25.09.2014

Recenzja: "Elita" - Kiera Cass

Tytuł: Elita
Autor: Kiera Cass
Wydawnictwo: Jaguar

Liczba stron: 352
Data wydania: maj 2014
Ocena: 6/10


Jak pierwsza część trylogii ogromnie mi się podobała, tak ta jest wręcz do bani. Już nawet nie pamiętam kiedy ostatnio czytałam drugi tom serii, który był tak kijowy i o tyle gorszy od swojego poprzednika. Dosłownie wszystko mnie wkurzało od zachowania Ameryki po zachowanie Maxona i Aspena. Przez to jestem bardzo niezadowolona, ponieważ lektura zapowiadała się bardzo ciekawie i romantycznie, a tutaj wyszła taka kaszana. Wszystko zaczęło się komplikować po tym jak Aspen "wrócił do gry", a później to już było z górki i wszystko rozwinęło się w zastraszającym tempie.

W takim wypadku zacznę od tego nieszczęsnego Aspena. Po pierwsze to co zrobił w pierwszym tomie było dla mnie karygodne, ale to co wyprawiał w tym tomie to już zupełnie nowy poziom karygodności. Jak dla mnie nie mógł sobie poradzić z konsekwencjami swojej decyzji, więc zdecydował, że dodatkowo skomplikuje jeszcze życie Ameryki. Nie wiem skąd wziął się pomysł, aby umieścić coś takiego w fabule, ale według mnie to kompletny niewypał. 

Teraz słów kilka o Ami. Jak ona mnie wkurzała, jejciu do tej pory nie przypominam sobie, żeby jakaś bohaterka tak bardzo mnie irytowała. Była tak niezdecydowana, że aż chciałam sobie rwać włosy z głowy. Dodatkowo kompletnie nie rozumiałam skąd jej się to bierze, bo z mojego punktu widzenia Maxon nie miał powodu być dla niej fałszywy i kłamać o swoich zamiarach i uczuciach, skoro bądźmy szczerzy ona nie miała mu do zaoferowania żadnych wymiernych korzyści dla jego państwa. Niestety one tego nie widzi w ten sposób i przez to zachowuje się jak rozwydrzona, samolubna, bezmyślna dziewuszka. Poza tym irytował mnie fakt, że stosuje ona podwójne standardy, wobec niej inne niż wobec wszystkich innych, a gdyby było tego jeszcze mało to właśnie Maxona obwinia o wszystko swojemu zachowaniu nie mając nic do zarzucenia. 

Jedyną postacią, która według mnie zachowywała się w miarę fair był Maxon. I chociaż to wcale nie znaczy, że jakoś bardziej go polubiłam, to on jako jeden z niewielu w tej części zachowuje się nawet przyzwoicie. 

Ogólnie to ogromnie się zawiodłam na całej książce oczekiwałam czegoś bardziej poruszającego, bardziej zapierającego dech w piersi. Tej lektury nawet zakończenie nie uratowało. Chociaż samo zakończenie było okej, America dąży do lepszego, a Maxon dalej robi to co musi to i tak chyba nic nie byłoby w stanie uratować tego jak odebrałam tą pozycję. Poza tym w sumie tutaj to się zupełnie nic nie dzieje, oprócz dramatów głównej bohaterki, przetykanych randkami z Maxonem i spotkaniami z resztą kandydatek. Co prawda ktoś wspominał, że warto się przemęczyć przez tą część, ponieważ "Jedyna" jest świetna, ale ani przez moment nie przypuszczałam, że będzie aż tak źle. Co do tego czy warto to będę mogła wam powiedzieć dopiero jak przeczytam następną część. Póki co lekko odechciało mi się kontynuować przygodę z tą serią.

Recenzja bierze udział w Rekord 2014, Przeczytam tyle, ile mam wzrostu, Book Lovers, Czytam FantastykęBingo czytelnicze, Klucznik, Dystopia 2014, Z półki 2014, Pod hasłem.

21.09.2014

Recenzja: "Angelfall. Penryn i świat po" - Susan Ee

Tytuł: Angelfall. Penryn i świat po
Autor: Susan Ee 
Wydawnictwo: Filia

Liczba stron: 353
Data wydania:kwiecień 2014
Ocena: 10/10


Oficjalnie jestem ogromnie oczarowana tą serią i właśnie zaczęłam żałować, że wymieniłam się za pierwszą część. Po przeczytaniu tego tomu doszłam do wniosku, iż ta seria z całą pewnością powinna znaleźć się na liście moich ulubionych serii, przypuszczalnie gdzieś na samym szczycie. Nawet nie podejrzewałam, że ten tom wywrze na mnie tak duże wrażenie.

Z pewnością nie znalazłam w tej książce ani krzty syndromu drugiego tomu* (moje wytłumaczenie tego terminu znajdziecie pod recenzją). Z tego powodu bardzo się cieszę, ponieważ to zazwyczaj jest moja największa obawa: lektura będzie nudna i dużo gorsza od poprzedniej. Ale nie w tym wypadku. W tej książce tyle się dzieje, że aż nie sposób się od niej oderwać, a do tego nawet się nie zauważa kiedy przeczytaliśmy całą lekturę. I chociaż ja w takich przypadkach często dodaje, iż przez tak szybkie tempo akcji niezbyt ogarniam co się dzieje, to tutaj nie miałam z tym żadnego problemu.

Mimo, że natłok wydarzeń jest bardzo duży to jednocześnie autorka nie zapomniała o opisach miejsc i uczuć bohaterki, co zdecydowanie balansuje tą wartką fabułę. Dodatkowo zostały wprowadzone retrospekcje, które raz, że były ogromnie pozytywnym zaskoczeniem dla mnie, to jeszcze uspokajają akcję, czasami w najmniej oczekiwanym momencie. Poza tym one umożliwiają nam dużo głębsze poznanie Raffego. To bardzo mi przypadło do gustu, bo jest on tajemniczą i frapującą postacią, a ja z chęcią odkryłabym wszystkie jego tajemnice.

