30.09.2013

Recenzja: "Pandemonium" - Lauren Oliver

Tytuł: Pandemonium
Autor: Lauren Oliver
Wydawnictwo: Otwarte

Liczba stron: 376
Data wydania: październik 2012
Ocena: 8/10 


Opis: Lena żyje w świecie, w którym [miłość] uznano za niebezpieczną chorobę, a ludzie poddawani są zabiegowi, po którym już nigdy nie będą mogli kochać. Tuż przed operacją dziewczyna zakochuje się w Aleksie. Ich wspólna ucieczka kończy się tragicznie... Wśród dymu i płomieni Lena widzi twarz ukochanego po raz ostatni.
Zrozpaczona przystępuje do ruchu oporu, by walczyć o wolność i [miłość]. Na jej drodze staje tajemniczy Julian. Czy można pokochać największego wroga?


Ta książka chodziła za mną odkąd na moje półce pojawiła się pierwsza część, niestety na moje (nie)szczęście, akurat jak chciałam kupić ją w empiku, ponieważ była promocja, to jej nie mieli na stanie. Takim sposobem czatowałam na nią w bibliotece, znów moje szczęście wykazało się kreatywnością i tym razem była wypożyczona. No dobra, ale termin zwrotu był następnego dnia, ja już szczęśliwa, a tu patrzę chwilę później ktoś sobie przedłużył termin oddania. Takim sposobem całkowicie o niej zapomniałam. I zgadnijcie, co, któregoś razu jak byłam po inne książki w bibliotece to poleciła mi ją pani, stwierdzając, tylko to jest druga część. Gdyby nie to, to znając mnie pewnie bym nie przeczytała jej w najbliższej przyszłości. Ach to moje szczęście. 

Zakończenie poprzedniej części zmusiło mnie do myślenia, co może dalej z tą historią zrobić autorka. Tak myślałam, myślałam i wymyśliłam - coś tak niestworzonego, jak to ja potrafię. Mimo wszystko fabuła przerosła moje najśmielsze oczekiwania. Poprzednią książką pisarka ustawiła sobie bardzo wysoko poprzeczkę i ku mojemu kompletnemu zaskoczeniu tym dziełem udało jej się, nie tylko sprostać wymaganiom jak również podwyższyć je. To wydawało mi się prawie niemożliwe, a tu proszę jednak się dało. 

Jeśli chodzi o język to jest on bardzo czytelny, a co więcej autorka zrezygnowała w dużej mierze z przydługich opisów oraz to, co mnie zasmuciło to nie zauważyłam aż tylu porównań, które mnie tak zachwyciły w poprzednim tomie. Ciekawym zabiegiem, a mimo wszystko  w pewnym stopniu mnie irytowało, było podzielenie tekstu na rozdziały teraz i kiedyś. W ten sposób nie poznaliśmy kompletnego ciągu wydarzeń, które połączyłyby obie części, tylko dowiadywaliśmy się o nich stopniowo. Przyznaje, czasami to trochę mieszało mi w głowie, ale nie aż tak. 

Pamiętacie Lene? Taka trochę nijaka, bojaźliwa, niezdecydowana, a nawet powiedziałabym łatwa do zmanipulowania. Zapomnijcie, tamta Lena już "umarła" jak to określiła sama bohaterka. I to w 100 % jest prawdą, w tym tomie poznajemy dziewczynę odważną a często po prostu niemyślącą o konsekwencjach swoich decyzji, walczącą o swoje, niebojącą się okazywać uczuć i wrażać opinii, a mimo wszystko nadal trochę skołowaną i cierpiącą po stracie. Sądzę, że tego typu "lifting" przydał się naszej bohaterce, w końcu, kto lubi czytać na temat takich rozlazłych osobowości? 

Podsumowując, książka bardzo fajna, a nawet powiem więcej, póki, co to najlepsza część trylogii (zobaczymy jak to się będzie przedstawiać po przeczytaniu ostatniego tomu). Czytało się ją w mgnieniu oka, lekko i przyjemnie. Była w jakimś stopniu nieprzewidywalna, na tyle na ile może być nieprzewidywalna młodzieżowa książka o miłości. Sami wiecie jak to bywa, a mimo wszystko ta naprawdę była dość nieprzewidywalna. Polecam. 


