Tytuł: Elita
Autor: Kiera Cass
Wydawnictwo: Jaguar
Liczba stron: 352
Data wydania: maj 2014
Ocena: 6/10
Jak pierwsza część trylogii
ogromnie mi się podobała, tak ta jest wręcz do bani. Już nawet nie pamiętam
kiedy ostatnio czytałam drugi tom serii, który był tak kijowy i o tyle gorszy
od swojego poprzednika. Dosłownie wszystko mnie wkurzało od zachowania Ameryki
po zachowanie Maxona i Aspena. Przez to jestem bardzo niezadowolona, ponieważ
lektura zapowiadała się bardzo ciekawie i romantycznie, a tutaj wyszła taka
kaszana. Wszystko zaczęło się komplikować po tym jak Aspen "wrócił do
gry", a później to już było z górki i wszystko rozwinęło się w
zastraszającym tempie.
W takim wypadku zacznę od tego
nieszczęsnego Aspena. Po pierwsze to co zrobił w pierwszym tomie było dla mnie
karygodne, ale to co wyprawiał w tym tomie to już zupełnie nowy poziom karygodności.
Jak dla mnie nie mógł sobie poradzić z konsekwencjami swojej decyzji, więc
zdecydował, że dodatkowo skomplikuje jeszcze życie Ameryki. Nie wiem skąd wziął
się pomysł, aby umieścić coś takiego w fabule, ale według mnie to kompletny
niewypał.
Teraz słów kilka o Ami. Jak ona
mnie wkurzała, jejciu do tej pory nie przypominam sobie, żeby jakaś bohaterka
tak bardzo mnie irytowała. Była tak niezdecydowana, że aż chciałam sobie rwać
włosy z głowy. Dodatkowo kompletnie nie rozumiałam skąd jej się to bierze, bo z
mojego punktu widzenia Maxon nie miał powodu być dla niej fałszywy i kłamać o
swoich zamiarach i uczuciach, skoro bądźmy szczerzy ona nie miała mu do
zaoferowania żadnych wymiernych korzyści dla jego państwa. Niestety one tego
nie widzi w ten sposób i przez to zachowuje się jak rozwydrzona, samolubna,
bezmyślna dziewuszka. Poza tym irytował mnie fakt, że stosuje ona podwójne
standardy, wobec niej inne niż wobec wszystkich innych, a gdyby było tego
jeszcze mało to właśnie Maxona obwinia o wszystko swojemu zachowaniu nie mając
nic do zarzucenia.
Jedyną postacią, która według
mnie zachowywała się w miarę fair był Maxon. I chociaż to wcale nie znaczy, że
jakoś bardziej go polubiłam, to on jako jeden z niewielu w tej części zachowuje
się nawet przyzwoicie.
Ogólnie to ogromnie się
zawiodłam na całej książce oczekiwałam czegoś bardziej poruszającego, bardziej
zapierającego dech w piersi. Tej lektury nawet zakończenie nie uratowało.
Chociaż samo zakończenie było okej, America dąży do lepszego, a Maxon dalej
robi to co musi to i tak chyba nic nie byłoby w stanie uratować tego jak
odebrałam tą pozycję. Poza tym w sumie tutaj to się zupełnie nic nie dzieje,
oprócz dramatów głównej bohaterki, przetykanych randkami z Maxonem i
spotkaniami z resztą kandydatek. Co prawda ktoś wspominał, że warto się
przemęczyć przez tą część, ponieważ "Jedyna" jest świetna, ale ani
przez moment nie przypuszczałam, że będzie aż tak źle. Co do tego czy warto to
będę mogła wam powiedzieć dopiero jak przeczytam następną część. Póki co lekko
odechciało mi się kontynuować przygodę z tą serią.
Recenzja bierze udział w Rekord 2014, Przeczytam tyle, ile mam wzrostu, Book Lovers, Czytam Fantastykę, Bingo czytelnicze, Klucznik, Dystopia 2014, Z półki 2014, Pod hasłem.
▼
21.09.2014
Recenzja: "Angelfall. Penryn i świat po" - Susan Ee
Tytuł: Angelfall. Penryn i świat po
Autor: Susan Ee
Wydawnictwo: Filia
Liczba stron: 353
Data wydania:kwiecień 2014
Ocena: 10/10
Oficjalnie jestem ogromnie oczarowana tą serią i właśnie zaczęłam żałować, że wymieniłam się za pierwszą część. Po przeczytaniu tego tomu doszłam do wniosku, iż ta seria z całą pewnością powinna znaleźć się na liście moich ulubionych serii, przypuszczalnie gdzieś na samym szczycie. Nawet nie podejrzewałam, że ten tom wywrze na mnie tak duże wrażenie.