Jeśli chodzi o Penryn, to ona zdecydowanie jest moją ulubioną bohaterką (no może wraz z kilkoma innymi :D) Ma typowe dla człowieka odruchy, ale jednocześnie prawie do perfekcji opanowała kontrolowanie ich. Nie tylko troszczy się o rodzinę i bliskich, ale o ile da się coś zrobić, to o innych też. Określiłabym ją jako kompletne przeciwieństwo osoby samolubnej, co prawda zdarza się, że robi coś bez zastanowienia i pakuje się w tarapaty, ale mimo to przyświecają jej szlachetne cele.

Bardzo byłam zdziwiona tym, iż książka podobała mi się tak bardzo, chociaż brak w niej jakiegoś super wątku miłosnego. Owszem występuje on w fabule, ale jest bardzo stonowany i rozwija się w dobrym tempie nie zaskakując czytelników miłością znikąd. W sumie to jestem zafascynowana drogą jaką przebyli główni bohaterowie, aby wylądować w tym miejscu w jakim są teraz. Zaczynali jako wrogowie, a teraz są przyjaciółmi, a ja mam nadzieję, że w przyszłości będą czymś więcej niż tylko przyjaciółmi.

W tym tomie autorka poświęciła dużo uwagi wątkowi siostry Penryn, Paige. W żadnym wypadku nie spodziewałam się takiego obrotu spraw, a chociaż ten wziął mnie z zaskoczenia, to i tak ogromnie mi się spodobało jak to wszystko zostało zmyślnie zrobione. Poza tym mam wrażenie, iż bez tak rozwiniętego tego wątku książka mogłaby się okazać dużo bardziej nudna.

Muszę przyznać, że w ogólnie nie widzę w tej lekturze minusów, ale to chyba dobrze. Nawet zakończenie, do którego zazwyczaj mam dużą dozę nieufności, powaliło mnie na kolana. Nie ma to jak zostawić czytelnika chcącego więcej już, natychmiast. Ja uwielbiam takie zakończenia. Już nie mogę się doczekać kiedy dowiem się jak ta cała historia potoczy się dalej.

Chciałabym również poświęcić chwilkę na kontemplowanie okładki, która moim zdaniem jest najpiękniejszą okładką jaką do tej pory widziałam. Po prostu słów mi brakuje, aby ją opisać. Nadal nie mogę uwierzyć, że nasza okładka jest 10000000000 razy lepsza od oryginalnej, a zarazem się cieszę, iż jednak mamy taką a nie inną okładkę.

Tą serię polecam z całego serca i nawet jeśli pierwszy tom nie koniecznie zrobi na was tak ogromne wrażenie, to tym bardziej sięgnijcie po drugi. Na pewno nie będziecie zawiedzeni.

*Syndrom drugiego tomu / drugiej części - zapewne większość zrozumiała o co mi chodzi. Mianowicie jest to przypadek kiedy druga część serii jest dużo gorsza niż pierwsza, nie dorasta tamtej do pięt. Jakoś tak ostatnio to wyrażenie obiło mi się o uszy, ale rzeczywiście pasuje idealnie.

 Recenzja bierze udział w Rekord 2014, Przeczytam tyle, ile mam wzrostu, Book Lovers, Czytam Fantastykę, Klucznik, Z półki 2014Pod hasłem, Dystopia 2014.

18.09.2014

Recenzja: "Wszystko zostaje w rodzinie" - Aneta Jadowska

Tytuł: Wszystko zostaje w rodzinie
Autor: Aneta Jadowska
Wydawnictwo: Fabryka Słów

Liczba stron: 560
Data wydania: marzec 2014
Ocena: 9/10 


Jak sobie teraz przypomnę, że jeszcze kilka miesięcy temu nie byłam pewna czy chce rozpocząć moją przygodę z tą serią, a teraz z niecierpliwością wyczekuje kolejnych części. Nigdy nie pomyślałabym, że aż tak wciągnę się w świat wykreowany przez autorkę jak i fabułę, która z książki na książkę robi się coraz ciekawsza. 

Ten tom już od pewnego czasu stał u mnie na półce i kusił mnie, aby go przeczytać, więc dałam się skusić i przeczytałam. Chociaż żeby lepiej to zobrazować powinnam powiedzieć pochłonęłam. Jak już siadłam i rozpoczęłam czytanie, to nie oderwałam się dopóki nie dotarłam do ostatniej litery ostatniego słowa. Tak bardzo wciągnęła mnie ta lektura. W sumie nie powinnam się temu dziwić, ostatnim razem było dokładnie tak samo. 

Co prawda ta część różni się od poprzednich, ale mi to wcale nie przeszkadza, a wręcz jeszcze bardziej utwierdza w przekonaniu, iż to świetna seria, która dodatkowo potrafi być różnorodna. W tym tomie wydarzenia skupiają się bardziej na pozytywnych aspektach życia Dory. Ktoś może powiedzieć - przecież to nudy na pudy. Nic bardziej mylnego. Dla mnie zostało to bardzo inteligentnie przemyślane. W poprzedniej książce akcja pędziła na łeb na szyję, a wydarzenia prześcigały się w byciu coraz ciekawszymi. Działo się bardzo dużo, a czytelnik nie miał nawet chwili, aby odsapnąć. Teraz natomiast wszystko lekko zwolniło, dzieje się zdecydowanie mniej, a jak już się dzieję, to nie są to kłopoty na taką skalę jak poprzednio, a czytelnik może bliżej poznać Dorę. Większa część fabuły obracała się właśnie wokół swoistej rodziny głównej bohaterki.