28.09.2013

Recenzja: "Dreszcz" - Jakub Ćwiek

Tytuł: Dreszcz
Autor: Jakub Ćwiek
Wydawnictwo: Fabryka Słów

Liczba stron: 296
Data wydania: marzec 2013
Ocena: 7/10 


Opis: Oto Dreszcz! Rock N' Roll is Not Dead! Keith Richards na osiedlu Tysiąclecia? Why not?! Rychu Zwierzchowski wiedzie żywot pasożyta-luzaka - sex drugs and rock n’roll. Pije, pali, gra na streecie i usilnie stara się nie znaleźć poważnej, regularnej pracy. Utrzymuje go córka, która co jakiś czas dba o uzupełnienie jego finansowych potrzeb. Całe życie „Dreszcza” to koncerty i AC/DC ponad wszystko. Są przyjaciele i wrogowie, choć tych drugich rzecz jasna więcej. Aż pewnego dnia „Dreszcz” obrywa piorunem i... zyskuje nowe super moce. Tylko czy to coś zmienia? Jak to u Ćwieka bywa - muza głośno ryczy, a każda strona wali po uszach siłą decybeli. Odszedł „Kłamca”, nadchodzi „Dreszcz”. Bo ileż się można pieprzyć z Bogami.

Uwaga, uwaga, stał się cud. Ana przeczytała książkę, która nie jest romansem paranormalnym ani powieścią dystopijną. Nie no dobra przesadzam, to nie tak, że ograniczam się do czytania tylko tych dwóch wyżej wymienionych gatunków książek, po prostu jakoś tak ostatnio się złożyło, iż właśnie tylko takie lektury były przeze mnie wybierane. Ta książka trafiła do mnie całkowicie przypadkiem. Poleciła mi ją pani w bibliotece, gdy wypożyczałam lektury szkolne. Muszę powiedzieć, że jestem równocześnie zadowolona z faktu przeczytania tej pozycji jak i nim rozczarowana.

Po pierwsze, jest to dla mnie prawdziwy powiew świeżości po tych wszystkich książkach o miłości. Tu ona po prostu nie występuje, a gdyby występowała, to wtedy byłabym ogromnie zdziwiona. Koniec końców, nie jest to typ książki, która w jakikolwiek sposób traktuje o miłości.

Po drugie, kolejna nowość to dobór superbohatera, no, bo kto by pomyślał, że taki osobnik dorobi się takiego tytułu. On to idealnie pasuje na takiego podstarzałego rockmana, ale super moce, walka ze złoczyńcami. Nie to raczej nie może być jego bajka.

Poza tym, trzymając się tematu super bohaterów, widać tutaj ileś podobieństw do komiksów i istniejących już super bohaterów. Na przykład młody chłopak, który koniecznie chce zostać "pomocnikiem" superbohatera bardzo przypominał mi postacie z "Batmana". W sumie rzecz biorąc, sam zainteresowany rolą pomocnika przyznaje w książce, że chce być jak postacie z komiksu.

Przechodząc do minusów, za taki większy i w pewnej mierze wpływający na komfort i przyjemność czytania jest gwara, która została użyta przy wypowiedziach, niektórych bohaterów. Nie wiem jak wy, ale ja nie przepadam za tym, aby co kilka/kilkanaście chwil przerywać czytanie i domyślać się, co powiedziała dana postać. To jest po prostu dla mnie wkurzające. Jeszcze pół biedy gdyby na dole strony zostały umieszczone jakieś przypisy, aby rozwiać moje wątpliwości odnoście tego, co, która wypowiedź znaczy. Niestety tych brak. Z tego powodu uważam, iż książka jest lekko "nieczytelna".

Dodatkowo w fabule ogólne brakowało mi suspensu i nieprzewidywalności, a początkowo również wartkości akcji. Strasznie mi się dłużyło te kilkanaście pierwszych kartek. Coś, co jeszcze mnie dezorientowało była zmiana postaci, z których perspektywy była opowiadana historia.

Bardzo mnie rozbawiło ostrzeżenia na początku książki. Śmiech, śmiechem, ale okazało się ono być bardzo adekwatne, ponieważ momentami autor nie przebierał w środkach stylistycznych i możemy się spotkać z przekleństwami jak i ostrym językiem. Dla mnie ani to plus, ani minus, po prostu inny styl pisania autora, co nie znaczy, iż przeszkadzało mi to podczas czytania.

Podsumowując, książkę czytało mi się w miarę przyjemnie, a dużo lepiej by było gdyby nie ta gwara. Jak już wspominałam wcześniej, nie wiem czy jestem zadowolona czy nie, że przeczytałam tą pozycję. Z pewnością cieszę się, iż mogłam zapoznać się z twórczością jednego z rodzimych pisarzy. Czasami mam wrażenie, że ich twórczość jest przez ludzi niedoceniana, a naprawdę można trafić na jedyne w swoim rodzaju dzieła, które są warte przeczytania. Z drugiej strony jakoś tak czegoś mi brakowało w tej lekturze i w tym wypadu sądzę, iż na to wrażenie złożyły się te wszystkie minusy, o których pisałam i zabrały trochę tej przyjemności czytania.


