakichkolwiek elementów fantastycznych, a to było moim największym zmartwieniem, ponieważ ja zazwyczaj nie czytam takich książek, zwłaszcza młodzieżowych. Jak się jednak okazało nie miałam się czym przejmować, nawet nie zauważyłam, iż brak tutaj stworów nie z tej ziemi czy magicznych umiejętności. 

Niestety było też kilka spraw, które mnie irytowały. Po pierwsze momentami autorka gubiła się w fabule. Najlepiej będzie mi to wytłumaczyć na przykładzie. Coś się stało i początkowo było powiedziane, że nie wiadomo, co to było, a dosłownie jedno zdanie później zdarzenie to jest nazywane napaścią. Denerwowało mnie to, ponieważ psuło całe skrzętnie budowane napięcie i pozwalało mi się domyślić, co będzie dalej. 

Poza tym od początku nie lubiłam Sylviana. Od razu odebrałam go, jako takiego typowego pozera, który zrobi wszystko, aby dobrać się dziewczynie do majtek. Jak ja nie znoszę takich typów. Co prawda pod koniec lekko zmieniłam moją opinię na jego temat, ale nadal za nim nie przepadam. Z drugiej strony natychmiastowo polubiłam Cartera, chociaż czasami zachowywał się jak kompletny idiota i dupek. Jeśli chodzi o Allie, to jakoś nie mogłam się do niej przekonać, ale im bardziej zagłębiałam się w historię tym bardziej moja niechęć do niej malała. Może nie jest ona najbystrzejszą i najciekawszą bohaterką, ale nawet ją lubię. 

Mówiąc o tej książce zdecydowanie trzeba wspomnieć o szkole z internatem. Jestem pewna, że gdybym przeczytała ją wcześniej to szkoła trafiłaby do rankingu HIGH FIVE, ponieważ jest naprawdę fajna. Taka trochę tajemnicza, z interesującym wyglądem zewnętrznym i ciekawymi zasadami. Nie wiem, dlaczego, ale ja jakoś tak lubię szkoły z internatem. Jak takowa występuje w lekturze to dla mnie już jest plus. 

Bardzo pozytywne wrażenie zrobiło na mnie zakończenie książki, było zarówno po części oczekiwane przeze mnie jak i zaskakujące. Poza tym jest na tyle intrygujące, że podsyciło moje zainteresowanie kolejnymi częściami serii. 

Jeśli chodzi o plusy to autorka naprawdę dobrze buduje napięcie, fabuła jest ciekawa i nawet ten trójkąt miłosny za bardzo mi nie przeszkadzał. W sumie to akurat w tym wypadku mi się podobał. Nie był jakiś przesadnie ckliwy i bez niego książka nie byłaby taka ciekawa. Również sam wątek miłosny jest świetnie zbudowany. Zwłaszcza, jeśli weźmiemy pod uwagę to, co dzieje się u bohaterki w głowie. 

Podsumowując nadal jestem zaskoczona tym jak bardzo ta książka mi się spodobała, ale rzeczywiście jest dobra i warto ja przeczytać. Polecam ją zwłaszcza osobom, które nie koniecznie gustują w książkach fantasy czy paranormal. Ta zdecydowanie nie należy do żadnej z tych kategorii. 

23.08.2014

Recenzja: "Czas żniw" - Samantha Shannon

Tytuł: Czas żniw
Autor: Samantha Shannon
Wydawnictwo: SQN

Liczba stron: 505
Data wydania: listopad 2013
Ocena: 10/10


Ta książka "chodziła za mną" od momentu publikacji, natomiast z powodu bardzo dużej popularności i z tego względu recenzji na co drugim blogu, nie koniecznie miałam chęć czytać ją od razu. Plus jeszcze czytałam inne bardzo wciągające lektury i jakoś tak nie było czasu. Muszę też przyznać, że ciut przerażała mnie jej grubość. Mimo wszystko jednak udało mi się ją przeczytać i podeszłam do niej ze świeżym umysłem, bez wyrobionej opinii i zbytnich oczekiwań. Uważam, iż dobrze postąpiłam, ponieważ byłam bardzo zaskoczona tym jak ona na mnie wpłynęła. 

Po skończeniu lektury musiałam przez chwilę ochłonąć, zanim w ogóle mogłam zacząć myśleć o jakichkolwiek notatkach do recenzji. Książka zrobiła na mnie ogromne wrażenie i nawet teraz nie jestem pewna czy będę w stanie je wam porządnie opisać. Jednak postaram się zrobić to jak najlepiej. 