Byłam tym bardzo pozytywnie zaskoczona, ponieważ idealnie wpasowuję się to w tytuł lektury. Uważam, że takie przemyślane tytuły oddają w pewien sposób ducha książki, a to zawsze jest plusem. W końcu lepiej, aby tytuł miał coś wspólnego z treścią niż był oderwany od rzeczywistości. Drugą sprawą jest okładka, która początkowo nie zrobiła na mnie większego wrażenia, ale jak już się kapnęłam, jak bardzo odnosi się ona do tego, co dzieje się w tym tomie byłam wręcz zachwycona. To dzięki takim małym niuansom okładka jest świetna. Z pewnością dużo lepiej oddaje ducha lektury, niż na przykład okładka "Wybranych". 

Wracając do tej zmiany, jest ona zdecydowanie na plus, dzięki niej autorka wywołała u mnie całą gamę uczuć od śmiechu po łkanie, a nawet uronienie łezki. Poza tym nie myślcie, że przez to w książce przestało się dziać cokolwiek wartego uwagi. Dora, jak to Dora, nadal pcha się w kłopoty, a co ciekawsze, to wpędza ją w kolejne kłopoty. Jest to bardzo sprytnie wykombinowane przez autorkę, jak już pojęłam, o co chodzi to nie mogłam przestać się śmiać. 

Jeśli chodzi o bohaterów, to Dora jest the best. Nie boi się niczego, za bliskim wskoczy w ogień, zawsze stawia na swoim, a mimo to nadal posiada tą kruchą stronę, która boi się, że zawiedzie, a czasami całkowicie w siebie nie wierzy. Najlepsze jest to, iż do tej pory nie zdawałam sobie sprawy o istnieniu tej kruchości u tej bohaterki, ale wcale mi to nie przeszkadza. Dzięki temu postrzegam ją bardziej, jako prawdziwą osobę. 

Niestety w tym tomie Miron, którego darzyłam sympatią, podpadł na całej linii. Co prawda rozumiałam motywy, jakimi się kierował, ale to nie znaczy, że jego myślenie nie było bez sensu. Rozwodzić się nad tym nie będę, bo to już podchodzi pod spoiler. Koniec końców, tak zwanie dostał za swoje i z powrotem powrócił do moich łask. Tak jak teraz się nad tym zastanawiam, to bez jego wybryku w książce mogłoby się zrobić trochę nudno. 

Podsumowując, wydarzenia w tej części przyjęły bardzo ciekawy obrót i już nie mogę się doczekać jak to dalej będzie się rozwijać. Z drugiej strony powoli zaczyna do mnie docierać, że moja przygoda z Dorą powoli zbliża się ku końcowi, w końcu pozostały już tylko dwa tomy i seria o rudej wiedźmie zostanie zakończona. Coś mi się wydaję, iż ten koniec będę odkładać jak najdłużej się da. 

Tak poza tym to polecam całą serię. Uważam, że jeśli ktoś nie jest do końca przekonany do polskich autorów, to będzie dobry sposób, aby się przekonać czy słusznie. 



Recenzja bierze udział w Rekord 2014, Przeczytam tyle, ile mam wzrostu, Book Lovers, Czytam FantastykęBingo czytelnicze, Klucznik, Z półki 2014Pod hasłemOd A do Z.

15.09.2014

Recenzja: "Wilczy trop" - Patricia Briggs

Tytuł: Wilczy trop
Autor: Patricia Briggs
Wydawnictwo: Fabryka słów
Liczba stron: 440
Data wydania: maj 2013
Ocena: 7/10


Po tą książkę sięgnęłam zachęcona inną serią autorki i chociaż długo się zabierałam żeby ją przeczytać, to w końcu mi się udało. Tylko teraz powstał pewien problem. Seria o Mercy Thompson tak bardzo mi się podobała, że przeczytałam wszystkie jej tomy na raz i mimo, iż to było już dość dawno to nadal pamiętam jak ogromnie byłam zachwycona. Natomiast tym razem było całkowicie inaczej. Lektura nie przypadła mi do gustu. Nie wiem czy to, dlatego że przejadły mi się już wilkołaki, a może ogólnie romanse paranormalne, ale szczerze w to wątpię.

Po pierwsze historia w żaden sposób mnie nie zauroczyła. Miałam wrażenie, iż jest jakaś taka nijaka. Ani ona wciągająca, ani innowacyjna, takie trochę nudy na pudy. Niby da się to przeżyć, ale po autorce spodziewałam się czegoś wybuchowego, zapierającego dech w piersiach. Z tego powodu jestem rozczarowana, myślałam, że historia wywoła u mnie jakąś reakcję. Ostatecznie jak nie pozytywną to negatywną też bym się zadowoliła. A tutaj zupełnie nic z mojej strony, pełna obojętność. 

Jeśli chodzi o bohaterów to wcale nie było lepiej. Anna, co do której żywiłam pewne nadzieje, okazała się być niemrawą, zaszczutą i niekonsekwentną osobą. Przeżyła swoje i nie miała w życiu lekko, ale jak przychodzi co do czego, mimo że sama zarzekała się, iż nigdy już więcej z nikim nie pójdzie do łóżka, to z własnej chęci wskakuje, nowo poznanemu kolesiowi do łóżka. Jaki w tym sens? Mam wrażenie, że gdyby opierała się temu dłużej i tym samym zmusiła Charlesa do większego zabiegania o nią, to byłoby zdecydowanie ciekawiej. A tak wyszła na taką ciut uzależnioną od seksu. 

W takim wypadku wróćmy jeszcze do Charlesa. Powiem szczerze, iż nie jest on o wiele lepiej wykreowany od Anny. Bardzo męski i przerażający, taki typowy wilk/samiec alfa, ale jak się okazuje chwilę później wariuje z "miłości". Niby okej, to mogłabym jeszcze przeżyć, ale wkurzał mnie swoim zachowaniem. Do tej pory nie przeszkadzało mu zbytnio to co robi, wiadomo jakieś wyrzuty sumienia miał, ale nie na taką skalę jak wtedy, kiedy poznał Annę i ta wróciła z nim do jego domu. Po tym po prostu nie dało się tego wytrzymać. Gdyby mógł to kompletnie odizolowałby ją od tej części swojego życia.