24.09.2013

Recenzja: "Delirium" - Lauren Oliver

Tytuł: Delirium
Autor: Lauren Oliver
Wydawnictwo: Otwarte

Liczba stron: 360
Data wydania: kwiecień 2012
Ocena: 8/10 


Opis: „Mówili, że bez miłości będę szczęśliwa.
Mówili, że lekarstwo na miłość sprawi, że będę bezpieczna.
I zawsze im wierzyłam.
Do dziś.
Teraz wszystko się zmieniło.
Teraz wolę zachorować i kochać choćby przez ułamek sekundy, niż żyć setki lat w kłamstwie”.

Dawniej wierzono, że miłość jest najważniejszą rzeczą pod słońcem.
W imię miłości ludzie byli w stanie zrobić wszystko, nawet zabić.
Potem wynaleziono lekarstwo na miłość.

Czy gdyby miłość była chorobą, chciałbyś się wyleczyć?


Koniec końców, jednak koleżanka zachęciła mnie już tak ostatecznie do przeczytania tej książki. Owszem posiadałam ją na swojej półce przez jakiś czas, ale jakoś tak nie wiedziałam czy chce ją czytać czy nie. Dodatkowo nie chciałam za bardzo czytać recenzji innych na jej temat, ponieważ jeśli by mnie zachęciły to przeczytałabym tą pozycję mając gdzieś tam na obrzeżach umysłu jak recenzent ją odebrał i byłoby to na tyle świeże, iż po prostu mogłoby wpłynąć na moje odczucia odnośnie książki. Tak więc odpuściłam sobie recenzje i zdałam się na opinię mojej koleżanki, bardzo zwięzłą muszę dodać. Bez zbędnych detali.

Zaczynając książkę spodziewałam się zupełnie czegoś innego. No dobra może przesadzam, ale z pewnością spodziewałam się czegoś bardziej w stylu "ja tu nie pasuje" bądź "nie podoba mi się ten system, zbuntuje się wobec niego" i to od samego początku lektury. Jakie było moje zdziwienie, gdy okazało się, że fabuła potoczy się ciut inaczej, a jeszcze większe, kiedy dowiedziałam się, iż główna bohaterka nie ma nic przeciwko panującemu stanowi rzeczy. Nawet gorzej, sądzi, że to jedyne dobre wyjście dla ludzkości.

Drugim zaskoczeniem była miłość. Oczywiście z opisu wywnioskowałam jedyny możliwy wniosek: główna bohaterka jest już zakochana i tylko poznamy jej obiekt uczuć bądź pozna go w najbliższym czasie i zakocha się od pierwszego spojrzenia. Jakaż byłam szczęśliwa, że tak się nie stało. Dzięki temu książka zyskała pewien element świeżości, odróżniający ją na tle innych powieści. A ja muszę powiedzieć, iż nie mam zielonego pojęcia, skąd u mnie takie wyobrażenia o niektórych książkach, czasami sama siebie zadziwiam w tym, czego ja oczekuje od książki. Bardzo możliwe, że już po prostu za dużo naoglądałam się romantycznych filmów i naczytałam romansów paranormalnych. No cóż, bywa.

Ogromnie podobała mi się prostota i lekkość, z jaką została napisana książka. Ponad to uważam, że środki stylistyczne zostały w tym wypadku bardzo dobrze dobrane. Są to głównie porównania, które po prostu działają na wyobraźnie i to w dość dużym stopniu. Co więcej, sądzę, iż to jak pisarka przedstawiła miłość, w tym wypadku, jako chorobę zakaźną, której definitywnie trzeba się pozbyć, jest interesujący. Niektórzy pewnie sobie myślą, ale taka koncepcja jest tak bardzo oderwana od rzeczywistości. W tym wypadku muszę się z tymi opiniami zgodzić, a zarazem nie zgodzić. Z jednej strony, owszem jak miłość można ukazać w tak, powiedziałabym nawet, drastyczny sposób. Wychodzi na to, że można, a rozwijając temat sądzę, iż gdzieś tam na świecie są ludzie, którzy utożsamiają się z takim opisem miłości.

To powoduje, iż książka może być odebrana prze każdego inaczej i dobrze. Bo jaki byłby świat gdyby wszyscy myśleli i odczuwali tak samo. Brrr. Właśnie sobie to wyobraziłam i to w cale nie było miły obraz. Nie mniej jednak polecam tą lekturę i z chęcią dowiem się, co wy o niej sądzicie. 


21.09.2013

HIGH FIVE #7 Serialowe postacie, które mnie denerwują

Byłabym wdzięczna, jeśli moglibyście poświęcić chwilę swojego czasu i pomóc mi przejść do kolejnego etapu w konkursie. Wszystko, co trzeba zrobić to wejść tutaj ---> klik i zagłosować na zdjęcie na zdjęcie, które widnieje po prawej stronie tego tekstu. Byłabym bardzo wdzięczna za pomoc :)


HIGH FIVE! to nowa akcja, w związku, z którą na blogu pojawiać się będą rankingi ulubionych, najlepszych, najbardziej interesujących, bądź najgorszych książek, filmów, gier, postaci, itp...