Bardzo przypadło mi do gustu to jak każdy szczegół jest dopracowany. Widać, że autorka poświęciła swoją uwagę nawet tym najmniejszym, wydawałoby się mało istotnym, rzeczom. Świat przedstawiony jak i bohaterowie są świetnie wykreowani i naprawdę przyjemnie się to wszystko czyta. 

Główna bohaterka, Paige, ma interesującą osobowość. Zacięta, waleczna, nigdy się nie poddaje, chociaż zdarzają jej się  momenty zwątpienia w to co robi, a jednocześnie jest trochę zagubiona, nadal szuka swojego własnego miejsca na ziemi. Jej niepewność odnośnie tego czy jest w niej coś jeszcze oprócz jej talentu, co mogliby docenić inni trochę przypomina mi mnie samą. Z tego powodu zżyłam się z tą bohaterką i przeżywałam każdą jej przygodę z zapartym tchem. Czując się prawie tak jakbym sama występowała w lekturze. 

Jak już wspomniałam byłam zdziwiona tym, że ta książka dosłownie wyssała ze mnie wszystkie emocje. Czułam się tak jakbym chwilę wcześniej skończyła płakać, ponieważ wypłakałam wszystkie emocje i teraz już wszystko mi jedno. To da się opisać tylko w jeden sposób, wyprana z emocji, a nawet pusta w środku. Trochę tak jakbym zamiast wszystkich tych emocji, które normalnie odczuwam miała w środku małą czarną dziurę.  Nie zdarza mi się to często i jest to dla mnie bardzo zaskakujące, bo zazwyczaj otrząśnięcie się z tego zajmuje ileś czasu. Przy czym nie powiedziałabym, ze jest to złe uczucie, tylko takie specyficzne. 

Co prawda mam jedno małe zastrzeżenie. Fabuła rozkręca się naprawdę wolno, a ja niekoniecznie za czymś takim przepadam, ale tutaj nie było tak źle coś poniżej 100 stron i zrobiło się bardzo ciekawie. Z drugiej strony spodobało mi się, że autorka wyraźnie zaznaczyła to jak akcja jest zbudowana. Mamy bardzo wyraźny punkt kulminacyjny, po którym tempo akcji przyśpiesza. Dzięki temu książka zyskuje trochę więcej dynamizmu. 

Muszę powiedzieć, iż najbardziej wyczerpującą psychicznie częścią książki było zakończenie. Te nerwy, ta niepewność prawie doprowadziły mnie do szaleństwa. Poza tym podsyciło ono moje zainteresowanie serią i teraz z wielką niecierpliwością będę wyczekiwać kolejnych części. 

Wracając jeszcze do tego, co mi się podobało. To jak poznajemy rasę Refaitów jest bardzo sprytnie wykombinowane. Nie dostajemy od razu na srebrnej tacy wszystkiego, tylko po to, aby zdecydować, że to są ci źli, ale stopniowo dowiadujemy się o nich czegoś nowego i podejmujemy decyzję o tym czy są czarnym charakterem tego dzieła czy nie zupełnie samodzielnie, po przeanalizowaniu wszystkich informacji. Uważam to za lepszy sposób niż z góry zakładanie to są ci źli i stawianie czytelnika przed faktem dokonanym. 

Podsumowując książka wywarła na mnie bardzo pozytywne i rzadko u mnie spotykane wrażenie. Zdecydowanie jest zaskakująca i pełna niespodzianek. Nie doświadczyłam też w niej wyraźnego podziału na tych dobrych i tych złych, co mnie ogromnie ucieszyło. Wszystko łączy się w spójną całość zapewniając czytelnikowi miło spędzony czas, a chociaż lektura należy do tych grubszych czyta się ją bardzo szybko. Z całego serca polecam ją każdemu, aby sam się przekonał, jakie wywrze na nim wrażenie. 


21.08.2014

Recenzja: "Przebudzenie arkadii" - Kai Meyer

Tytuł: Przebudzenie arkadii
Autor: Kai Meyer
Wydawnictwo: Media Rodzina

Liczba stron: 448
Data wydania: październik 2013
Ocena: 7/10


Tę książkę przeczytałam tylko i wyłącznie z powodu braku innej lektury na wakacjach. Została mi ona polecona i pożyczona, więc stwierdziłam, że co mi tam dam jej szansę, a nóż widelec się spodoba. Tak więc podeszłam do lektury zupełnie w ciemno, jedynie domyślając się co nieco z grafiki na okładce. 

