31.07.2014

Recenzja: "Waleczna. Wielkomiejska baśń" - Holly Black

Tytuł: Waleczna. Wielkomiejska baśń
Autor: Holly Black
Wydawnictwo: Dolonośląskie

Liczba stron: 208
Data wydania: marzec 2007
Ocena: 5/10


Nie dawno czytałam inną książkę autorki i byłam pewna, że jest to seria taka, która opowiada o tych samych bohaterach. Natomiast okazało się, iż jest to bardziej taki cykl. Wiecie, o co mi chodzi, są one takie luźno połączone ze sobą. Jako przykład czegoś podobnego mogę podać serię Kerrelyn Sparks czy Christine Feehan. Jak już sobie to uświadomiłam, to byłam trochę zawiedzona, ponieważ miałam nadzieję na poprawę w kolejnym tomie, a tu niespodzianka tamta historia już się zakończyła. 

Z drugiej strony to dzieło autorki podobało mi się bardziej. Tym razem nie było jednego wielkiego chaosu. Większość była w miarę ładnie i składnie powiązana ze sobą. Wydarzenia były logiczne i spokojnie mogłam zrozumieć i przyswoić, co się akurat dzieje. Nadal mamy doczynienia  z wszechwiedzącym narratorem, ale tym razem historia jest opowiadana tylko z jednego punktu widzenia, więc to da się jeszcze przeżyć. Poza tym mam wrażenie, że skoro mogłam spokojnie ogarnąć, co się wydarzyło, to nie przykładałam aż takiej wagi do narracji. 

Chociaż bohaterowie są zupełnie inni niż w poprzedniej książce, to jak dla mnie nadal należą do tych bardziej niewykreowanych. W sumie to zastanawiałam się nad tą kwestią i doszłam do wniosku, iż moje odczucia mogą być spowodowane małą grubością lektury. Bardzo możliwe, że są to bohaterowie, którzy potrzebują trochę czasu, aby się rozwinąć i ukazać nam swoje zawiłe osobowości. Tylko, jaki jest sens umieszczania takich postaci w książkach, które są tak krótkie. Pomijając to wszystko Val strasznie przypomina mi Kay, jest ona po prostu lekko zmodyfikowaną wersją Kay. 

To jeszcze kilka słów o tym nieszczęsnym wątku miłosnym. Nie spodziewałam się żadnej poprawy na tej płaszczyźnie i się nie pomyliłam. Żadnego napięcia między bohaterami, ani jednej oznaki, że zakochują się w sobie. Ja nie mogę tego pojąć moim umysłem. Rozumiem, miłość może być niespodziewana i w ogóle, ale zazwyczaj jakieś oznaki tego można znaleźć, a tutaj jest zupełna pustka. To jest coś w stylu trzy sekundy temu nie byłam w tobie zakochana, ale bam teraz już tak, chociaż sama nie wiem czemu. 

Bardzo mnie zirytował jeden, a do tego powtarzający się w obu lekturach, wątek. Mianowicie chodzi o to, że dziewczyna popełniła jakiś błąd, na co chłopak: ja już ciebie nie chcę. Nie żeby coś, ale zdecydowanie nie lubię takich tekstów, niby dodają trochę realizmu, ale w tym wypadku po prostu mi nie pasowały. Można było to rozwiązać poprzez stwierdzenie, iż potrzebuje on trochę czasu, aby to wszystko przemyśleć. Tak to by chyba lepiej wypadło. 

Podsumowując, ta książka podobała mi się bardziej niż poprzednia, ale nadal jakoś nie koniecznie przypadła mi do gustu. Jak sami widzicie była masa rzeczy, które mnie irytowały. Sama jestem zdziwiona jak bardzo nie lubię tej lektury. Coś takiego zdarza mi się bardzo rzadko i z tego powodu jestem zdumiona. Jak poprzednio nie polecam, no chyba, że już wam się aż tak nudzi. 


28.07.2014

Recenzja: "Danina. Nowoczesna baśń" - Holly Black

Tytuł: Danina. Nowoczesna baśń
Autor: Holly Black
Wydawnictwo: Dolonośląskie

Liczba stron: 220
Data wydania: maj 2006
Ocena: 4/10


Oglądając amerykańskich booktuberów dużo nasłuchałam się o tym, że książki tej autorki są naprawdę świetne. Jestem pewna, iż była mowa zarówno o tym cyklu, jak i drugim, który za granicą jest chyba jeszcze bardziej popularny. Niestety dla mnie jest to jedno wielkie nieporozumienie. Ogromnie zawiodłam się na tej lekturze, jednocześnie nie oczekując od niej zbyt wiele. Już sama nie wiem, od czego zacząć.


Po pierwsze możemy tutaj doświadczyć zjawiska zwanego wszechwiedzącym narratorem, a to plus narracja z punktu widzenia aż trzech osób po prostu mnie irytowało. Po drugie w tej książce panuje jeden wielki chaos. Brak porządnego wstępu, czytelnik zostaje wrzucony od razu na głęboką wodę historii. Wszystko dzieje się zbyt szybko, przez co nie miałam nawet czasu przyswoić tego, co przeczytałam. Ja lubię szybkie tempo akcji, ale serio? Nie skończyłam czytać o jednym, a tu już się okazuje, że dzieję się coś zupełnie innego. 