Dzięki temu zarówno czytelnicy mogą poznać bliżej blogerów, jak i blogerzy czytelników, jeśli ci będą chętni na podzielenie się swoimi przemyśleniami i opiniami.

Dołączyć możecie tutaj.



Brian - "The Nine Lives of Chloe King"



Jakoś nie przepadam za tą postacią i muszę przyznać, że tak trochę bez powodu. Możliwe, iż nie za bardzo podoba mi się sposób, w jaki ta postać została wykreowana. Taki trochę ciapowaty, niezdecydowany koleś.








 
Viserys Targaryen - "Gra o Tron"



To jest chyba najbardziej znienawidzona postać z serialu, jaką kiedykolwiek miałam. Jak ja nie cierpię osób z takim charakterem. Zarozumiały, zadufany w sobie, uważa, że wszystko mu się należy, władczy i rodzina nic dla niego nie znaczy. Brrr... Jaka ja byłam szczęśliwa, kiedy przytrafiło mu się takie nieszczęście!












Ezra Fitz - Słodkie kłamstewka

Początkowo bardzo lubiłam tą postać, ale po tej sprawie z Maggie i Malcolmem zaczął mnie denerwować. A podczas kilku ostatnich odcinków zrobił się niezmiernie irytujący. Poza tym, jak on mógł? Nadal nie mogę w to uwierzyć. Mówię tutaj o finale sezonu, z którego można było dowiedzieć się ciekawych rzeczy. 




Caroline Forbes - "Pamiętniki wampirów"

Najbardziej denerwowała mnie ta postać, kiedy jeszcze nie przeszła tej całe metamorfozy. Wtedy naprawdę czasami było ciężko z nią wytrzymać. Jak już była po to zaczęłam się powoli do niej przekonywać. Natomiast teraz jest już coraz lepiej i muszę przyznać, że chyba powoli zaczynam ją lubić. A na 100 procent przestała mi przeszkadzać.





Emily Kmetko - "Za wszelką cenę"

Nie wiem, kto, ani dlaczego kreuje tak niefortunne postacie. Od początku ta bohaterka tylko mnie irytowała swoim zachowaniem, nie była w stanie docenić ani matczynej miłości, ani szansy, jaką w życiu dostała. Ponadto bała się zaufać komukolwiek i kończyła ufając złym osobom. Dla mnie była to katastrofa, jeśli chodzi o tą postać. To głównie z jej powodu przestałam oglądać serial.


A wy macie jakieś postacie, które was denerwują? Jakie?

18.09.2013

Recenzja: "Granice" - Aleksandra Ruda

Tytuł: Granice
Autor: Aleksandra Ruda
Wydawnictwo: - czytana w formie e-booka

Liczba stron: -
Data wydania: -
Ocena: 8/10 


Opis: Łatwo zostać biznesmenem. Ciężej jest dogodzić klientowi. Nie trudno znaleźć sobie nowy dom, trudniej uwolnić się od niebezpiecznych sąsiadów. Łatwo można obrazić się na bliskich, ale trudno kochać ich takimi jacy są. Bez trudu można rzucać zaklęcia i zwracać się o pomoc do bogów, ale inną zupełnie sprawą jest branie odpowiedzialności za swe postępki. Łatwo można marzyć o pięknym ślubie i szczęśliwym życiu małżeńskim, ale co zrobić jeśli mąż znika następnego ranka?.. Ani bogowie, ani demony, ani czarne charaktery nie mogą zatrzymać tych, którzy wiernie dążą do celu i kochają życie!


Źle zrobiłam to bardzo źle. Nie powinnam była czytać kolejnej książki z tej serii tylko zrobić sobie przerwę i przeczytać coś innego, ale, po co przecież to ja. Zawsze się to dla mnie źle kończy, bo po prostu nie wiem, co mogłabym jeszcze powiedzieć o książce. To wygląda mniej więcej tak jakbym całą moją wenę z pożytkowała no zrecenzowanie poprzednich części. Tym razem miałam trochę problemu z po układaniem moich odczuć dotyczących książki. Pewnie sobie myślicie, dlaczego w takim wypadku nie zrobić zbiorowej recenzji. Po pierwsze, nie jestem pewna czy to już wszystkie książki z tej serii, a po drugie nigdy jeszcze nie pisałam takiego typu recenzji i jakoś wątpię, abym była w stanie coś takiego napisać. Może w przyszłości :)

Od razu chciałabym zaznaczyć, że książkę czytałam na czytniku i było to dodatkowo nieoficjalne tłumaczenie, z tego powodu nie będę komentowała stylu autorki, ani języka, ponieważ uważam, iż mogły zostać zniekształcone po przez tłumaczenie.