Później jak już trochę poszperałam na jej temat to się okazało, iż w Polsce są już wydane wszystkie 3 części tej serii, co mnie trochę zdziwiło, ponieważ nie słyszałam o niej za dużo. Trylogia należy do tych raczej mniej popularnych i wcale się temu nie dziwię. Nie zrobiła na mnie większego wrażenia. Przyznaje, było kilka fajnych aspektów, było też ileś irytujących, ale koniec końców nie wzbudziła ona we mnie większych emocji i nie zapadła w pamięć na dłużej. Mimo to nadal spędziłam z nią bardzo miło czas.

Zacznę od tego co mnie irytowało. Zdecydowanie na pierwszym miejscu uplasował się wątek miłosny, który w książce gra ważną rolę, ale nie koniecznie został dobrze dopracowany. Mianowicie pojawia się tutaj coś, czego ja z całego serca, przynajmniej ostatnio, nienawidzę, czyli miłość znikąd. Wiecie o co mi chodzi, raptem puf i mamy zakochanych bohaterów. Denerwowało mnie to strasznie, ponieważ to uczucie nie miało żadnych podstaw, a był czas aby je umieścić i wtedy wszystko byłoby cacy. 

Poza tym Rosa jest jak dla mnie taką szaloną bohaterką i to nie w dobrym tego słowa znaczeniu. Niestała w uczuciach, sama nie wie, co ma myśleć, do tego jest taka trochę świrnięta, a momentami wręcz przerażająca ze swoim dziwnym i nielogicznym zachowaniem. Z drugiej strony jest uczuciowa, co się zdarza rzadko, ale zdarza. Niby rozumiem, dlaczego ona zachowuje się tak, a nie inaczej, ale po prostu za nią nie przepadam. 

To może teraz trochę pozytywów. W książce naprawdę dużo się dzieję i podczas czytania miałam dość poważny problem, aby ją odłożyć. Naprawdę musiałam wiedzieć, co się stanie dalej i skończyło się na tym, że przeczytałam ją całą w jeden wieczór. 

Dodatkowo do gustu przypadła mi odmienność lektury. Niby jest ona o ludziach zmieniających się w zwierzęta, ale nie są to typowe zwierzęta, o których do tej pory czytałam. Z pewnością nie przypominam sobie o ludziach zmieniających się w węże. Ponad to ta ich umiejętność została świetnie przedstawiona i jest bardzo ciekawie wytłumaczona. W sumie mając swoje początki po części w mitologii. 

Suma summarum sama nie wiem, co myśleć o tej książce. Z jednej strony bardzo mnie wciągnęła podczas czytania, a z drugiej zaraz po skończeniu uświadomiłam sobie, że jednak były rzeczy, które mnie irytowały i chociaż początkowo trochę je ignorowałam to gdzieś tam podświadomie je wynotowałam. Po następne części raczej sięgnę, bo coś mam przeczucie, iż może fabuła może się jeszcze rozkręcić. 


Recenzja bierze udział w Rekord 2014, Przeczytam tyle, ile mam wzrostu, Book Lovers, Czytam FantastykęBingo czytelnicze, Serie na starcie 2014, Pod hasłem, KlucznikCzytamy polecane książkiMitologia YA 2014.

19.08.2014

Recenzja: "Córka żywiołu" - Leigh Fallon

Tytuł: Córka żywiołu
Autor: Leigh Fallon
Wydawnictwo: Galeria Książki

Liczba stron: 350
Data wydania: listopad 2011
Ocena: 6/10


Za tę książkę zabierałam się bardzo długo. Już jakiś czas temu ją zauważyłam i dołączyłam do mojego TBR. Na szczęście ostatnio trafiłam na nią w bibliotece i jakoś tak wyszło, że zabrałam ze sobą na wakacje. Niestety kompletnie mnie ona nie zachwyciła, a szkoda, ponieważ wiązałam z nią pewne nadzieje. 