Poza tym zarówno w działaniach bohaterów, jak i w fabule brak logiki. Jedno rzadko wynika z drugiego, a wydarzenia są wręcz jak asteroidy w kosmosie. Nie mają ze sobą za wiele wspólnego, a już na pewno nie łączą się w spójną całość. Jak już przy tym jesteśmy to jeszcze jedna rzecz doprowadza mnie do szału, a mianowicie to skakanie pomiędzy tym co się dzieje i tym kto to opowiada. Raz mówi Kay, a dosłownie chwilę później okazuje się, że teraz historię opowiada Robien i jest to kompletnie inna sprawa. 

Bohaterowie to jak dla mnie kolejna porażka. W ogóle nie zostali wykreowani. Miałam wrażenie, iż autorka wymyśliła sobie taki i takie postacie, po czym stwierdziła, że popłynie z nurtem natchnienia i napisze o nich to, co akurat przyjdzie jej do głowy. Dla mnie wyglądało to trochę jakby bohaterowie mieli swoiste rozdwojenie jaźni. W każdej sytuacji zachowywali się inaczej i ja tam nie wypatrzyłam powtarzalnego schematu. 

Oczywiście nie mogę zapomnieć o tym nieszczęsnym wątku miłosnym. Po prostu nie mogłam uwierzyć w to co czytam. Nie wiem jak inni, którzy przeczytali tę książkę, ale ja nie wyczuwałam żadnego napięcia między bohaterami, ale widocznie ono tam było skoro fabuła potoczyła się tak, a nie inaczej. Tak nawet nie było negatywnych uczuć, z których mogłaby się zrodzić namiętność. Nic kompletnie nic. 

Podsumowując, lektura była dla mnie dużym niewypałem, a do jej plusów zaliczają się mała ilość stron oraz ciekawy świat przedstawiony. I chociaż miałam nadzieję, że będę tutaj mogła uwzględnić również zakończenie, to jednak nie mogę tego zrobić. Jest ono takie mdłe. Nie wzbudza większych uczuć, a na tle tego jak odbieram książkę całościowo wypada bardzo blado. Nie polecam, chyba, że ktoś rzeczywiście nie ma już co czytać. 

25.07.2014

Recenzja: "Wina Gwen Frost" - Jennifer Estep

Tytuł: Wina Gwen Frost
Autor: Jennifer Estep
Wydawnictwo: Dreams

Liczba stron: 344
Data wydania: maj 2014
Ocena: 8/10


Podejrzewam, że w tym momencie to już się wam znudziły moje recenzje tej serii, ale cóż jakoś tak wyszło, że przeczytałam wszystkie części w krótkich odstępach czasowych. Jest to już czwarty tom "Akademii Mitu" i chociaż spędziłam z nim miło czas, to powoli dochodzę do wniosku, iż jednak moje zauroczenie tą serią powoli wygasa. Co prawda nadal nie mogłam się oderwać od lektury, to po skończeniu nie odczuwałam nieodpartej potrzeby sięgnięcia po kolejny tom i to natychmiastowo. Z drugiej strony brak tego odczucia może tłumaczyć fakt, że potrzebowałam trochę czasu, aby poukładać sobie w głowie to co się wydarzyło. Chociaż minęło już trochę czasu, to ja nadal nie wiem do końca co o tym wszystkim myśleć. 

Z jednej strony nie mogę narzekać, ponieważ byłam naprawdę mile zaskoczona. Z drugiej natomiast zakończenie przyćmiło wszystko inne. Tak bardzo mi się nie podobało, że aż wpłynęło na odbiór całej książki. A to wszystko przez Logana. Ja nie wiem, ale ta postać niedługo zacznie mnie doprowadzać do szału swoim zachowaniem. Kto czytał, nawet poprzednie części, to wie o co chodzi. Reszcie mogę to opisać mniej więcej tak on po prostu zachowuje się jak nastolatka z burzą hormonów i PMS-em, a do tego jak to trafnie ujęła Lustro Rzeczywistości ostatnio w komentarzu ma kompleks Edzia. Grrrr... Jeszcze trochę i zacznę sobie z jego powodu włosy z głowy wyrywać. Jeszcze tak na marginesie, nie jestem pewna czy mi się zdawało, ale mam wrażenie, że w tej części Logana jest jak na lekarstwo. Co w sumie powinno być dobrą rzeczą, ale jakoś tak zaczęło mnie zastanawiać, z jakiego powodu zniknął z fabuły.