Jak zapewne zauważyliście w poprzednim akapicie pojawiło się słowo "miłość". To prawda w fabule pojawiło się jakieś uczucie między bohaterami, ale jak dla mnie to w żadnym wypadku nie była miłość, ponieważ pojawiła się dosłownie znikąd. Sami wiecie jak ja podchodzę do tego typu wątków miłosnych. Takie bez sensu one, po co tam od razu tak o pchać miłość, przecież to mogło być na przykład początkowo samo pożądanie, które wraz z biegiem czasu przerodziłoby się w coś więcej. Wystarczyłoby mi nawet, żeby między nimi było wyraźne przyciąganie. To też mogłoby się dalej rozwinąć w coś pięknego, ale nie to zawsze musi być miłość znikąd. 

Jedyny moment w książce, do którego nie mogę się przyczepić to zakończenie, ponieważ akurat ono było trzymające w napięciu i ciekawe. Z tego powodu jestem tym bardziej zawiedziona resztą lektury, w końcu było widać, iż autorka jak chce to może pisać tak jak w poprzedniej serii.

Właśnie mi się jeszcze przypomniało, co jeszcze rozstrzygnęłam na korzyść książki. Mianowicie chodzi o to, że nie uświadczyłam tutaj zbyt dużej ilości scen erotycznych. Owszem są takie, ale ich ilość i natężenie zostały dostosowane do historii. Za to ogromny plus, bo czasami tego seksu bywa w lekturze tak dużo, że ginie pod nim cała fabuła. 

Podsumowując, sama się zastanawiam czy sięgnę po kolejne części, jeśli wyjdą w Polsce. Z jednej strony nadal mam nadzieję, że będę miała szansę doświadczyć tego świetnego pióra autorki w nich, a z drugiej strony ta książka skutecznie mnie zniechęciła do następnych. Poza tym na tle serii o Mercedes Thompson ta póki, co wypadła bardzo słabo


12.09.2014

Recenzja: "Serce w chmurach" - Jennifer E. Smith

Tytuł: Serce w chmurach
Autor: Jennifer E. Smith
Wydawnictwo: Bukowy Las
Liczba stron: 222
Data wydania: luty 2012
Ocena: 8/10


Tę książkę chciałam już przeczytać od jakiegoś czasu, co prawda w oryginale, ponieważ nie wiedziałam, że została ona przetłumaczona na polski i wydana. A to wszystko przez ten tytuł, który jest całkowicie inny od angielskiego. Dopiero jak natknęłam się na nią w bibliotece to sobie ten fakt uświadomiłam. Ogromnie się cieszę, iż mogłam ją przeczytać, bo jest to ciekawa pozycja, a jednocześnie tak krótka, że czyta się w trymiga. Co prawda jak dla mnie oryginalny tytuł bardziej przyciągał wzrok, ale Polski też nie jest zły i zdumiewająco idealnie wpasował się w charakter książki. Jeśli przyszłoby mi opisać tą lekturę tylko jednym słowem było by to intensywna. Co w zupełności mnie nie dziwi, biorąc pod uwagę ile się dzieje na zaledwie 222 stronach. 

Jeśli chodzi o to, co mi się nie podobało w lekturze, to można tutaj na pewno zaliczyć narrację. Historię opowiadał wszystkowiedzący narrator, za czym ja nie przepadam. Dla mnie coś takiego było, jest i będzie irytujące, chociaż zdarzały się momenty zatracenia w fabule, kiedy to całkowicie nie zwracałam na to uwagi, aby chwilę później przysłowiowo "kuło mnie to w oczy". Bądź, co bądź książka zaintrygowała mnie na tyle, bym jej nie odłożyła nawet z powodu wkurzającej narracji. 

Jak już wspominałam książka jest intensywna, ale nie tylko za sprawą tego ile się dzieję. W dużej mierze to też zasługa ilości różnorodnych emocji, które towarzyszyły zarówno bohaterom jak i czytelnikom. Naprawdę byłam zdziwiona tym jak bardzo nastroje bohaterów wpływały na mój humor. Dosłownie czułam się tak jakbym posiadała emocjonalną więź z postaciami. 

Byłam bardzo zaskoczona, kiedy okazało się, iż wątek miłosny przypadł mi go gustu, zwłaszcza, że ja do tego typu wątków podchodzę jak do jeża i w większości przypadków nie cierpię. Tak tutaj on świetnie współgra z fabułą i szczerze powiedziawszy nie widzę na jego miejsce niczego innego, co by się nadawało. Niby wszystko jest zbudowane dookoła miłości, ale jest również logiczne i ma sens, a nie jak to czasami bywa. Podoba mi się również to, że mimo grania pierwszych skrzypiec w fabule, nie przyćmiewa on innych wątków. Sprawiając, iż książka jest jeszcze ciekawsza, a czytelnik nie będzie narzekać na nudę. Poza tym autorka co rusz bardzo sprytnie wyprowadza nas w pole. Ani razu nie byłam do końca pewna, co będzie dalej, ponieważ co rusz napotykałam zaskakujące zwroty akcji. 

Jeśli chodzi o bohaterów, to miałam wrażenie, że trochę ciężko było ich poznać podczas tak krótkiej lektury, a mimo to pisarce udało się sprawić, iż ich bardzo polubiłam. Hadley, jak na swój wiek, była bardzo dojrzała emocjonalnie i chociaż czasami mówiła, co jej ślina na język przyniesie to potrafiła przyznać się do błędu i przeprosić, kiedy w końcu docierało do niej co zrobiła. Takich bohaterów to ja lubię.  Nie protestowałam też zbytnio z powodu tego jak książka się skończyła. Akurat w tym przypadku zakończenie było idealnie dopasowane do reszty treści. 