Z pewnością nie znalazłam w tej książce ani krzty syndromu drugiego tomu* (moje wytłumaczenie tego terminu znajdziecie pod recenzją). Z tego powodu bardzo się cieszę, ponieważ to zazwyczaj jest moja największa obawa: lektura będzie nudna i dużo gorsza od poprzedniej. Ale nie w tym wypadku. W tej książce tyle się dzieje, że aż nie sposób się od niej oderwać, a do tego nawet się nie zauważa kiedy przeczytaliśmy całą lekturę. I chociaż ja w takich przypadkach często dodaje, iż przez tak szybkie tempo akcji niezbyt ogarniam co się dzieje, to tutaj nie miałam z tym żadnego problemu.
Mimo, że natłok wydarzeń jest bardzo duży to jednocześnie autorka nie zapomniała o opisach miejsc i uczuć bohaterki, co zdecydowanie balansuje tą wartką fabułę. Dodatkowo zostały wprowadzone retrospekcje, które raz, że były ogromnie pozytywnym zaskoczeniem dla mnie, to jeszcze uspokajają akcję, czasami w najmniej oczekiwanym momencie. Poza tym one umożliwiają nam dużo głębsze poznanie Raffego. To bardzo mi przypadło do gustu, bo jest on tajemniczą i frapującą postacią, a ja z chęcią odkryłabym wszystkie jego tajemnice.
Jeśli chodzi o Penryn, to ona zdecydowanie jest moją ulubioną bohaterką (no może wraz z kilkoma innymi :D) Ma typowe dla człowieka odruchy, ale jednocześnie prawie do perfekcji opanowała kontrolowanie ich. Nie tylko troszczy się o rodzinę i bliskich, ale o ile da się coś zrobić, to o innych też. Określiłabym ją jako kompletne przeciwieństwo osoby samolubnej, co prawda zdarza się, że robi coś bez zastanowienia i pakuje się w tarapaty, ale mimo to przyświecają jej szlachetne cele.
Bardzo byłam zdziwiona tym, iż książka podobała mi się tak bardzo, chociaż brak w niej jakiegoś super wątku miłosnego. Owszem występuje on w fabule, ale jest bardzo stonowany i rozwija się w dobrym tempie nie zaskakując czytelników miłością znikąd. W sumie to jestem zafascynowana drogą jaką przebyli główni bohaterowie, aby wylądować w tym miejscu w jakim są teraz. Zaczynali jako wrogowie, a teraz są przyjaciółmi, a ja mam nadzieję, że w przyszłości będą czymś więcej niż tylko przyjaciółmi.
W tym tomie autorka poświęciła dużo uwagi wątkowi siostry Penryn, Paige. W żadnym wypadku nie spodziewałam się takiego obrotu spraw, a chociaż ten wziął mnie z zaskoczenia, to i tak ogromnie mi się spodobało jak to wszystko zostało zmyślnie zrobione. Poza tym mam wrażenie, iż bez tak rozwiniętego tego wątku książka mogłaby się okazać dużo bardziej nudna.
Muszę przyznać, że w ogólnie nie widzę w tej lekturze minusów, ale to chyba dobrze. Nawet zakończenie, do którego zazwyczaj mam dużą dozę nieufności, powaliło mnie na kolana. Nie ma to jak zostawić czytelnika chcącego więcej już, natychmiast. Ja uwielbiam takie zakończenia. Już nie mogę się doczekać kiedy dowiem się jak ta cała historia potoczy się dalej.
Chciałabym również poświęcić chwilkę na kontemplowanie okładki, która moim zdaniem jest najpiękniejszą okładką jaką do tej pory widziałam. Po prostu słów mi brakuje, aby ją opisać. Nadal nie mogę uwierzyć, że nasza okładka jest 10000000000 razy lepsza od oryginalnej, a zarazem się cieszę, iż jednak mamy taką a nie inną okładkę.
Tą serię polecam z całego serca i nawet jeśli pierwszy tom nie koniecznie zrobi na was tak ogromne wrażenie, to tym bardziej sięgnijcie po drugi. Na pewno nie będziecie zawiedzeni.
*Syndrom drugiego tomu / drugiej części - zapewne większość zrozumiała o co mi chodzi. Mianowicie jest to przypadek kiedy druga część serii jest dużo gorsza niż pierwsza, nie dorasta tamtej do pięt. Jakoś tak ostatnio to wyrażenie obiło mi się o uszy, ale rzeczywiście pasuje idealnie.
Recenzja bierze udział w Rekord 2014, Przeczytam tyle, ile mam wzrostu, Book Lovers, Czytam Fantastykę, Klucznik, Z półki 2014, Pod hasłem, Dystopia 2014.