Jeśli chodzi o Gwen, to ona zdecydowanie zmieniła się na plus. Wydoroślała, porzuciła, a przynajmniej stara się tego już nie robić, wtykanie nosa w nieswoje sprawy oraz jest na etapie powstrzymywania się od poznawania wszystkich cudzych sekretów. Coraz lepiej i bardziej świadomie wykorzystuje swoje zdolności. Pogodziła się ze swoją misją i teraz wykonuję ją z wielkim zapałem. Oczywiście w międzyczasie wpada we wszelkiego rodzaju tarapaty, w końcu to jest to, co jej wychodzi najlepiej. 

Poza tym jestem szczęśliwa, ponieważ autorka powróciła do zaczerpnięć z mitologii. Były one w miarę rozwinięte i w pewnym stopniu zaspokoiły moją ciekawość wykreowanego przez pisarkę świata. 

Podsumowując, po tym zakończeniu, jakim zostaliśmy uraczeni, jestem ciekawa co się dla nas szykuje w następnych tomach, ponieważ zapowiada się to raczej interesująco. Chociaż książka podobała mi się, a spędzony z nią czas na pewno nie był zmarnowany, to ja chyba nadal najbarxdziej lubię pierwszą część. 

22.07.2014

Recenzja: "Spętani przez bogów" - Josephine Angelini

Tytuł: Spętani przez bogów
Autor: Josephine Angelini
Wydawnictwo: Amber

Liczba stron: 400
Data wydania: lipiec 2011
Ocena: 8/10


Już od jakiegoś czasu chciałam przeczytać tę książkę, ale za bardzo nie było ku temu sposobności aż do teraz. Już nawet nie pamiętam, kto polecał mi ostatnio tę lekturę. Jestem bardzo pozytywnie zaskoczona tym ile się dzieje, biorąc pod uwagę, iż z wyglądu raczej nie należy do grubych. Zdecydowanie nie było jak się nudzić. Z drugiej strony nie było też sytuacji, w której z powodu napchania akcją ciężko nadążyć za tym co się dzieje. 

W sumie to książka nawet mi się spodobała, chociaż nie była jakaś świetna. Dodatkowo raczej należała do kategorii tych bardziej przewidywalnych, ale mimo to autorka potrafiła tak zbudować napięcie, że chociaż wiedziałam co się stanie to i tak czułam pewien niepokój, podenerwowanie, przed każdym wydarzeniem. Wróć, nie wszystko było takie przewidywalne. Niektóre rzeczy naprawdę mnie zaskoczyły. Często były to tylko takie niuanse, co prawda istotne dla całej historii. 

Jeśli chodzi o bohaterów to nawet polubiłam Helenę. Nie koniecznie stała się ona moją ulubioną bohaterką, ale nie mam nic przeciwko niej. Jest to taka trochę niepewna siebie dziewczyna, która bardzo wyróżnia się zarówno swoją urodą jak i inteligencją. Zarazem nieśmiała i odważna. Chociaż wie, że jest inna to ma straszny problem, aby się z tym faktem pogodzić, a to mnie akurat lekko irytowało momentami. Natomiast Lucas początkowo w ogóle nie zaskarbił sobie mojej sympatii i przez dłuższy czas całkowicie za nim nie przepadałam. Wydawał się być ciut impertynencki, zbyt porywczy i nieświadomy tego, iż swoim zachowaniem rani bliskich. Później trochę się do niego przekonałam, ale nadal raczej nie przepadam za tą postacią. 

Samo zakończenie, jak dla mnie, było wręcz druzgoczące, chociaż zabieg, który wykorzystała autorka nie jest czymś nowym i mogłam się tego spokojnie spodziewać. Zwłaszcza uwzględniając to jak się toczyła akcja w lekturze. Jednak nadal miałam nadzieję, że jednak to wszystko zakończy się inaczej. To ja jeszcze wspomnę o tym, co nie za bardzo mi się podobało. Brakowało mi i to ogromnie takiego wyjaśnienia jak to wszystko działa i dlaczego tak, a nie inaczej. To chyba jedyna rzecz, która tak porządnie mnie irytowała. 

Podsumowując, osobiście z chęcią się dowiem jak autorka dalej pociągnie całą historię, a także czy jednak przekonam się do Lucasa. Poza tym tę książkę czyta się szybko i jest dobrym sposobem na spędzenie czasu. Polecam zwłaszcza osobom zainteresowanym literaturą z nawiązaniami do mitologii. Tutaj je znajdziecie, razem z ciekawą i może trochę zbyt przewidywalną fabułą.


Recenzja bierze udział w Rekord 2014, Przeczytam tyle, ile mam wzrostu, Book Lovers, Czytam FantastykęMitologia YA 2014KlucznikBingo czytelniczeSerie na starcie 2014Czytamy polecane książki.