Podsumowując, zdecydowanie poleciłabym tę książkę osobom zdołowanym i smutnym, ponieważ świetnie podnosi na duchu. Nawet nie spostrzegłam, kiedy poprawił mi się humor. Dodatkowo jest to lekka lektura idealna do odstresowania się po dniu pełnym wrażeń, jak i do czytania pomiędzy bardziej wymagającymi książkami. 


Recenzja bierze udział w Rekord 2014, Przeczytam tyle, ile mam wzrostu, Book LoversGrunt to okładkaCzytamy polecane książki.

9.09.2014

Recenzja: "Dar Julii" - Tahereh Mafi

Tytuł: Dar Julii
Autor: Tahereh Mafi
Wydawnictwo: Otwarte
Liczba stron: 383
Data wydania: maj 2014
Ocena: 8/10


Muszę powiedzieć, że miałam pewne obawy przed sięgnięciem po tę książkę. W żadnym wypadku nie chciałam się rozstawać z bohaterami, ani też z fabułą, ale z drugiej strony bardzo chciałam dowiedzieć się jak autorka podsumuje tą trylogię. To drugie jednak przeważyło i postanowiłam ją wziąć ze sobą na wyjazd i przeczytać. 

Nie żałuje mojej decyzji, a jednak jestem ciut zawiedziona tą lekturą. Po przeczytaniu książki uderzyła mnie myśl, że nie jestem nią tak zachwycona jak poprzednimi tomami. Z tego powodu jestem zawiedziona, ponieważ biorąc pod uwagę poprzednie części to oczekiwałam czegoś ekstra wystrzałowego, a nie koniecznie to dostałam. 

Zaskoczyć to mnie zaskoczyła i była też ogromnie wciągająca, wręcz nie mogłam się od niej oderwać, ale brakowało jej tego czynnika wow, który to sprawia, iż książka jest super świetna. 

Na plus z pewnością muszę zaliczyć fakt, że Julia dalej dorasta i rozwija się. Jej osobowość staje się coraz ciekawsza, w końcu, kto lubi czytać o dziewczynach bojących się własnego cienia, ja na pewno nie. Zdecydowanie fajniej czyta się o nieustraszonych, hardkorowych (bądź, jak kto woli badass)  bohaterkach, które mają mocno zarysowane osobowości i nie uciekają na widok nawet najmniejszego niebezpieczeństwa. Nie wiem jak wy, ale takie mdłe bohaterki to zdecydowanie nie dla mnie. Co prawda Julia w głębi duszy nadal pozostała po części dawną sobą i to czasami wypływa na wierzch, przez co momentami robi się jeszcze bardziej interesująco. 

Natomiast Adam ogromnie mnie zgorszył w tym tomie. Nie tego się po nim spodziewałam i jestem zdziwiona, iż autorka jednak uciekła się do chwytów tego typu. Mianowicie Adam zmienił się na dużo gorsze, a do tego ta jego przemiana jest taka trochę mało wiarygodna. Cały czas miałam wrażenie, że pisarka zrobiła to specjalnie tylko po to, aby czytelnik jednak bardziej przekonał się do Warnera. I chociaż cel został osiągnięty, po tym już kompletnie znielubiłam Adama, to nadal można było to uzyskać w inny sposób. 

W takim wypadku został mi jeszcze Warner/Aron. Mimo, że początkowo kibicowałam Adamowi, to od początku bardziej intrygował mnie Aron i w duchu to jemu jednak życzyłam jak najlepiej. Dlatego też jestem bardzo zadowolona z tego jak to się wszystko potoczyło w tym tomie. Mamy okazję w końcu w pełni poznać tą postać i muszę powiedzieć, iż od teraz patrzę na niego zupełnie inaczej. Według mnie jego postać jest bardziej złożona, niż postać Adama, co czyni go tajemniczym i intrygującym, ale nawet jak już część otaczających go sekretów zostanie wyjawiona, to nadal zostaje interesująca rozbudowana osobowość, której nie da się znienawidzić ot tak o. Idąc krok dalej stwierdzam, że ten bohater jest na tyle skomplikowany, aby uniemożliwiało to przedstawienie go w całości w jednym tomie. Po prostu było na to potrzeba aż trzech. A teraz tak serio, dużo lepiej jest krok po kroku rozpalać w czytelniku ciekawość odnośnie bohatera, niż wyłożyć wszystkie karty na stół od razu.

Co do fabuły, to jak już wspominałam nie jestem do końca usatysfakcjonowana. Miałam wielką nadzieję  na coś, co wgniecie mnie w fotel i pozbawi oddechu na krótką chwilę, a nie koniecznie to dostałam. Rzeczywiście momentami wręcz nie mogłam usiedzieć na miejscu z powodu ekscytacji i napięcia, ale z drugiej strony były też chwile, kiedy domyślałam się co będzie dalej i to już nie sprawiało mi takiej frajdy. Zdecydowanie podobały mi się relacje Julia Warner, tam to się dopiero działo. Spodziewałam się, ze autorka ostatnią część wzniesie na wyższy poziom niż dwa poprzednie tomy, ale jakoś nie odebrałam tego w ten sposób. Mogę nawet powiedzieć, iż dwa pierwsze tomy dużo bardziej podbiły moje serce. 

Jeśli chodzi o zakończenie, to aż szkoda słów. Dla mnie jest to zdecydowanie porażka roku, jeśli chodzi o tą książkę. Niby wszystko fajnie, ale jednak nie, i nie wiem czy to ja zrobiłam się bardziej krwiożercza czy co, ale to zakończenie całkowicie mi nie pasowało do książki. Chodzi przede wszystkim o to, że po tym jak autorka pokazała, na co ją stać, to zakończenie jest takie trochę nudne. I chociaż cieszę się, że wszystko skończyło się tak, a nie inaczej to zakończenie bardziej przypominało mi środek książki niż podsumowanie całej trylogii. Dużo bardziej, według mnie, sprawdziłoby się tutaj coś, co wywołałoby u czytelnika wiele sprzecznych emocji, a nawet wprawiło w osłupienie. Mam wrażenie, iż autorka zostawiła sobie otwartą furtkę w razie gdyby jednak chciała kontynuować tą serię. 