Autor: Susan Ee
Wydawnictwo: Filia
Liczba stron: 353
Data wydania:kwiecień 2014
Ocena: 10/10
Oficjalnie jestem ogromnie oczarowana tą serią i właśnie zaczęłam żałować, że wymieniłam się za pierwszą część. Po przeczytaniu tego tomu doszłam do wniosku, iż ta seria z całą pewnością powinna znaleźć się na liście moich ulubionych serii, przypuszczalnie gdzieś na samym szczycie. Nawet nie podejrzewałam, że ten tom wywrze na mnie tak duże wrażenie.
Z pewnością nie znalazłam w tej książce ani krzty syndromu drugiego tomu* (moje wytłumaczenie tego terminu znajdziecie pod recenzją). Z tego powodu bardzo się cieszę, ponieważ to zazwyczaj jest moja największa obawa: lektura będzie nudna i dużo gorsza od poprzedniej. Ale nie w tym wypadku. W tej książce tyle się dzieje, że aż nie sposób się od niej oderwać, a do tego nawet się nie zauważa kiedy przeczytaliśmy całą lekturę. I chociaż ja w takich przypadkach często dodaje, iż przez tak szybkie tempo akcji niezbyt ogarniam co się dzieje, to tutaj nie miałam z tym żadnego problemu.
Mimo, że natłok wydarzeń jest bardzo duży to jednocześnie autorka nie zapomniała o opisach miejsc i uczuć bohaterki, co zdecydowanie balansuje tą wartką fabułę. Dodatkowo zostały wprowadzone retrospekcje, które raz, że były ogromnie pozytywnym zaskoczeniem dla mnie, to jeszcze uspokajają akcję, czasami w najmniej oczekiwanym momencie. Poza tym one umożliwiają nam dużo głębsze poznanie Raffego. To bardzo mi przypadło do gustu, bo jest on tajemniczą i frapującą postacią, a ja z chęcią odkryłabym wszystkie jego tajemnice.
Jeśli chodzi o Penryn, to ona zdecydowanie jest moją ulubioną bohaterką (no może wraz z kilkoma innymi :D) Ma typowe dla człowieka odruchy, ale jednocześnie prawie do perfekcji opanowała kontrolowanie ich. Nie tylko troszczy się o rodzinę i bliskich, ale o ile da się coś zrobić, to o innych też. Określiłabym ją jako kompletne przeciwieństwo osoby samolubnej, co prawda zdarza się, że robi coś bez zastanowienia i pakuje się w tarapaty, ale mimo to przyświecają jej szlachetne cele.
Bardzo byłam zdziwiona tym, iż książka podobała mi się tak bardzo, chociaż brak w niej jakiegoś super wątku miłosnego. Owszem występuje on w fabule, ale jest bardzo stonowany i rozwija się w dobrym tempie nie zaskakując czytelników miłością znikąd. W sumie to jestem zafascynowana drogą jaką przebyli główni bohaterowie, aby wylądować w tym miejscu w jakim są teraz. Zaczynali jako wrogowie, a teraz są przyjaciółmi, a ja mam nadzieję, że w przyszłości będą czymś więcej niż tylko przyjaciółmi.
W tym tomie autorka poświęciła dużo uwagi wątkowi siostry Penryn, Paige. W żadnym wypadku nie spodziewałam się takiego obrotu spraw, a chociaż ten wziął mnie z zaskoczenia, to i tak ogromnie mi się spodobało jak to wszystko zostało zmyślnie zrobione. Poza tym mam wrażenie, iż bez tak rozwiniętego tego wątku książka mogłaby się okazać dużo bardziej nudna.
Muszę przyznać, że w ogólnie nie widzę w tej lekturze minusów, ale to chyba dobrze. Nawet zakończenie, do którego zazwyczaj mam dużą dozę nieufności, powaliło mnie na kolana. Nie ma to jak zostawić czytelnika chcącego więcej już, natychmiast. Ja uwielbiam takie zakończenia. Już nie mogę się doczekać kiedy dowiem się jak ta cała historia potoczy się dalej.
Chciałabym również poświęcić chwilkę na kontemplowanie okładki, która moim zdaniem jest najpiękniejszą okładką jaką do tej pory widziałam. Po prostu słów mi brakuje, aby ją opisać. Nadal nie mogę uwierzyć, że nasza okładka jest 10000000000 razy lepsza od oryginalnej, a zarazem się cieszę, iż jednak mamy taką a nie inną okładkę.
Tą serię polecam z całego serca i nawet jeśli pierwszy tom nie koniecznie zrobi na was tak ogromne wrażenie, to tym bardziej sięgnijcie po drugi. Na pewno nie będziecie zawiedzeni.