19.07.2014

Recenzja: "Tajemnice Gwen Frost" - Jennifer Estep

Tytuł: Tajemnice Gwen Frost
Autor: Jennifer Estep
Wydawnictwo: Dreams

Liczba stron: 328
Data wydania: lipiec 2013
Ocena: 8/10


To już trzecia odsłona przygód Gwen Frost i muszę powiedzieć, że seria nadal mi się nie znudziła, póki co to wróży dobrze. Z tego powodu chyba nikogo nie zdziwię jak powiem, iż lubię ją pomimo wszystkich wad i niedociągnięć. W tych książkach jest coś, co niezaprzeczalnie mnie do nich przyciąga, nie jestem w stanie sprecyzować czy jest to fajny wątek miłosny czy jednak zwariowane przygody bohaterów w połączeniu z wątkami mitologicznymi. Coś mi się wydaje, że ostatnio brakowało mi lektury, w której bohaterowie mają bardzo pod górkę, ale gdzieś tam tli się dla nich jakaś nadzieja. A nie jak to czasami bywa, kiedy to autorka, można by powiedzieć od początku, stawia sprawę jasno - ta dwójka będzie razem. Bo w końcu ile można czytać o tym samym. 

Poza tym książka jest ciekawa i zaskakująca i chociaż póki co najbardziej spodobał mi się pierwszy tom, to ten też jest niczego sobie. Jakoś tak pierwszy jest moim zdecydowanym faworytem, a przynajmniej na razie. Pomimo tego jestem zadowolona z fabuły, a ciągłe zwroty serca wręcz przyprawiają mnie o dreszczyk. Dodatkowo nie obyło się tym razem bez spektakularnych wydarzeń, które w zarówno zapierały dech w piersi, jak i doprowadzały mnie do płaczu oraz niekontrolowanego chichotania. W sumie to byłam dość zdziwiona tym jak bardzo smutna momentami była ta książka. I nie chodzi mi o smutek, bo życie miłosne Gwen nie układa się po naszej myśli, a bardziej o to nie możliwe, żeby taką miłą postać spotkało coś takiego. Kto czytał wie, o co mi chodzi dokładnie, a kto nie, to albo się domyśla, albo powinien przeczytać, aby się dowiedzieć, Ja już więcej nie powiem, nie będę spoilerować. 

Ogólnie to jest kilka rzeczy, które niekoniecznie przypadły mi do gustu. Po pierwsze Logan, jego postać to wręcz śmiech na sali. Rzeczywiście wydaje się być, nadal, cieniem tego kogo autorka chciała nam przedstawić. Jest to mało rozwinięty bohater, to co robi często nie pasuje w zupełności do charakteru i to mnie irytowało, nawet bardzo. Szkoda, bo myślałam, iż ta postać będzie z książki na książkę coraz ciekawsza i będą z niego jeszcze ludzie. Normalnie, jak pewnie wiecie, lubię szybkie tempo akcji, ale w tym wypadku, momentami wolałabym, żeby coś działo się dłużej, wtedy byłoby lepiej dla fabuły. 

Jeśli chodzi o zakończenie to nie koniecznie oczekiwałam jakiegoś super cliffhangera, a mimo to i tak jestem ciut rozczarowana jak wszystko się zakończyło. Może to was trochę zbić z tropu, ale zakończenie podoba mi się i nie podoba jednocześnie. Część mnie dosłownie skacze z radości, że to potoczyło się tak, a nie inaczej. Druga natomiast uważa, że gdyby zakończyć książkę trochę wcześniej to wywarłaby ona zdecydowanie większe wrażenie na czytelniku i prawdopodobnie spowodowała reakcję pod tytułem ja muszę natychmiast przeczytać kolejną część. Koniec końców źle nie jest.

Podsumowując już nie mogę się doczekać kolejnych książek o przygodach Gwen, a co więcej doszłam do wniosku, iż powinnam się zapoznać z inną serią autorki w tempie ekspresowym. Poza tym bardzo chce się dowiedzieć, co pisarka ma jeszcze w zanadrzu dla swoich bohaterów i czy następny tom będzie dorównywał swoim poprzednikom, czy będzie gorszy. 



Recenzja bierze udział w Rekord 2014, Przeczytam tyle, ile mam wzrostu, Book Lovers, Czytam FantastykęZ półki 2014Mitologia YA 2014KlucznikOd A do ZBingo czytelnicze.

17.07.2014

Recenzja: "Pocałunek Gwen Frost" - Jennifer Estep

Tytuł: Pocałunek Gwen Frost
Autor: Jennifer Estep
Wydawnictwo: Dreams

Liczba stron: 304
Data wydania: marzec 2013
Ocena: 8/10


Opis: Gwen Frost żyje. Jeszcze. Bo żniwiarze, wysłannicy boga chaosu, zamierzają ją zabić. Dlatego dziewczyna musi nauczyć się walczyć. Jej trenerem, w Akademii Mitu, jest atrakcyjny Logan Quinn, w którym Gwen potajemnie się podkochuje. Komplikacje są nieuniknione, gdyż Spartanin na początku roku szkolnego złamał jej serce. Wyjazd na narty jest dla niej dobrą okazją, aby odpocząć od ciężkich treningów. W górskim kurorcie poznaje uroczego Prestona. Szybko jednak okazuje się, że dziewczyna ma na głowie nowe zmartwienie: wrogowie Akademii Mitu depczą jej po piętach także poza murami szkoły i nie spoczną, póki raz na zawsze się jej nie pozbędą…


Ostatnio ktoś mi powiedział, że Logan bardzo go irytuje, a wręcz wkurza, ponieważ nie wydaj się być realnym bohaterem, a tylko cieniem tego co chce zobaczyć czytelnik. I chociaż muszę przyznać, iż tym razem i ja miałam takie wrażenie, to książka nadal na w sobie to coś, co nie pozwala się od niej oderwać. Poza tym sądzę, że jeśli autorka wprowadziłaby lekkie zmiany i może tak uchyliła rąbka tajemnicy o jego przeszłości, to ta postać zdecydowanie by zyskała. Póki co jest jak jest i trzeba z tym żyć. Zobaczymy jak będzie dalej. 