To, co się dzieje jest bardzo mało realistyczne i jedyne, o czym mogłam myśleć podczas czytania to, jaka panna poleciałaby na coś takiego. Wiadomo tajemniczy mężczyźni są bardzo pociągający, ale to wszystko co się wydarzyło w tej lekturze to już chyba lekka przesada, jak dla mnie. Pomijając fakt, iż główna bohaterka zaczyna mieć obsesje na punkcie chłopaka, którego nie zna, akurat to się zdarza i w życiu codziennym, to dodatkowo ten chłopak zachowuje się wobec niej paskudnie, a przynajmniej na początku. Poza tym nie wiem jak was, ale mnie osobiście doprowadza do szału coś takiego jak się tutaj stało. Mianowicie dwójka ludzi, którzy kompletnie się nie znają, a chłopak (Adam) raczej wysyła sygnały, iż nie chce mieć nic wspólnego z Megan, a po jednym spotkaniu i krótkiej rozmowie już ze sobą chodzą. Sama nie wiedziałam czy śmiać się czy płakać z tego absurdu. 

Kontynuując moje narzekanie, później wcale nie jest lepiej. Wątek miłosny kompletnie mi się nie podoba, a wręcz jest śmiechu warty. Ponad to książka, która w moim odczuciu miała być o magii, okazała się jednak książką prawie w całości poświęconą miłości. Niestety z tego powodu zawiodłam się na lekturze. Może jeszcze gdyby to, co było między głównymi bohaterami nie było tak absurdalne, to miałoby jakikolwiek sens. Najlepsze jest to, że świetnie poprowadzoną historią miłosną, przynajmniej do czasu, jest ta poboczna dotycząca najlepszej przyjaciółki Megan. Dodatkowo ogromnie irytowało mnie to, że wszystkie wydarzenia kręciły się wokół miłości. Co by się nie działo można było być pewnym, iż miłość jest w jakiś sposób z tym związana. Ja zazwyczaj nie mam nic przeciwko dużej dawce miłości, ale to już po prostu, jak dla mnie, przesada. 

Jeśli chodzi o bohaterów to nie powalili mnie na kolana. Megan jest okropną przyjaciółką, a co lepsze jej przyjaciółce wcale to nie przeszkadza. Jest też nierozważna i niedomyślna, najpierw robi potem myśli, a poza tym ma niezdrową obsesje na punkcie swojego chłopaka i już po jakimś tygodniu nie może bez niego żyć. Jest też Adam, który ma spory problem z samokontrolą, a do tego jeszcze zanim poznaje Megan osobiście już nie może bez niej żyć. Czasami bywa naprawdę przerażający. We dwoje tworzą oni dość osobliwą parę, ale to i tak ich nie ratuje. Ubolewam również nad tym, że poboczni bohaterowie zostali tak trochę zostawieni sami sobie i nie prezentują się najlepiej. 

Ogólnie miałam nadzieję, że książka mi się spodoba zwłaszcza biorąc pod uwagę domniemany temat czyli magię, a tu nici z tego. Samo zakończenie nie zaskoczyło mnie zbytnio, tego się spodziewałam po tym co się działo. Jakoś tak nie mogę znaleźć prawie żadnych plusów, no może poza byciem o magii, ale to za mało, aby lektura zapadła mi na dłużej w pamięć. Jeszcze nie wiem czy sięgnę po kolejny tom tej serii. Co prawda mam wrażenie, że będzie on bardziej skupiony na magicznym aspekcie historii, ale to się jeszcze okaże. 



12.08.2014

Recenzja: "Po drugie dla kasy" - Janet Evanovich

Tytuł: Po drugie dla kasy
Autor: Janet Evanovich
Wydawnictwo: Fabryka Słów

Liczba stron: 416
Data wydania: kwiecień 2012
Ocena: 7/10


Dla mnie książki tej autorki to taka lekka lektura idealna na leniwe popołudnia i wieczory. Jest ona na tyle zajmująca, że się nie nudzę, jednocześnie nie będąc bardzo wymagającą. Dzięki temu można ją spokojnie czytać po wyczerpującym dniu. Powiem nawet więcej, mi pomaga się ona odprężyć. 

Byłam bardzo zdziwiona, iż ten tom trzyma poziom poprzedniego. Jakoś tak ostatnio trafiałam na serie, których drugie tomy nie były tak dobre jak pierwsze. A tutaj takie pozytywne zaskoczenie. 

Główną bohaterką nadal jest Stephanie, łowca nagród (tak na marginesie nie wiem czemu, ale za każdym razem mam chęć napisać łowca głów), której perypetie są wręcz rozbrajające. Momentami aż trudno mi było się nie śmiać. Zdecydowanym plusem jest to, że nasza bohaterka zmądrzała, ale tylko trochę. Powiedzmy, iż teraz podejmuje bardziej odpowiedzialne decyzje. 

