31.07.2014

Recenzja: "Waleczna. Wielkomiejska baśń" - Holly Black

Tytuł: Waleczna. Wielkomiejska baśń
Autor: Holly Black
Wydawnictwo: Dolonośląskie

Liczba stron: 208
Data wydania: marzec 2007
Ocena: 5/10


Nie dawno czytałam inną książkę autorki i byłam pewna, że jest to seria taka, która opowiada o tych samych bohaterach. Natomiast okazało się, iż jest to bardziej taki cykl. Wiecie, o co mi chodzi, są one takie luźno połączone ze sobą. Jako przykład czegoś podobnego mogę podać serię Kerrelyn Sparks czy Christine Feehan. Jak już sobie to uświadomiłam, to byłam trochę zawiedzona, ponieważ miałam nadzieję na poprawę w kolejnym tomie, a tu niespodzianka tamta historia już się zakończyła. 

Z drugiej strony to dzieło autorki podobało mi się bardziej. Tym razem nie było jednego wielkiego chaosu. Większość była w miarę ładnie i składnie powiązana ze sobą. Wydarzenia były logiczne i spokojnie mogłam zrozumieć i przyswoić, co się akurat dzieje. Nadal mamy doczynienia  z wszechwiedzącym narratorem, ale tym razem historia jest opowiadana tylko z jednego punktu widzenia, więc to da się jeszcze przeżyć. Poza tym mam wrażenie, że skoro mogłam spokojnie ogarnąć, co się wydarzyło, to nie przykładałam aż takiej wagi do narracji. 

Chociaż bohaterowie są zupełnie inni niż w poprzedniej książce, to jak dla mnie nadal należą do tych bardziej niewykreowanych. W sumie to zastanawiałam się nad tą kwestią i doszłam do wniosku, iż moje odczucia mogą być spowodowane małą grubością lektury. Bardzo możliwe, że są to bohaterowie, którzy potrzebują trochę czasu, aby się rozwinąć i ukazać nam swoje zawiłe osobowości. Tylko, jaki jest sens umieszczania takich postaci w książkach, które są tak krótkie. Pomijając to wszystko Val strasznie przypomina mi Kay, jest ona po prostu lekko zmodyfikowaną wersją Kay. 

To jeszcze kilka słów o tym nieszczęsnym wątku miłosnym. Nie spodziewałam się żadnej poprawy na tej płaszczyźnie i się nie pomyliłam. Żadnego napięcia między bohaterami, ani jednej oznaki, że zakochują się w sobie. Ja nie mogę tego pojąć moim umysłem. Rozumiem, miłość może być niespodziewana i w ogóle, ale zazwyczaj jakieś oznaki tego można znaleźć, a tutaj jest zupełna pustka. To jest coś w stylu trzy sekundy temu nie byłam w tobie zakochana, ale bam teraz już tak, chociaż sama nie wiem czemu. 

Bardzo mnie zirytował jeden, a do tego powtarzający się w obu lekturach, wątek. Mianowicie chodzi o to, że dziewczyna popełniła jakiś błąd, na co chłopak: ja już ciebie nie chcę. Nie żeby coś, ale zdecydowanie nie lubię takich tekstów, niby dodają trochę realizmu, ale w tym wypadku po prostu mi nie pasowały. Można było to rozwiązać poprzez stwierdzenie, iż potrzebuje on trochę czasu, aby to wszystko przemyśleć. Tak to by chyba lepiej wypadło. 

Podsumowując, ta książka podobała mi się bardziej niż poprzednia, ale nadal jakoś nie koniecznie przypadła mi do gustu. Jak sami widzicie była masa rzeczy, które mnie irytowały. Sama jestem zdziwiona jak bardzo nie lubię tej lektury. Coś takiego zdarza mi się bardzo rzadko i z tego powodu jestem zdumiona. Jak poprzednio nie polecam, no chyba, że już wam się aż tak nudzi. 


2 komentarze:

  1. "Mianowicie chodzi o to, że dziewczyna popełniła jakiś błąd, na co chłopak: ja już ciebie nie chcę." - Hmm. W takiej sytuacji chyba trudno nazwać podobne uczucie miłością. ;)
    Dziękuję za recenzję, dobrze wiedzieć, co omijać! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Książki pani Black chwilowo spisałam na czarną listę, także... :)
    Pozdrawiam,
    Sherry

    OdpowiedzUsuń

Jeśli odwiedzasz mojego bloga to pozostaw po sobie ślad w postaci komentarza. Będzie mi z tego powodu ogromnie miło i postaram się na niego odpowiedzieć.