Co prawda już w tym momencie mogę powiedzieć, iż sam wątek miłosny jest dość schematyczny. Wiecie zły chłopiec, który uważa się za niewystarczająco dobrego dla głównej bohaterki, umawiający się z inną byle by tylko nie z Gwen, a w między czasie zazdrosny jak siedem nieszczęść i niepozwalający jej związać się z kimś innym. Nie dość, że rani jej uczucia to jeszcze jest strasznie samolubny, a momentami wręcz torturuje biedną Gwen swoim niezdecydowaniem. Po prostu kawał chama, inaczej się tego nie da nazwać.

Z drugiej strony spodobało mi się to, że Gwen wydoroślała i zaczęła powoli godzić się ze swoim dziedzictwem. Szkoda tylko, że czasami pozwala, aby uczucie przyćmiewały jej zdolność do logicznego myślenia. Dodatkowo nie daję sobie w kaszę dmuchać i zamiast chować głowę w piasek, to ona robi wszystko, aby odgadnąć, kto stoi za tym co się dzieje. Jest ona na swój sposób odważna i czadowa, jak to któraś postać w książce stwierdziła. 

Jeśli chodzi o fabułę to nie była ona może jakaś super nieprzewidywalna, ale zupełnie mi to nie przeszkadzało. Tak bardzo wciągnęłam się w czytanie, że nawet to czy wiem co dalej może się wydarzyć nie miało większego znaczenia, a rzeczywiście w niektórych momentach odgadłam jak dalej potoczy się akcja. Czułam się trochę tak jak oglądając horror, kiedy to mówi się do postaci na ekranie: „Nie rób tego to się źle skończy". Nie powiem miałam frajdę komentując w ten sposób poczynania bohaterki. 

Coś co mnie ciut rozczarowało to zaniedbanie wątku mitologicznego przez autorkę. W pierwszej części trochę tego było, a tutaj niestety nie dowiedziałam się niczego więcej o tych wszystkich bogach. Ten plus, iż dowiadujemy się coraz więcej o żniwiarzach chaosu. W końcu dobrze wiedzieć co nieco również o tych złych bohaterach.

Prawie zapomniałabym o zakończeniu, które mimo wszystko, dla mnie, było ogromnym zaskoczeniem. W sumie to jestem szczęśliwa, że coś mnie jednak w tej książce zaskoczyło. Ogólnie rzecz biorąc byłam bardzo zadowolona, że pomimo małej objętości lektura byłą tak interesująca i napakowana wartką akcją. Z pewnością się nie nudziłam, a czytaniu towarzyszyły liczne wybuchy śmiechu. 


Recenzja bierze udział w Rekord 2014, Przeczytam tyle, ile mam wzrostu, Book Lovers, Czytam FantastykęZ półki 2014Mitologia YA 2014KlucznikBingo czytelnicze.

13.07.2014

Recenzja: "Ukochany nieśmiertelny", "Porwana w mrok" - Cate Tiernan

Tytuł: Ukochany nieśmiertelny, Porwana w mrok
Autor: Cate Tiernan
Wydawnictwo: Amber

Liczba stron: 344, 304
Data wydania: listopad 2010, styczeń 2012
Ocena: 8/10


Opis: Czasem na zawsze to o wiele za krótko… Nieśmiertelna nastolatka poszukująca sensu śmiertelnego życia i wiecznej miłości. Nowe imię, nowe miasto, nowe życie. Zmieniasz je zbyt często, żeby liczyć. To się nigdy nie skończy. Tak naprawdę nic się nie kończy… kiedy jesteś nieśmiertelna. Nastasya wygląda na kilkanaście lat, ma - kilkaset. I od lat razem z przyjaciółmi prowadzi rozrywkowe życie. Aż do dnia gdy impreza w nocnym klubie kończy się tragedią. Wstrząśnięta bezmyślnym okrucieństwem swojego kumpla Nastasya podejmuje decyzję: koniec z balowaniem i przypadkowymi chłopakami. Zacznie wszystko od nowa – na farmie, gdzie nieśmiertelni uczą się, jak władać magią, by niosła dobro, a nie śmierć. Łatwiej jednak powiedzieć, niż zrobić - zwłaszcza gdy przeszłość nie daje o sobie zapomnieć. I gdy chłopak o najpiękniejszych oczach, który stał ci się tak bliski, zaczyna pojawiać się w twoich przerażających wspomnieniach…