Podsumowując, uważam, że ten tom na tle innych wypadł gorzej niż się spodziewałam. Koniec końców nie żałuję przeczytania tej pozycji. W końcu dowiedziałam się co dalej działo się z bohaterami, a także miałam możliwość ponownego zagłębienia się w świat wykreowany przez pisarkę, co zawsze sprawia mi wielką przyjemność. Sądzę, że jeśli przepadacie za literaturą z gatunku dystopia to będzie to dla was świetna seria i może wam akurat spodoba się to jak cała trylogia się zakończyła - kto wie w końcu każdy ma inny gust.


4.09.2014

Recenzja: "Rywalki" - Kiera Cass

Tytuł: Rywalki
Autor: Kiera Cass
Wydawnictwo: Jaguar

Liczba stron: 333
Data wydania: luty 2014
Ocena: 9/10


Z tego co się już zdążyłam rozeznać w sytuacji, to czytelnicy albo uwielbiają tę książkę i wyrażają się o niej w samych superlatywach, albo kompletnie za nią nie przepadają. Ja "polowałam" na tą książkę zanim jeszcze została wydana w Polsce, a jak już dostałam ją w swoje ręce to byłam niezmiernie zachwycona. Po lekturze moje uczucia były z lekka mieszane. Kilka aspektów mnie zachwyciło, ale niestety parę też rozczarowało.

Sama historia ogromnie mi się spodobała, i chociaż cały czas nie mogę nie myśleć jak bardzo jest ona podobna do "Atrofii" Lauren DeStefano, to w żadnym wypadku mi to nie przeszkadzało. W sumie nawet działało na korzyść "Rywalek", ponieważ tamta książka, z tego, co pamiętam, też mi się podobała.

Z drugiej strony świat przedstawiony był ubogi w szczegóły i z tego powodu miałam niewielki kłopot z wyobrażeniem go sobie w mojej głowie. Równocześnie jestem świadoma, że nie dla każdego to będzie wada. Zapewne niektórym takie rozwiązanie przypadnie do gustu, w końcu wtedy wyobraźnia czytelnika ma większe pole do popisu. W tym wypadku lekko mi to przeszkadzało, ale nie na tyle, aby zniweczyć przyjemność z czytania lektury.

Muszę też powiedzieć, że jestem rozczarowana zakończeniem. Po prostu zabrakło mi w nim takiego elementu WOW, który budzi we mnie ogromną chęć sięgnięcia po kolejne części. Wydaje mi się, iż ja oczekiwałam czegoś bardziej zaskakującego. Na szczęście tutaj na pomoc przychodzi fabuła i bohaterowie. To dzięki nim na pewno sięgnę po dwa kolejne tomy i, jak u nas wydadzą, nowelkę też.

Jeśli chodzi o bohaterów, to America została przeze mnie od razu polubiona. Jest ona osobą, która nie boi się powiedzieć, co myśli i chociaż bywa zagubiona, to podziwiam ją, za to jak szybko się przystosowała do nowej sytuacji, a także jak dobrze sobie z nią radzi. Natomiast do Maxona początkowo pałałam niechęcią, podobnie jak główna bohaterka, na szczęście wraz z upływem czasu zaskarbiło sobie moją przychylność. Czego nie mogę powiedzieć o Aspenie. Jakoś tak początkowo byłam nastawiona do niego obojętnie, ale po tym wszystkim, co zrobił to przestałam go lubić.

Zdecydowanie muszę powiedzieć, że nie ma się co spodziewać jakiejś super mega romantycznej historii, ponieważ realia książki na to nie pozwalają. Natomiast samego romantyzmu i dużej ilości uczuć tu nie brakuje. Nie jest to również jakaś ckliwa historia, co jest plusem, bo te bywają nudne.

Jeszcze jedną rzeczą, która mnie irytowała były momenty oderwane od fabuły. Mam na myśli, na przykład, jakieś wydarzenia, które w żaden sposób nie pasowały do reszty i spokojnie można by było je pominąć. No chyba, że one będą miały jakiś wpływ na kolejne części trylogii. Bądź co bądź, może i coś takiego denerwowało, ale z pewnością nie niweczyło radości czytania. 

Podsumowując do tej lektury podchodziłam z pewnymi oczekiwaniami i co mnie zdziwiło prawie wszystkim sprostała. Jestem bardzo szczęśliwa, iż w końcu udało mi się ją przeczytać i z wielką niecierpliwością oczekuje moment, kiedy w końcu będę mogła się zabrać za kolejną część. 


Recenzja bierze udział w Rekord 2014, Przeczytam tyle, ile mam wzrostu, Book Lovers, Czytam FantastykęBingo czytelnicze, Klucznik, Dystopia 2014Czytaj - to się opłacaSerie na starcie 2014Z półki 2014

1.09.2014

Podsumowanie Sierpień

Póki co sierpień okazał się być najlepszym miesiącem, przynajmniej jak dla mnie. Wiem, że dla większości z was to już koniec wakacji, ale mi został jeszcze miesiąc i chciałbym, aby był równie dobry co sierpień. Wszystkich tych, którzy musieli już wrócić do szkoły serdecznie pozdrawiam :)

Liczba przeczytanych książek: 12
Liczba zrecenzowanych książek: 8
Ilość centymetrów do wyzwania "Przeczytam tyle ile mam wzrostu": 31.5 cm z tego wynika, że zostało 37.9 cm
Ilość stron razem: 4853

Ilość stron dziennie: 157



A u was jak z czytaniem w sierpniu? 