Przechodząc do meritum. Z wszystkich trzech części ta, według mnie jest najciekawsza. Najwięcej się tu dzieje, a zaskakującym wydarzeniom i nieprzewidywalnym zwrotom akcji nie ma końca. Akcja płynie wartko i na prawdę bardzo mało prawdopodobne, że książka nas znudzi. Ja po prostu nie mogłam się od niej oderwać. Nadal nie mogę uwierzyć, iż pisarka była w stanie mnie tak zaskoczyć, nigdy, ale to prze nigdy nie pomyślałabym, że coś takiego może się zdarzyć.

Głowna bohaterka, której charakter pozostał bez zmian, nadal doprowadzała mnie do niekontrolowanych wybuchów śmiechu. Tutaj muszę jeszcze dodać, iż postać ta mimo wszystko bardzo wydoroślała i pokazała, co potrafi zrobić, dla ukochanego, jak już się uprze. Zdziwiła mnie ta przemiana, bo nic w poprzednich częściach na nią nie wskazywało. Ale nie martwcie się nadal w większości wypadków jest dobrze nam znaną, stworzoną na podstawie dużej ilości stereotypów bohaterką.

Zakończenie podobało mi się umiarkowanie. Niby ileś wątków zostało rozwiązanych i można by było uznać to za definitywny koniec serii, natomiast z drugiej strony czegoś mi brakowało w tym zakończeniu i z tego wnioskuję, że może to jeszcze nie koniec i w przyszłości będę miała szansę przeczytać o przygodach Oli i Otta. Mam wielką nadzieję, iż tak się stanie, a jak nie to pozostanie mi moja wyobraźnia i tworzenie własnych ciągów dalszych.


Recenzja bierze udział w Wyzwaniu Czytam Fantastykę.

14.09.2013

Recenzja: "Wybór" - Aleksandra Ruda

Tytuł: Wybór
Autor: Aleksandra Ruda
Wydawnictwo: Fabryka Słów

Liczba stron: -
Data wydania: marzec 2012
Ocena: 8/10 


Opis: Rzeczywistość na trzeźwo czasami jest nie do przyjęcia Być studentem ostatniego roku wcale nie jest łatwo. Zwłaszcza jeśli studiuje się magię i jest się najlepszym Mistrzem Artefaktów. Co prawda wszyscy chcą twoich talizmanów, ale za darmo! Na praktyki wyślą cię do najbardziej zapadłej dziury świata, z dala od czekolady oraz gorącej wody! I zawsze się znajdzie ktoś, kto zechce zobaczyć, jak zabijasz zombie. Owszem, jeżeli umrzesz to narzeczony – nekromanta cię ożywi, ale powiedzmy sobie wprost - to żadne pocieszenie. Olgierda Lacha, najbardziej obiecująca studentka Wydziału Magii Teoretycznej ma serdecznie dość ratowania świata za cenę ulubionej spódnicy. Chcesz być piękna, sławna i pożądana? Lepiej odpukaj w niemalowane.


Z racji tego, że tak świetnie bawiłam się czytając poprzednią część serii oraz trudności z wyborem co przeczytać następnie podjęłam decyzję, że jednak wezmę się za następne dzieło autorki. Muszę przyznać, iż czasami jak czytam kilka książek z serii pod rząd to mam problem późnej rozróżnić co w której mi się podobało, a co nie, tym razem, ku mojej uciesze było inaczej.

Przygody bohaterów dość dobrze zapisują się w pamięci i nie miałam żadnych problemów z rozróżnieniem co się działo kiedy i w której lekturze. Nadal jestem zafascynowana przygodami głównych postaci oraz tym jak bardzo śmiałam się przy tej książce. Poza tym jestem pozytywnie zaskoczona niespodziewanymi zwrotami akcji, zarówno na płaszczyźnie miłości jak i fabuły.

Niezmiernie polubiłam bohaterów i wielką przyjemność sprawiło mi czytanie o kolejnych kłopotach w jakie wpadają i jak udaje im się z nich wyplątać. Znając już trochę główną bohaterkę podejrzewałam , że sprawy miłosne mogą przybrać nieoczekiwany obrót, ale żeby aż tak?! Muszę przyznać, iż końcowy fragment książki bardzo mnie zasmucił no i sprawił, że po prostu nie mogłam wytrzymać aby dowiedzieć się co będzie dalej. Zakończenie było wręcz idealnie przemyślane, po to by torturować czytelnika. Muszę jeszcze wspomnieć o charakterze głównej bohaterki, który oczywiście pozostał niezmienny, natomiast doprowadził ją do podjęcia kilku decyzji, które skończyły się dużymi kłopotami.

Dzięki temu wszystkiemu książkę czytało się szybko i przyjemnie, podejrzewam, że na jakoś czytania miał wpływ lekki styl pisania autorki i jakość tłumaczenia. Tą książką po prostu nie można się znudzić.

Recenzja bierze udział w Wyzwaniu Czytam Fantastykę.