Doszłam do wniosku, że skoro i tak pochłonęłam obie części jedna po drugiej i są to jedyne części wydane u nas, to równie dobrze mogę napisać wspólną recenzję. Od razu chciałam zaznaczyć, że pierwszy tom już raz czytałam, ale ponieważ to było dawno i mało pamiętałam, to warto było sobie przypomnieć jak to wszystko szło. Ogólnie rzecz biorąc ja bardzo lubię autorkę i jej styl pisania. Trochę temu przechodziłam fazę, kiedy chciałam przeczytać wszystkie książki autorki. Te książki nie są wyjątkiem i też przypadły mi do gustu. Co mnie trochę frapuje, bo ja należę do osób, które wolą jak w lekturze dużo się dzieje, a w tym wypadku jest to dość statyczna książka.

Przez większość czasu akcja toczy się w jednym miejscu, nie ma jakiś fenomenalnych wydarzeń, a bohaterowie nie latają z miejsca na miejsce. Co nie zmienia faktu, że książka w jakiś sposób musi być dynamiczna i jedyne, co mi przychodzi do głowy to dynamiczny styl pisania autorki. W końcu to nie lada wyczyn, aby przeżycia i odczucia bohaterki opisać w ciekawy sposób, nie przynudzając i rozwlekając całej fabuły.

Pewnie w tym momencie zastanawiacie się jak to możliwe, że książka jest ciekawa skoro w większości to odczucia bohaterki. Otóż jest, a to dzięki temu, iż autorka bardzo dobrze buduje napięcie. Przez to czytelnik cały czas jest czujny czekając na to co może się wydarzyć. Zdecydowanie nie brakuje tutaj również zaskakujących zwrotów akcji i dobrze. W końcu fajnie jest być co rusz w jakiś sposób zaskakiwanym.

Główna bohaterka, Nastasya, jest nieśmiertelna i włada magyą. Nie za bardzo wiem jak to czytać, ale jak dla mnie po prostu chodzi o pewien rodzaj magii. Żeby przypadkiem nie było tak pozytywnie, to mamy dwa rodzaje owych umiejętności - te złe i te dobre. Podejrzewam, że w tym momencie już się większość z was domyśliła, o czym w większości jest ta lektura, jeśli oczywiście nie wywnioskowaliście tego z opisu. Jest to taki standardowy schemat walki dobra ze złem, ale nie jest tak źle. Mnie się tam to podobało. Dodatkowo plus za to, e bohaterowie dojrzewają i zmieniają się, a nie stoją w miejscu i sobie egzystują.

Rzadko zdarza mi się stwierdzać, że książki traktujące o tym, co się dzieje w głowie bohaterki są interesujące, ale w tym wypadku jednak to prawda. Chociaż, gdyby była ona napisana w innej narracji niż pierwszoosobowa, to już nie było by tak dobrze. Poza tym dużo do fabuły wnoszą retrospekcje, idealnie uzupełniające historię, aby czytelnik w pełni rozumiał, dlaczego to a nie co innego musiało się teraz wydarzyć.

Jeszcze nie mogę zapomnieć o wątku miłosnym, który dla mnie był ogromnym zaskoczeniem. Więcej nie powiem, bo to mogłoby odebrać komuś radość czytania. Poza tym miałam wrażenie, że mimo wszystko w to mogłoby się naprawdę wydarzyć. Wiecie, co jest najlepsze? Nawet się nie spostrzegłam, kiedy autorka wykreowała takie napięcie między bohaterami, ja go po prostu nie zauważałam aż do ostatniej chwili. Chociaż jak teraz patrzę wstecz to dostrzegam pewne sygnały, które początkowo przeoczyłam.

Jeśli chodzi o zakończenia, to pierwsze było okej, ale dopiero drugie się trochę rozkręciło. Więcej się działo i akcja była bardzo dynamiczna. Ja osobiście nawet nie zdążyłam sobie uświadomić, co się stało, a już było po wszystkim. Przy pierwszym tomie nie było aż takich fajerwerków, ale to właśnie początkowa część trylogii podobała mi się najbardziej. Mam wrażenie, iż idealnie się tutaj sprawdza stwierdzenie, że środkowe tomy wypadają najgorzej. Mam tylko nadzieję na dużą poprawę w podsumowaniu tej serii.

Recenzja bierze udział w Rekord 2014, Przeczytam tyle, ile mam wzrostu, Book Lovers, Czytaj - to się opłaca, Czytam Fantastykę, Pod hasłem, Z półki 2014, KlucznikBingo czytelnicze.

