Autor: Kelly Creagh
Wydawnictwo:Jaguar
Liczba stron: 352
Data wydania: październik 2012
Ocena: 5/10
Opis: Varen zniknął. Schwytany w pułapkę koszmarnej rzeczywistości, gdzie chore sny Edgara Allana Poego stają się jawą, znajduje się poza zasięgiem żywych i umarłych. Ale Isobel nie zgadza się go porzucić. Rusza do Baltimore, by odnaleźć Reynoldsa, tajemniczego mężczyznę, który co roku spełnia toast na grobie pisarza i który w ciągu ostatnich miesięcy oszukiwał ją i zwodził. Tylko on ma klucz do innego świata... Kiedy Isobel znajduje wreszcie przejście, odkrywa, że miejsce, w którym przebywa Varen zdążyło się zmienić. Pełen bólu i przerażających istot świat zamieszkują teraz również stworzenia, które zrodziły się w pełnym gniewu umyśle chłopaka. Miłość przemienia się w nienawiść, radość w smutek, śmiech w płacz. Stając naprzeciw Varena, Isobel zaczyna rozumieć, że jej ukochany stał się jej największym, śmiertelnym wrogiem.
Pamiętacie jak ostatnio wspominałam o potencjale tej serii? No i niestety moje obawy się sprawdziły. Został on doszczętnie zmarnowany. Naprawdę ta część zapowiadała się świetnie. Wiecie taka bardziej mroczna seria niż zazwyczaj się spotykamy, do tego jeszcze nawiązania do Poego i po pierwszym tomie po prostu nie widziałam niczego innego, jak jeszcze lepszy następny, a co dostałam? Kompletną masakrę, którą bardzo ciężko było mi przeczytać do końca, w sumie gdyby nie to, że nie chciałam rozciągać w czasie tej męki, to pewnie czytałabym ją partiami przez kilkanaście dni. To dużo znaczy, zwłaszcza w moim przypadku, ja ogólnie rzecz biorąc rzadko natykam się na książki, których nie mogę przeczytać.
Uważam, iż spokojnie można by było tą część skondensować i dołożyć do pierwszej części, jako ciąg dalszy. Jakoś wydaje mi się, że to miałoby w takim wypadku dużo więcej sensu. Pewnie zastanawiacie się dlaczego. Otóż przez prawie 3/4 książki czytamy o życiu rodzinnym i takich, bądź innych problemach Isobel. Varen występuje tutaj raptem na sam koniec przez dosłownie kilka kartek. Z racji tego wątek, który powinien być tym głównym, wokół którego zbudowana jest fabuła książki, został zepchnięty do zakończenia. Poza tym, jaki jest sens pisania tak bardzo rozwlekłego początku, tylko po to, aby później główne wydarzenie i końcówka zmieściły się na malutkiej ilości stron. Ja sensu nie widzę, gdzie tu jakiekolwiek proporcje. Takim sposobem zanudza się czytelnika na śmierć, zwłaszcza jak dosłownie nic ciekawego się nie dzieje.
Samo zakończenie jest załamujące, biorąc pod uwagę to, co się wydarzyło w książce. Mam wrażenie, iż jest to próba ratowania fabuły, która też trochę nie wypaliła. Nie potrafię tego tak dokładnie sprecyzować, ale czegoś mi brakuje.
Zapowiadało się ciekawie, potem zaczęło trochę kuleć, tylko po to, aby skończyć jaklo rozczarowanie. W tym momencie poważnie się zastanawiam, czy będę chciała sięgnąć po kolejny tom. Prawdopodobnie najpierw poczytam recenzje innych, a potem sama zdecyduje. Dawno nie czytałam książki, która by mnie tak bardzo znudziła.