11.09.2013

Recenzja: "Odnaleźć swą drogę" - Aleksandra Ruda

Tytuł: Odnaleźć swą drogę
Autor: Aleksandra Ruda
Wydawnictwo:Fabryka Słów

Liczba stron: 464
Data wydania: lipiec 2010
Ocena: 8/10 


Opis:
"SOLIDNA PORCJA MAGII I HUMORU Ze szczyptą lubczyku Nic nie jest proste, gdy pochodzisz z maleńkiej mieściny, aspirujesz do ukończenia renomowanego Uniwersytetu Nauk Magicznych, a twoje imię jest kompletnie niemagiczne. Tymczasem… Ola Lacha – dziewczyna o ciętym języku i wyjątkowym wdzięku – wyrasta na mistrzynię magii wykreślnej. Trochę pieprzu, ciut mięty, sporo erotyki, wielka przyjaźń i duża łycha magii. Z Olgą Lachą, półkrasnoludem Ottonem, uzdrowicielką Lirą, nekromantą Irgą i trollami żądnymi hardcore’owych przygód nie można się nudzić."

Książka, opis jak i okładka, przyciągały mój wzrok i nie tylko już od dłuższego czasu. Koniec końców, po tym jak poleciła mi ją koleżanka, zdecydowałam się ją przeczytać i w cale nie jestem zawiedziona. Zauważyłam, że książki autorów zza naszej wschodniej granicy - Białoruś, Ukraina, itp. - mają taki specyficzny, niczym niewymuszony humor i to chyba najbardziej przyciąga mnie do tych pozycji.

Może zacznijmy tym razem od tego, co mnie irytowało w lekturze. Jest to taka jedna rzecz, niby drobiazg, ale potrafi namieszać. Nie przypominam sobie, żeby w książce gdziekolwiek był tak bardziej dokładnie określony czas, w którym rozgrywa się cała akcja. Nadal nie jestem w stanie wymyślić, w której epoce umieszczona jest fabuła, a to momentalnie doprowadzało mnie wręcz do szału, ponieważ nie wiedziałam, czy to całe opowiadanie ma sens.

Nie mniej jednak lektura doprowadziła mnie, i to kilkanaście razy, do śmiechu jak również kilka - do płaczu. Jeśli chodzi o główną bohaterkę, to została ona wykreowana tak trochę na modłę, może nie tyle głupiej blondynki, o ile takiej stereotypowej dziewczyny, która zawsze musi postawić na swoim, często zachowuje się nierozważnie, nie myśląc o konsekwencjach swoich czynów, jest zazdrosna o byle, co i jakże by inaczej wręcz uwielbia zakupy. Rozmyślając nad tym dłużej doszłam do wniosku, iż jest to osobowość bazowana na kilku bądź nawet kilkunastu różnych stereotypach o kobietach. Przyznaje, była ona czasami wkurzająca, ale to dało się przeżyć.

Patrząc na to, że panowały tam obyczaje zgodne z epoką, mniejsza o to, iż nadal nie wiem, jaka miała to by być, to wydaje mi się, że bohaterka jest dość postępową kobietą. Dla mnie najciekawszym aspektem książki jest to jak autorka opisała przyjaźń jak i miłość pomiędzy głównymi bohaterami. Musze przyznać, iż już czasami mam dosyć czytania o tym jak to przyjaźń przetrwała, nawet po mimo tych wszystkich  świństw, jakie przyjaciele zrobili sobie nawzajem. To samo z miłością, co książka to miłość po prostu nie z tego świata, a w każdym bądź razie mało realistyczna. Z tego też powodu bardzo podoba mi się miłość opisana w lekturze, jest taka bardzo normalna i to mi się niezmiernie podoba.

Przyjemnie jest czasami przeczytać książkę, w której mimo wszystko miłość i przyjaźń są bardzo prawdopodobne do znalezienia poza światem przedstawionym. Poza tym przygody głównych bohaterów jest tak przyjemnie czytać i wręcz nie można się oderwać od tekstu. Muszę przyznać, że już nie mogę się doczekać jak przeczytam kolejną część. Polecam!