7.07.2014

Recenzja: "W grobie" - Jeaniene Frost

Tytuł: W grobie
Autor: Jeaniene Frost
Wydawnictwo: MAG

Liczba stron: 390
Data wydania: luty 2012
Ocena: 8/10


Opis: "Niektóre rzeczy nie pozostają w grobie. To powinien być najlepszy czas w życiu półwampirzycy Cat Crawfield. Ze swoim nieumarłym kochankiem Bonesem u boku z powodzeniem chroni śmiertelników przed złymi nieumarłymi. Jednakże, chociaż Cat używa kolejnych przebrań, żeby zachować swoją prawdziwą tożsamość w tajemnicy przed zuchwałymi krwiopijcami, zostaje w końcu zdemaskowana, a to naraża ją na straszliwe niebezpieczeństwo. Jakby tego było mało, dawna znajoma Bonesa z determinacją usiłuje pogrzebać go raz na zawsze. Schwytana w sieć mściwej wampirzycy, ale zdecydowana pomóc Bonesowi, który stara się nie dopuścić do użycia śmiertelnie groźnej magii, Cat pozna prawdziwe znaczenie określenia „zła krew”. I nie pomogą jej sztuczki, których się nauczyła jako agentka specjalna. Będzie musiała zdać się na swoje wrodzone instynkty, żeby uratować siebie i Bonesa od losu gorszego niż śmierć. "

Jak już wspominałam tą serię czytam po raz drugi, ale za żadne skarby świata nie potrafię sobie przypomnieć, do którego tomu dotarłam poprzednio. Mimo to mam wrażenie, że to był mój pierwszy raz jak czytałam tą część. Słyszałam opinie, iż ta seria po którymś tomie, przypuszczalnie pierwszym lub drugim robi się nudna, przewidywalna i nie za ciekawa. Niestety to nie wygląda tak w moim wypadku. Chociaż to już trzecia odsłona przygód Cat, to ja nadal w dużym stopniu jestem nią zachwycona.

Wiadomo zazwyczaj są jakieś minusy i chociaż czasami ich nie zauważam, to zazwyczaj przyjmuję do wiadomości, iż występują, godzę się z tym i czytam dalej. Jeśli chodzi o tą lekturę, to jak dla mnie dużym rozczarowaniem było brak nowych bohaterów. Niby jacyś tam się przewijali w tle, ale nie było to nic znacznego. Po prostu obawiam się, że bez jakiegoś powiewu świeżości seria może stać się nudna dość szybko, a tego bym nie chciała, ponieważ bardzo ją lubię. 

Z drugiej strony główni bohaterowie cały czas się rozwijają, a nie stoją w miejscu jak by byli zamrożeni w czasie. Z tego bardzo się cieszyłam, ponieważ fajnie jest poznawać ulubione postacie z całkowicie innej strony, zawsze to coś nowego. Dodatkowo nadal uważam, że to co mają Cat i Bones jest wyjątkowe, a to co się wydarzyło w tej książce jeszcze bardziej utwierdziło mnie w moim przekonaniu. Może nie jest to rodzaj miłości, jaką spotykamy w prawdziwym świecie, ale jest ona zdumiewająco realna, przynajmniej jak dla mnie. Poza tym wiecie, ze ja uwielbiam dobre historie miłosne.

Jeśli chodzi o fabułę, to tutaj naprawdę dużo się działo. Nawet nie zauważyłam, kiedy skończyłam czytać książkę. Przychodzi mi do głowy jedno porównanie, a mianowicie jak się stoi na peronie albo gdzieś w pobliżu torów i przejeżdża koło nas rozpędzony pociąg, a chwilę później go nie ma. Tak to mianowicie wyglądało dla mnie. Chociaż przyznam szczerze, że jest to pierwszy tom, który mnie chwilami zasmucał, a nawet wywołał łzy. Niektóre wydarzenia były zaskakująco smutne. Aby nie zostawić tego z takim smutnym akcentem, to były też momenty, kiedy nie mogłam przestać się śmiać. Autorka zdecydowanie nie straciła swojego poczucia humoru. Co więcej pisarka bardzo sprawnie kończy stare wątki i rozpoczyna nowe. Ja się nie zorientowałam w tym, dopóki nie odłożyłam książki na chwilę i nie zaczęłam się zastanawiać nad wydarzeniami, o których dopiero co przeczytałam.

Podsumowując, może nie była to tak świetna lektura jak poprzednie, a może po prostu tak jak to mówili ludzie zaczyna mi się ta seria już powoli nudzić. Sama nie wiem jak o tym myśleć. Jak się uda to może w najbliższym czasie przeczytam kolejny tom, ale wtedy to już po angielsku, ponieważ ta książka jest ostatnią wydaną u nas. Mam nadzieję, iż seria nie zacznie teraz spadać na łeb na szyję, a kolejny tom zaskoczy mnie dość pozytywnie.

Recenzja bierze udział w Rekord 2014, Przeczytam tyle, ile mam wzrostu, Book Lovers, Czytam Fantastykę, Grunt to okładka, Pod hasłemBingo czytelnicze.