Poza tym bardzo mnie ucieszyło rozwiązanie - nowa książka nowa sprawa dla Śliwki. Z drugiej strony nie wiem czy nie wolałabym gdyby co książka to nowi bohaterowie. Jeszcze nie podjęłam decyzji, ale mam nadzieję, że ta seria nie znudzi mi się po kilku tomach. 

Ogólnie nadal jest to bardzo zaskakująca lektura, choć momentami zdarzało mi się przeczuwać, co może się wydarzyć. Już nie jestem tak zdziwiona tym, że w Polsce jest już wydanych 11 tomów z tej serii, ponieważ rzeczywiście, co książka to robi się ciekawiej. 

Samo zakończenie jest satysfakcjonujące, ale nie jest zapierające dech w piersi. Miałam nadzieję na cliffhangera, ale niestety go nie było. Muszę przyznać, iż brakuje mi trochę tego. Z tym byłoby o niebo ciekawiej. Z drugiej strony rozumiem, dlaczego autorka postąpiła tak, a nie inaczej. Prawdopodobnie gdyby autorka urwała książkę w połowie nierozwiązanej sprawy to wszyscy byli by poirytowani, a także stwierdziliby, że oni się tak nie bawią, równocześnie kończąc swoją przygodę z serią. Dodatkowo skoro nowa książka nowa sprawa to takie urwanie nie miałoby żadnego sensu. 

Podsumowując, jak już mówiłam poprzednio nie jest to rodzaj książki, po którą zazwyczaj sięgam, ale naprawdę dobrze się przy niej bawię i z pewnością sięgnę po kolejne tomy. Poza tym jest też tutaj wątek miłosny, który zdecydowanie podsyca moją ciekawość. Bardzo chciałabym się dowiedzieć jak to się dalej wszystko potoczy.


8.08.2014

Recenzja: "Legenda. Rebeliant" - Marie Lu

Tytuł: Legenda. Rebeliant
Autor: Marie Lu
Wydawnictwo: Zielona Sowa

Liczba stron: 304
Data wydania: listopad 2012
Ocena: 8/10


Pamiętam, że już trochę temu byłam bardzo zainteresowana tą serią, ale jakoś tak były inne tytuły do czytania i mi przeszło. Dopiero niedawno oglądając, którąś z booktuberek zachwalającą tą serię doszłam do wniosku, iż jednak przeczytam. Specjalnie starałam się nie czytać żadnych recenzji na jej temat, ponieważ chciałam sobie wyrobić najpierw własne zdanie, a dopiero później ewentualnie porównywać z tym, co o niej myślą inni. Jak już pewnie zauważyliście po ocenie książka mi się podobała. Jest to taka powieść dystopijna, a to jest jeden z moich ulubionych gatunków literackich. 

Jedną z kilku rzeczy, które mi się podobają jest narracja dwuosobowa. Dzięki temu poznajemy historię z dwóch różnych punktów widzenia, dodatkowo to nie jest tak, że każde wydarzenie jest opisane przez dwie osoby. I dobrze, bo inaczej mogłoby to być trochę nudne. Początkowo nie byłam zbytnio przekonana do tego typu narracji, jakoś tak mnie irytował, ale im dalej w książkę tym bardziej byłam szczęśliwa, iż jednak autorka się na to zdecydowała. Dzięki temu fabuła stała się ciekawsza. Bardzo mi to przypomina takie opowiadanie historii z przyjacielem. Ty znasz część faktów, twój przyjaciel resztę, a razem macie świetną historię. 

Jeśli chodzi o bohaterów to Mamy Day'a i June, którzy niby są kompletnymi przeciwieństwami, a jednak mają cechy wspólne. Świetnie myślący, wysportowani, spostrzegawczy, inteligentni. Najbardziej odróżnia ich podejście do życia. June całkowicie wierzy w system, który panuje, gardzi ludźmi z niższych klas społecznych, a także koloniami, czyli wrogim terytorium, jak i jego mieszkańcami. Aby otworzyła oczy na to, co ją naprawdę otacza i zakwestionowała wszystko, w co wierzy potrzebowała tak zwanego pchnięcia. Natomiast Day już od dawna nie wierzy w zakłamany system, mieszka na ulicy i stara się jak może pomagać ludziom. W sumie można by go nazwać Robin Hoodem, ale bez jego bandy, ponieważ w większości działa sam. 