8.09.2013

Recenzja: "Anioły i wampiry" - Kerrelyn Sparks

Tytuł: Anioły i wampiry
Autor: Kerrelyn Sparks
Wydawnictwo: Amber

Liczba stron: 336
Data wydania: styczeń 2013
Ocena: 8/10 

 
Opis: Nic na ziemi nie sprawi, że wampir o złamanym sercu zakocha się znowu…
Po 499 latach istnienia Connor Buchanan doszedł do nieuchronnego wniosku: jest zimnokrwistym draniem. Patrzył,jak jego przyjaciele – biedni, romantyczni głupcy – rzucają się w miłość na łeb na szyję.
Ale nie Connor. On wie, że miłość prowadzi wyłącznie do bólu…
Marielle nie jest taka jak inne kobiety, a jej nieziemska uroda skrywa piekielnie groźną tajemnicę. Czy Connor może czuć się przy niej bezpieczny? Czy sparzy się jak poprzednio, czy może dotyk Marielle uleczy jego serce? I czy Marielle wystarczy anielskiej cierpliwości, by sprawić, żeby seksowny nieśmiertelny zapomniał o przeszłości i poznał wreszcie niebiańską rozkosz…

Ta seria tej autorki jest jedną z moich ulubionych serii. Wszystkie książki idealnie nadają się na taki przerywnik między dłuższymi lekturami, dodatkowo są humorystyczne i czyta się je dosłownie chwilkę, a ja bardzo lubię ich fabułę oraz to, że każda opowiada o innej parze bohaterów, jednocześnie w pewien sposób łącząc wszystkie części w całość. Poza tym każda para głównych bohaterów jest inna, inaczej przeżywa, ma inny charakter, a mimo wszystko autorce udało się w jakimś stopniu pokazać, iż każda me jednak ze sobą ileś wspólnego.

Niby wiadomo jak książka się skończy, ale to nie zmienia faktu, iż bardzo przyjemnie jest poznawać po kolei losy bohaterów. Będąc przy tym spokojnym o swoje zszargane, przez inne lektury, nerwy, przecież i tak to skończy się tak a nie inaczej. Tak jak poprzednie części cyklu jest krótka i czyta się ją strasznie szybko.

Najbardziej zadziwia mnie ilość pomysłów, jakie autorka ma jeszcze w zanadrzu, to już 10 część, a mi nadal nie znudziło się czytanie. Co muszę przyznać jest na prawdę czymś dobrym, ponieważ czasami już 3 bądź 4 część  zaczyna mnie nudzić i zniechęca do czytania. Także jestem niezmiernie szczęśliwa, że pisarka za każdym razem pisze coś w pewien sposób oryginalnego i mam nadzieję, że ta seria zapewni mi rozrywkę przez jeszcze kilkanaście następnych tomów.

Może to zabrzmi dziwnie, ale uważam, że książka jest jednocześnie przewidywalna i nieprzewidywalna. W sumie rzecz biorąc wiem jak skończy się historia, ale nadal nie mam pojęcia, co mnie czeka po drodze. Nigdy nie wiadomo, czym cię zaskoczy. Plusem jest też nie możliwość dokładnego określenia czasu w książce, dzięki temu czytelnik ma wrażenie, iż wszystkie wydarzenia rozgrywają się w tempie ekspresowym. To z kolei powoduje, że nawet nie zauważamy, kiedy kończymy czytać książkę.

Bardzo podoba mi się wątek będący tłem dla wszystkich historii. Jest on umiejętnie wkomponowany w fabułę wszystkich części, ale nie zabiera całej uwagi czytelnika, natomiast zaostrza w czytelniku chęć przeczytania następnej części, aby dowiedzieć się, co może wydarzyć się dalej. Jego tempo jest idealnie dobrane, tak, aby nie przeszkadzać temu, w jakim tempie rozwija się główny wątek.

5.09.2013

HIGH FIVE #6 Moje ulubione okładki książek

HIGH FIVE! to nowa akcja, w związku, z którą na blogu pojawiać się będą rankingi ulubionych, najlepszych, najbardziej interesujących, bądź najgorszych książek, filmów, gier, postaci, itp...

Dzięki temu zarówno czytelnicy mogą poznać bliżej blogerów, jak i blogerzy czytelników, jeśli ci będą chętni na podzielenie się swoimi przemyśleniami i opiniami.

Dołączyć możecie tutaj.



Oczywiście w kolejności przypadkowej ponieważ nie mogłam się zdecydować.


1.  "Ja,diablica"

W sumie to podobają mi się wszystkie okładki książek z tej serii, ale ta konkretna najbardziej. Jest estetycznie wykonana, dzięki czemu przyciąga wzrok i powoduje u potencjalnego czytelnika chęć sprawdzenia, o czym jest treść tej ślicznie wyglądającej książki. Przynajmniej tak było ze mną :D











2. "Dotyk Julii"

Najpierw przeczytałam zapowiedź książki i stwierdziłam, że chyba sobie ją kupię, a jak zobaczyłam okładkę pierwszej części to po prostu podjęłam decyzję, iż ta pozycja na pewno znajdzie się na mojej półce. Okładka jest przepiękna i idealnie współgra z treścią książki. Gratuluje pomysłu to jest bardzo oryginalna okładka, nie przypominam sobie żebym widziała coś podobnego, a już na pewno nie na polskim rynku.











3. "Co wylądowało w lesie Rendlesham?"