4.07.2014

Recenzja: "Jak upolować faceta. Po pierwsze dla pieniędzy" - Janet Evanovich

Tytuł: Jak upolować faceta. Po pierwsze dla pieniędzy
Autor: Janet Evanovich
Wydawnictwo: Fabryka Słów

Liczba stron: 352
Data wydania: marzec 2012
Ocena: 7/10


Opis: Stephanie ma za sobą nieudane, szybko zakończone małżeństwo (powodem była zdrada). Traci pracę (handlowiec od bielizny), popada w coraz większe długi. Ostatnią nadzieją pozostaje kuzyn Vinnie, właściciel Vincent Obligacje Plum Bail. Niestety upatrzona przez Stephanie posada urzędnika w biurze poręczeń, okazuje się być zajętą. W zasięgu wciąż jednak pozostaje egzotyczna profesja łowcy nagród. Co prawda kuzyn Vinnie nieco protestuje, ale niewielki szantaż ze strony Stephanie zdesperowanej swoim finansowym położeniem, wreszcie otwiera drogę do ""upragnionej"" kariery. A przynajmniej tak sie jej wydawało. Bo, jak powszechnie wiadomo, łowca nagród to profesja obliczona raczej na twardych i bezpardonowych osobników. zestawienie nowych obowiązków z posturą, charakterem i doświadczeniem Stephanie daje przekornemu losowi szerokie pole do popisu. Dokładając do tego koloryt lokalnej społeczności, humor sytuacyjny, niesamowitą dawkę akcji i elementy rasowego thrillera otrzymujemy serię, której topowa pozycja nikogo już nie powinna dziwić.

Powiem szczerze, że nie jest to typ książek, ku któremu się zazwyczaj skłaniam, ale jakoś tak koleżanka poleciła mi tą lekturę, a ja postanowiłam sprawdzić, co o niej myślę. Poza tym skusiły mnie jeszcze świetne recenzje, na które natykałam się co rusz. Zdecydowanie jest to miła odmiana od moich zwyczajowych nawyków czytelniczych i chociaż obawiałam się, że niezbyt mi się spodoba, to jednak nawet ją polubiłam.

Pamiętam, iż jakiś czas temu oglądałam film na podstawie tej powieści i bardzo mi się podobał. Niestety muszę to powiedzieć - książka podobała mi się zdecydowanie bardziej, dużo więcej się w niej działo. Ogólnie, jak dla mnie, historia opisana w powieści sama w sobie jest ogromnie interesująca, ponieważ mnie jakoś zawsze ciągnęło do filmów o łowcach nagród. U nas to raczej nie jest często spotykany zawód, a z pewnością należy do ciekawych.

Jeśli chodzi o główną bohaterkę to jest ona frapującą osóbką, co prawda mam wrażenie, że poznałam ją w za małym stopniu, aby jednoznacznie stwierdzić czy ją lubię czy nie. Ma silną osobowość i nie boi się podjąć ryzyka, aby w końcu móc wieść dobre życie. Trochę nieroztropna, roztargniona i w gorącej wodzie kąpana, ale gdyby było inaczej to nie byłoby już tak śmiesznie czytać o jej perypetiach.

Lektura jest pełna suspensu i niespodziewanych wydarzeń, ale mimo wszystko momentami bywa nudnawo, a akcja wlecze się po ślimaczemu. Z tego powodu książkę czyta się stosunkowo długo. Nie wiem może to tylko ja, ale miałam lekkie trudności z przebrnięciem przez te nudniejsze części. Po prostu czytałam je dłużej niż resztę powieści. Nie mniej jednak zakończenie trzyma dobry poziom. Do samego końca nie wiedziałam, co może się wydarzyć i byłam pozytywnie zaskoczona. Zdecydowanie trzyma w niepewności do ostatniego słowa.

Jest to przyjemna książka i choć momentami przyprawiała mnie o ciarki to pewnie sięgnę po kolejne części, aby się przekonać, co będzie dalej. W końcu z jakiegoś powodu jest już u nas wydanych 12 części tej serii, ktoś musi to czytać i lubić, inaczej skończyłoby się na maksymalnie 5 tomie. Nie byłam jakoś mocno zachwycona, ale jestem zdania, iż muszę się trochę wdrożyć, ponieważ to inny typ książki niż te, które zazwyczaj królują na mojej liście czytelniczej. Zobaczymy jak to będzie z kolejnymi częściami.

Recenzja bierze udział w Rekord 2014, Przeczytam tyle, ile mam wzrostu, Book Lovers, Czytaj - to się opłaca, Serie na starcie 2014, Z półki 2014, Czytamy polecane książki, Pod hasłem.

2.07.2014

Podsumowanie Czerwiec

Jestem naprawdę szczęśliwa, że przy tylu rzeczach, a zwłaszcza pracy udało mi się przeczytać i zrecenzować w miarę zadowalającą liczbę książek. Bez zbędnego ględzenia przejdę do wyników.

Liczba przeczytanych książek: 7
Liczba zrecenzowanych książek: 6
Ilość centymetrów do wyzwania "Przeczytam tyle ile mam wzrostu": 16.3cm z tego wynika, że zostało 81.5cm
Ilość stron razem: 2485
Ilość stron dziennie: 83

A jak wam poszło w czerwcu z czytaniem? Jesteście zadowoleni ze swoich wyników?