Jedyne, co mi w tej historii trochę nie pasuje to wątek miłosny, ponieważ pojawia się on ni z tego ni z owego. Następnie coś tam jest, ale w żaden sposób się nie rozwija i nagle bam i mamy wielką miłość. To po prostu nie trzyma się kupy, gdyby jeszcze on w międzyczasie spokojnie się rozwijał to byłaby możliwość stworzenia z tego czegoś interesującego. Niestety tak nie było i jak dla mnie jest to mało realistyczne. 

Bardzo pozytywnie zaskoczyło mnie zakończenie. Można by powiedzieć, że równocześnie jest i nie jest zaskakujące, a także zapierające dech w piersi. Jest tak fajnie napisane, że czytelnik ma porządne zakończenie, ale równocześnie potrzebuje natychmiast przeczytać kolejną część. Naprawdę byłam pod wrażeniem, no i oczywiście jak najbardziej chciałam sięgnąć po następny tom. 

Ogólnie rzecz biorąc cieszę się, że udało mi się nie czytać żadnych recenzji, ponieważ mogłam podejść do lektury bez jakiś ogromnych oczekiwań. Dzięki temu książka była interesująca i zaskakująca. Polecam osobom, które lubią literaturę ciekawą dystopijną. 

4.08.2014

HIGH FIVE #12 Najlepsze książkowe szkoły z internatem

HIGH FIVE! to nowa akcja, w związku, z którą na blogu pojawiać się będą rankingi ulubionych, najlepszych, najbardziej interesujących, bądź najgorszych książek, filmów, gier, postaci, itp...
Dzięki temu zarówno czytelnicy mogą poznać bliżej blogerów, jak i blogerzy czytelników, jeśli ci będą chętni na podzielenie się swoimi przemyśleniami i opiniami.
Dołączyć możecie tutaj.

Tym razem na tapecie książkowe szkoły z internatem. Jakoś nigdy nie zastanawiałam się nad tym, które są najlepsze. ale na potrzeby tego rankingu przeprowadziłam wnikliwą analizę :) Oto jej wyniki:


1. Hogwart - "Harry Potter"

Nie wiem jak wy, ale ja odkąd przeczytałam pierwszą książkę o Harrym Potterze chciałam trafić do Szkoły magii i czarodziejstwa. Ta szkoła jest po prostu magiczna i nadal z wielką chęcią bym się tam wybrała.





2. Akademia Mitu - Seria "Akademia Mitu" 

Nie aż tak magiczna jak jej poprzedniczka, ale równie klimatyczna, a zarazem przerażająca. Bardziej luksusowa i nowoczesna szkoła z internatem, która dzięki wszechobecnym, ciut przyprawiającym o dreszcze rzeźbom nie traci na swojej wyjątkowości.



3. ST. MAGDALENE - "Gorączka"


Co prawda książka sama w sobie nie koniecznie mi się podobała, tak szkoła z internatem w niej opisana już bardzo. Całkowicie odmienna od swoich poprzedniczek ma w sobie coś co przyciąga. Poza tym to szkoła tylko dla wybitnie uzdolnionych, co skutkuje tym, że tam wszystko jest najlepsze. 



4. Amerykańska Szkoła w Paryżu (ASP) - "Anna i pocałunek w Paryżu"


Ta szkoła urzekła mnie przede wszystkim swoim położeniem. Ale nie tylko. Również tym jak wszystko było zorganizowane i jak wyglądały pokoje mieszkańców, a także stołówka i sale lekcyjne. Może nie jest to magiczne miejsce, ale mnie zdecydowanie zauroczyło. 



5. Easton Academy - "Tylko dla wybranych"


Na koniec szkoła z internatem, która była pierwszą, o jakiej przeczytałam. Od początku bardzo ją lubiłam ze swoimi budynkami pokrytymi bluszczem, akademikami dla bogatych dziewczyn oraz zawsze idealnie przystrzyżonymi trawnikami. Ona bardzo przypomina mi te wszystkie szkoły, które ogląda się na filmach i chyba to najbardziej mnie do niej przyciągnęło. 

1.08.2014

Podsumowanie Lipiec

Pozdrawiam was ciepło i serdecznie z Czarnogóry.  Mam nadzieję,  że macie udane wakacje :)

Liczba przeczytanych książek: 6
Liczba zrecenzowanych książek: 9
Ilość centymetrów do wyzwania "Przeczytam tyle ile mam wzrostu": 12.1 cm z tego wynika, że zostało 69.4cm
Ilość stron razem: 1868

Ilość stron dziennie: 60

A u was jak z czytaniem w lipcu? 

Reklama