29.08.2014

Recenzja: "Wędrówka przez sen" - Josephine Angelini

Tytuł: Wędrówka przez sen
Autor: Josephine Angelini
Wydawnictwo: Amber

Liczba stron: 368
Data wydania: lipiec 2012
Ocena: 6/10


Muszę powiedzieć, że jakość tej książki w porównaniu do pierwszego tomu serii jest gorsza. W sumie to szkoda, ponieważ liczyłam na coś równie dobrego, a nawet lepszego niż poprzednia część, no i niestety zawiodłam się prawie na całej linii. 

Niby działo się tutaj równie dużo, co w pierwszej części, ale jak dla mnie fabuła lekko zboczyła z obranego wcześniej kursu i niezbyt mi się to spodobało. Nadal głowię się, dlaczego autorka zdecydowała się pójść w ten utarty schemat trójkąta miłosnego. Ja rozumiem, że ten bohater był potrzebny do fabuły, ale po co od razu dokładać tam miłość. Uważam, iż dałoby się to rozwiązać zupełnie inaczej i prawdopodobnie wyszłoby ciekawiej. Nawet pomijając to, co przed chwilą powiedziałam to ten trójkąt miłosny jest tak mało wiarygodny, że aż szkoda słów. To coś w rodzaju Helena kocha Lucasa, ale jednak nie do końca, bo zakochuje się w kimś innym. No chyba, że kocha dwóch chłopców na raz, co już w ogóle jest dla mnie lekkim absurdem. Poza tym wszyscy jej powtarzali, aby przypadkiem się nie zakochała w tym nowo poznanym gościu, bo to się źle skończy, ale po co słuchać kogokolwiek, lepiej jest być bezmyślnym. W końcu tak fajniej. No, ale mniejsza. Przejdźmy dalej. 

Lucas też wcale nie prezentuje się lepiej. Raz po raz rani Helenę, podobno dla jej dobra, nie stara się i raczej prezentuje postawę ja mam wszystko gdzieś. Najbardziej dobiło mnie to, że kompletnie nie walczył o swój związek z Heleną, chociaż jeszcze kilka stron wcześniej zarzekał się, iż zrobi wszystko, aby mogli być razem. Dla mnie to w żadnym wypadku nie ma sensu i nawet zaczęłam się zastanawiać czy on ją kocha, bo przecież miłość polega na ciągłej walce o lepsze jutro i nie opuszczaniu swojej drugiej połówki w potrzebie. 

Jeszcze jedno na temat Heleny. Boi się Lucasa, ale też boi się powiedzieć komuś o tym jak bardzo nienawidzi swojej misji i to ją zabija. Dodatkowo jej bezmyślność w tej części dosłownie powaliła mnie na łopatki. Mam wrażenie, że wszyscy bohaterowie w jakiś sposób cofnęli się w rozwoju.

Po tym wszystkim, czego doświadczyłam moje oczekiwania, co do zakończenia drastycznie zmalały, a jemu o tak udało się mnie rozczarować. Myślałam, że będzie to coś mogące uratować tą książkę, ale jednak nie. Zakończenie było mdłe i przewidywalne. Niczym mnie nie zaskoczyło i nie zachęciło do sięgnięcia po ostatnią część.

Podsumowując, w tym wypadku niestety sprawdziło się stwierdzenie, iż środkowe części serii są najgorsze. Teraz muszę się poważnie zastanowić czy będę chciała sięgnąć po ostatnią część trylogii. Z jednej strony ten tom mnie do tego nie zachęcił, a z drugiej słyszałam, że trzeci tom jest wręcz zabójczy i warto go przeczytać. Pożyjemy zobaczymy. 


27.08.2014

Recenzja: "Legenda. Wybraniec" - Marie Lu

Tytuł: Legenda. Wybraniec
Autor: Marie Lu
Wydawnictwo: Zielona Sowa

Liczba stron: 368
Data wydania: marzec 2013
Ocena: 8/10


Po przeczytaniu tej części chyba zaczynam rozumieć, co ci wszyscy polecający widzą w tej serii. Z każdą przeczytaną stroną robi się coraz ciekawiej i już wprost nie mogę się doczekać jak to wszystko się zakończy.

Podoba mi się to, jak autorka co rusz wyprowadza nas w pole. Do samego końca nie byłam pewna jak to wszystko się potoczy i z tego powodu przez prawie całą lekturę siedziałam na samym końcu krzesła. Wiecie tak się zazwyczaj siedzi, kiedy nie można się doczekać na coś bardzo ekscytującego. Mniej więcej tak to wyglądało w moim wypadku. Poza tym, co było lekko zaskakujące dla mnie, nie brakuje momentów, kiedy to byłam blisko płaczu. Nie koniecznie jest to coś złego, po prostu wprowadza lekki zamęt emocjonalny.

Plusem jest też dla mnie fakt, że akcja toczy się wolniej niż w poprzedniej części. Pozwalało mi to na przyswajanie tego, co przeczytałam na spokojnie, bez odkładania książki na bok. Mimo to w lekturze nadal dużo się dzieje. Są niebezpieczne zadania, poważne decyzje i bohaterowie, którzy dorastają do ich podejmowania. Jednym słowem, nawet nie ma mowy o byciu znudzonym. 

Dodatkowo autorka wzbogaciła fabułę dodając takie drobne szczegóły, na które nikt zazwyczaj nie zwraca uwagi. Sądzę, iż jest to bardzo sprytnie przemyślane, ponieważ to właśnie one uwierzytelniają historię i spajają wszystko ze sobą. Bardzo zadziwiło mnie to jak duży wpływ na fabułę tej części miała poprzednia. Zazwyczaj to wygląda tak - owszem poprzedni tom lekko kształtuje swojego następce, ale te powiązania są dość blade. W tym wypadku miałam wrażenie dosłownie jakby to była jedna książka. Czytając tą część mogłam dokładnie stwierdzić, jakie wydarzenie spowodowało to, co w tym momencie się dzieje. 

