21.09.2014

Recenzja: "Angelfall. Penryn i świat po" - Susan Ee

Tytuł: Angelfall. Penryn i świat po
Autor: Susan Ee 
Wydawnictwo: Filia

Liczba stron: 353
Data wydania:kwiecień 2014
Ocena: 10/10


Oficjalnie jestem ogromnie oczarowana tą serią i właśnie zaczęłam żałować, że wymieniłam się za pierwszą część. Po przeczytaniu tego tomu doszłam do wniosku, iż ta seria z całą pewnością powinna znaleźć się na liście moich ulubionych serii, przypuszczalnie gdzieś na samym szczycie. Nawet nie podejrzewałam, że ten tom wywrze na mnie tak duże wrażenie.

Z pewnością nie znalazłam w tej książce ani krzty syndromu drugiego tomu* (moje wytłumaczenie tego terminu znajdziecie pod recenzją). Z tego powodu bardzo się cieszę, ponieważ to zazwyczaj jest moja największa obawa: lektura będzie nudna i dużo gorsza od poprzedniej. Ale nie w tym wypadku. W tej książce tyle się dzieje, że aż nie sposób się od niej oderwać, a do tego nawet się nie zauważa kiedy przeczytaliśmy całą lekturę. I chociaż ja w takich przypadkach często dodaje, iż przez tak szybkie tempo akcji niezbyt ogarniam co się dzieje, to tutaj nie miałam z tym żadnego problemu.

Mimo, że natłok wydarzeń jest bardzo duży to jednocześnie autorka nie zapomniała o opisach miejsc i uczuć bohaterki, co zdecydowanie balansuje tą wartką fabułę. Dodatkowo zostały wprowadzone retrospekcje, które raz, że były ogromnie pozytywnym zaskoczeniem dla mnie, to jeszcze uspokajają akcję, czasami w najmniej oczekiwanym momencie. Poza tym one umożliwiają nam dużo głębsze poznanie Raffego. To bardzo mi przypadło do gustu, bo jest on tajemniczą i frapującą postacią, a ja z chęcią odkryłabym wszystkie jego tajemnice.

Jeśli chodzi o Penryn, to ona zdecydowanie jest moją ulubioną bohaterką (no może wraz z kilkoma innymi :D) Ma typowe dla człowieka odruchy, ale jednocześnie prawie do perfekcji opanowała kontrolowanie ich. Nie tylko troszczy się o rodzinę i bliskich, ale o ile da się coś zrobić, to o innych też. Określiłabym ją jako kompletne przeciwieństwo osoby samolubnej, co prawda zdarza się, że robi coś bez zastanowienia i pakuje się w tarapaty, ale mimo to przyświecają jej szlachetne cele.

Bardzo byłam zdziwiona tym, iż książka podobała mi się tak bardzo, chociaż brak w niej jakiegoś super wątku miłosnego. Owszem występuje on w fabule, ale jest bardzo stonowany i rozwija się w dobrym tempie nie zaskakując czytelników miłością znikąd. W sumie to jestem zafascynowana drogą jaką przebyli główni bohaterowie, aby wylądować w tym miejscu w jakim są teraz. Zaczynali jako wrogowie, a teraz są przyjaciółmi, a ja mam nadzieję, że w przyszłości będą czymś więcej niż tylko przyjaciółmi.

W tym tomie autorka poświęciła dużo uwagi wątkowi siostry Penryn, Paige. W żadnym wypadku nie spodziewałam się takiego obrotu spraw, a chociaż ten wziął mnie z zaskoczenia, to i tak ogromnie mi się spodobało jak to wszystko zostało zmyślnie zrobione. Poza tym mam wrażenie, iż bez tak rozwiniętego tego wątku książka mogłaby się okazać dużo bardziej nudna.

Muszę przyznać, że w ogólnie nie widzę w tej lekturze minusów, ale to chyba dobrze. Nawet zakończenie, do którego zazwyczaj mam dużą dozę nieufności, powaliło mnie na kolana. Nie ma to jak zostawić czytelnika chcącego więcej już, natychmiast. Ja uwielbiam takie zakończenia. Już nie mogę się doczekać kiedy dowiem się jak ta cała historia potoczy się dalej.

Chciałabym również poświęcić chwilkę na kontemplowanie okładki, która moim zdaniem jest najpiękniejszą okładką jaką do tej pory widziałam. Po prostu słów mi brakuje, aby ją opisać. Nadal nie mogę uwierzyć, że nasza okładka jest 10000000000 razy lepsza od oryginalnej, a zarazem się cieszę, iż jednak mamy taką a nie inną okładkę.

Tą serię polecam z całego serca i nawet jeśli pierwszy tom nie koniecznie zrobi na was tak ogromne wrażenie, to tym bardziej sięgnijcie po drugi. Na pewno nie będziecie zawiedzeni.

*Syndrom drugiego tomu / drugiej części - zapewne większość zrozumiała o co mi chodzi. Mianowicie jest to przypadek kiedy druga część serii jest dużo gorsza niż pierwsza, nie dorasta tamtej do pięt. Jakoś tak ostatnio to wyrażenie obiło mi się o uszy, ale rzeczywiście pasuje idealnie.

 Recenzja bierze udział w Rekord 2014, Przeczytam tyle, ile mam wzrostu, Book Lovers, Czytam Fantastykę, Klucznik, Z półki 2014Pod hasłem, Dystopia 2014.

9 komentarzy:

  1. Trafne spostrzeżenia, ja również uwielbiam tę serię i jestem pod wrażeniem pomysłowości autorki. A okładkę uwielbiam ;) Jednak w przeciwieństwie do Ciebie widzę jedne poważny minus, brak Raffego... Tego autorce nie wybaczam, choć z drugiej strony chyba inaczej się nie dało...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to rzeczywiście to tak trochę jest minusem, ale jak to mówią nie można mieć wszystkiego :)

      Usuń
  2. Słyszałam kiedyś trochę o tej serii, jednak nie byłam do niej specjalnie przekonana. Teraz jednak muszę przyznać, że mnie zaintrygowałaś ;)

    namalowac-swiat-slowami.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Uwielbiam tę serię, a 2 część zdecydowanie mnie nie zawiodła :) Okładka jka piszesz, cudna :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Jestem pod ogromnym zachwytem, co raz bardziej chcę, przeczytać ta pozycję :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Wysoka ocena, bardzo mnie zachęciłaś do przeczytania

    http://czytacznaczy-zyc-drugi-raz.blogspot.com ZAPRASZAM DO MNIE

    OdpowiedzUsuń
  6. Według mnie ten tom jest ciut, ciut słabszy od jedynki, brakowało mi takiego ,,WOW". Szkoda, że było tak mało Raffego, ale Penryn sama dzielnie udźwignęła ciężar historii. Teraz czekam na trzeci tom :).

    OdpowiedzUsuń
  7. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  8. Bardzo lubię serię Angelfall. Szkoda mi tylko, że w drugiej części tak mało Raffiego. :)
    Książka ogólnie mi się podobała, choć pierwsza część wywarła na mnie zatrważające wrażenie i chyba tak już pozostanie. :)

    http://my-adventures-in-bookland.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń

Jeśli odwiedzasz mojego bloga to pozostaw po sobie ślad w postaci komentarza. Będzie mi z tego powodu ogromnie miło i postaram się na niego odpowiedzieć.