Wydawałoby się, że okładka nie jest jakaś świetna, po prostu taka sobie, ale jak się bardziej nad tym zastanowić to można powiedzieć, że jest ona tajemnicza i osoba, która ją zobaczy może zechcieć dowiedzieć się, co oznacza symbol na okładce. Dodatkowo brawa dla autora książki, który tak trafnie wybrał okładkę. 












4. "Dary Aniołów"

Mówię tu o okładkach oryginalnych, które dopiero zostały wydane w Polsce. Okładki całej serii są zrobione w bardzo podobnym stylu i sądzę, że w jakiś sposób pasują do treści książek. Na pewno jest, na czym zawiesić oko i wyróżniają się spośród innych kolorystyką. Dodatkowym plusem są postacie z książek przedstawione na okładkach. Lubię wszystkie okładki z tej serii i nie mam jednej ulubionej.








5. "Cyrk nocy"

Okładka bardzo pasująca do treści, taka trochę mroczna z niewielkimi plamami koloru. Mam wrażenie, że po prostu została idealnie dobrana, a z tego, co wiem okładki innych edycji zostały albo takie same, albo mimo wszystko są w podobnej kolorystyce. Do tej okładki ciągnęło mnie i to trochę zanim zdecydowałam się sięgnąć po książkę. W pewnym stopniu zawdzięczam to okładce. 










A jakie są wasze ulubione okładki? Czym kierujecie się przy wyborze książki - tylko opisem, czy okładka mimo wszystko odgrywa ważną rolę w podjęciu decyzji?

2.09.2013

Recenzja: "Ja, potępiona" - Katarzyna Berenika Miszczuk

Tytuł: Ja, potępiona
Autor: Katarzyna Berenika Miszczuk
Wydawnictwo:
W.A.B.
Liczba stron: 416
Data wydania: październik 2012
Ocena: 9/10 


Opis: Wiktoria Biankowska, była diablica i niedoszła anielica, po raz trzeci wpada w kłopoty. A wszystko zaczyna się od białego krzyżyka na chodniku i pewnej ciężarówki z mrożonkami. Dziewczyna już sądziła, że wreszcie wszystko zaczyna się układać po jej myśli. Zdała sobie sprawę, że kocha diabła Beletha, wyzbyła się boskich mocy, a jej wielki przeciwnik Moroni został zamknięty w anielskim więzieniu. Ponadto diabeł Azazel tymczasowo nie planował niczego złowieszczego, zajęty pielęgnowaniem związku z królową Kleopatrą. Życie wydawało się piękne. Do czasu, kiedy przypadkiem trafiła do Tartaru. Czy Charon, niesławny brat Śmierci, pokaże Wiktorii wyjście z labiryntu? Czy Hitler, jeden z wodzów Podziemi, zdobędzie dzięki niej władzę absolutną? Czy księżna Elżbieta Batory zawróci w głowie Azazelowi? I najważniejsze - czy Wiktoria wreszcie będzie z Belethem?


Ta książka stała na półce i kusiła mnie swoją okładką już do dłuższego czasu, aż w końcu uległam i zabrałam się za jej czytanie. Muszę stwierdzić, że była to wyśmienita decyzja, ja po prostu ubóstwiam książki tej autorki. To wszystko przez jej styl pisania, specyficzny humor, ciekawe postacie i zaskakujące wydarzenia. Nigdy nie wiadomo, co na nas czeka tuż za rogiem.

Bardzo podoba mi się również dbałość autorki o szczegóły każda akcja ma swoją przyczynę jak i konsekwencję, z czego jestem niezmiernie zadowolona, ponieważ w niektórych lekturach tego brakuje, co według mnie idealnie oddziałuje na wyobraźnie i dzięki temu "widzę" wszystko jeszcze wyraźniej w mojej głowie.  Sama książka jest ogromnie interesująca i wciągająca, a czyta się ją w mgnieniu oka.

Wręcz przepadam za główną bohaterką, co prawda przyznaję, iż czasami bywa okropnie irytująca, a zwłaszcza za jej talentem do pakowania się we wszystkie możliwe tarapaty. Pół biedy gdyby to jeszcze były jakieś niewielki kłopoty, lecz gdzież tam to prawie zawsze są bardzo poważne opały dotyczące na przykład losów świata, bo przecież, po co człowiek ma się rozdrabniać. Lepiej raz a porządnie wpaść w tarapaty i jakoś tam z nich wyjść, niż ciągle mieć pomniejsze kłopoty w życiu, no nie?

Muszę jeszcze wspomnieć, z jaką łatwością byłam w stanie zobrazować sobie świat przedstawiony oraz te ciągłe, bezsensowne, ale niezmiernie zabawne do czytania, sprzeczki dwóch konkurujących ze sobą mężczyzn. Jakby bohaterce było mało swoich problemów to jeszcze na każdym kroku musi pilnować, aby  mężczyźni w jej życiu nie pozabijali się nawzajem. Polecam i to z całego serca!


Reklama