Co prawda jest też szczegół, który mnie niezmiernie irytuje, a nawet stawia moje lubienie tej książki pod znakiem zapytania. Chodzi o ten nieszczęsny trójkąt miłosny, niby nie jest w formie, do jakiej jestem przyzwyczajona i nie dominuje w fabule, bo pojawia się dość nagle, ale ma wpływ na to, co będzie się dalej działo. I to mnie denerwuje, ale póki co książka na tyle mi się podoba, że nie mam z tym większego problemu. Tak zwanie da się to przeżyć. Poza tym wątek miłosny nadal jest porażką. Bardzo mało wiarygodny, a sami wiecie jak ja do tego podchodzę - to jest coś, co powinno być jak najbardziej rzetelne i realne. 

Samo zakończenie jest tak smutne, że aż serce się kaja, co tylko potęguję chęć przeczytania kolejnej części. Poza tym mamy tutaj naprawdę dobry cliffhanger. Nawet bym nie pomyślała, iż autorka jednak zdecyduje się na takie posunięcie, ale brawo dla niej, w zupełności popieram.

Podsumowując, powoli zaczynam rozumieć, dlaczego tyle osób poleca te książki i chociaż ta seria raczej nie dołączy do moich ulubionych to zdecydowanie mi się spodobała i z wielką chęcią przeczytam ostatni tom trylogii. Polecam ją osobom, które gustują w dystopii z nutką romansu. 



25.08.2014

Recenzja: "Wybrani" - C.J. Daughtery

Tytuł: Wybrani
Autor: C.J. Daughtery
Wydawnictwo: Otwarte

Liczba stron: 440
Data wydania: marzec 2013
Ocena: 8/10


Dużo pozytywnego się nasłuchałam o tej książce, wiele blogerek ją polecało, ale ja jakoś nigdy nie byłam przekonana. Niby stała ona na mojej półce i czekała na swoją kolej, ale nic mnie do niej nie ciągnęło. Koniec końców przeczytałam ją na wakacjach, bo jakoś tak nie było nic innego do czytania. 

Z pewnością pierwszym, co mi się rzuciło w oczy jest ta paskudna okładka. Nie wiem jak wy, ale ja mimo wszystko przywiązuję dużą wagę do okładek i czasami to decyduje o tym czy książkę przeczytam czy nie. Ta należy do tych odstraszających. Oryginalna okładka jest o niebo lepsza, ale to tylko moje skromne zdanie. 

Jestem dość zaskoczona, że lektura jednak mi się spodobała. Nie koniecznie była jakaś super hiper świetna, ale zła też nie była. Trzymająca w napięciu i zaskakująca, choć momentami domyślałam się, co będzie dalej. Co więcej nawet nie przeszkadzał mi fakt braku jakichkolwiek elementów fantastycznych, a to było moim największym zmartwieniem, ponieważ ja zazwyczaj nie czytam takich książek, zwłaszcza młodzieżowych. Jak się jednak okazało nie miałam się czym przejmować, nawet nie zauważyłam, iż brak tutaj stworów nie z tej ziemi czy magicznych umiejętności. 

Niestety było też kilka spraw, które mnie irytowały. Po pierwsze momentami autorka gubiła się w fabule. Najlepiej będzie mi to wytłumaczyć na przykładzie. Coś się stało i początkowo było powiedziane, że nie wiadomo, co to było, a dosłownie jedno zdanie później zdarzenie to jest nazywane napaścią. Denerwowało mnie to, ponieważ psuło całe skrzętnie budowane napięcie i pozwalało mi się domyślić, co będzie dalej. 

Poza tym od początku nie lubiłam Sylviana. Od razu odebrałam go, jako takiego typowego pozera, który zrobi wszystko, aby dobrać się dziewczynie do majtek. Jak ja nie znoszę takich typów. Co prawda pod koniec lekko zmieniłam moją opinię na jego temat, ale nadal za nim nie przepadam. Z drugiej strony natychmiastowo polubiłam Cartera, chociaż czasami zachowywał się jak kompletny idiota i dupek. Jeśli chodzi o Allie, to jakoś nie mogłam się do niej przekonać, ale im bardziej zagłębiałam się w historię tym bardziej moja niechęć do niej malała. Może nie jest ona najbystrzejszą i najciekawszą bohaterką, ale nawet ją lubię. 

Mówiąc o tej książce zdecydowanie trzeba wspomnieć o szkole z internatem. Jestem pewna, że gdybym przeczytała ją wcześniej to szkoła trafiłaby do rankingu HIGH FIVE, ponieważ jest naprawdę fajna. Taka trochę tajemnicza, z interesującym wyglądem zewnętrznym i ciekawymi zasadami. Nie wiem, dlaczego, ale ja jakoś tak lubię szkoły z internatem. Jak takowa występuje w lekturze to dla mnie już jest plus. 

Bardzo pozytywne wrażenie zrobiło na mnie zakończenie książki, było zarówno po części oczekiwane przeze mnie jak i zaskakujące. Poza tym jest na tyle intrygujące, że podsyciło moje zainteresowanie kolejnymi częściami serii. 

Jeśli chodzi o plusy to autorka naprawdę dobrze buduje napięcie, fabuła jest ciekawa i nawet ten trójkąt miłosny za bardzo mi nie przeszkadzał. W sumie to akurat w tym wypadku mi się podobał. Nie był jakiś przesadnie ckliwy i bez niego książka nie byłaby taka ciekawa. Również sam wątek miłosny jest świetnie zbudowany. Zwłaszcza, jeśli weźmiemy pod uwagę to, co dzieje się u bohaterki w głowie. 

Podsumowując nadal jestem zaskoczona tym jak bardzo ta książka mi się spodobała, ale rzeczywiście jest dobra i warto ja przeczytać. Polecam ją zwłaszcza osobom, które nie koniecznie gustują w książkach fantasy czy paranormal. Ta zdecydowanie nie należy do żadnej z tych kategorii.