*Syndrom drugiego tomu / drugiej części - zapewne większość zrozumiała o co mi chodzi. Mianowicie jest to przypadek kiedy druga część serii jest dużo gorsza niż pierwsza, nie dorasta tamtej do pięt. Jakoś tak ostatnio to wyrażenie obiło mi się o uszy, ale rzeczywiście pasuje idealnie.
18.09.2014
Recenzja: "Wszystko zostaje w rodzinie" - Aneta Jadowska
Tytuł: Wszystko zostaje w rodzinie
Autor: Aneta Jadowska
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Liczba stron: 560
Data wydania: marzec 2014
Ocena: 9/10
Recenzja bierze udział w Rekord 2014, Przeczytam tyle, ile mam wzrostu, Book Lovers, Czytam Fantastykę, Bingo czytelnicze, Klucznik, Z półki 2014, Pod hasłem, Od A do Z.
Autor: Aneta Jadowska
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Liczba stron: 560
Data wydania: marzec 2014
Ocena: 9/10
Jak sobie teraz przypomnę, że jeszcze kilka miesięcy temu nie
byłam pewna czy chce rozpocząć moją przygodę z tą serią, a teraz z
niecierpliwością wyczekuje kolejnych części. Nigdy nie pomyślałabym, że aż tak
wciągnę się w świat wykreowany przez autorkę jak i fabułę, która z książki na
książkę robi się coraz ciekawsza.
Ten tom już od pewnego czasu stał u mnie
na półce i kusił mnie, aby go przeczytać, więc dałam się skusić i przeczytałam.
Chociaż żeby lepiej to zobrazować powinnam powiedzieć pochłonęłam. Jak już
siadłam i rozpoczęłam czytanie, to nie oderwałam się dopóki nie dotarłam do
ostatniej litery ostatniego słowa. Tak bardzo wciągnęła mnie ta lektura. W
sumie nie powinnam się temu dziwić, ostatnim razem było dokładnie tak
samo.
Co prawda ta część różni się od
poprzednich, ale mi to wcale nie przeszkadza, a wręcz jeszcze bardziej
utwierdza w przekonaniu, iż to świetna seria, która dodatkowo potrafi być
różnorodna. W tym tomie wydarzenia skupiają się bardziej na pozytywnych
aspektach życia Dory. Ktoś może powiedzieć - przecież to nudy na pudy. Nic
bardziej mylnego. Dla mnie zostało to bardzo inteligentnie przemyślane. W
poprzedniej książce akcja pędziła na łeb na szyję, a wydarzenia prześcigały się
w byciu coraz ciekawszymi. Działo się bardzo dużo, a czytelnik nie miał nawet
chwili, aby odsapnąć. Teraz natomiast wszystko lekko zwolniło, dzieje się
zdecydowanie mniej, a jak już się dzieję, to nie są to kłopoty na taką skalę
jak poprzednio, a czytelnik może bliżej poznać Dorę. Większa część fabuły
obracała się właśnie wokół swoistej rodziny głównej bohaterki.
Byłam tym bardzo pozytywnie zaskoczona,
ponieważ idealnie wpasowuję się to w tytuł lektury. Uważam, że takie
przemyślane tytuły oddają w pewien sposób ducha książki, a to zawsze jest
plusem. W końcu lepiej, aby tytuł miał coś wspólnego z treścią niż był oderwany
od rzeczywistości. Drugą sprawą jest okładka, która początkowo nie zrobiła na
mnie większego wrażenia, ale jak już się kapnęłam, jak bardzo odnosi się ona do
tego, co dzieje się w tym tomie byłam wręcz zachwycona. To dzięki takim małym
niuansom okładka jest świetna. Z pewnością dużo lepiej oddaje ducha lektury,
niż na przykład okładka "Wybranych".
Wracając do tej zmiany, jest ona
zdecydowanie na plus, dzięki niej autorka wywołała u mnie całą gamę uczuć od
śmiechu po łkanie, a nawet uronienie łezki. Poza tym nie myślcie, że przez to w
książce przestało się dziać cokolwiek wartego uwagi. Dora, jak to Dora, nadal
pcha się w kłopoty, a co ciekawsze, to wpędza ją w kolejne kłopoty. Jest to
bardzo sprytnie wykombinowane przez autorkę, jak już pojęłam, o co chodzi to
nie mogłam przestać się śmiać.
Jeśli chodzi o bohaterów, to Dora jest the
best. Nie boi się niczego, za bliskim wskoczy w ogień, zawsze stawia na swoim,
a mimo to nadal posiada tą kruchą stronę, która boi się, że zawiedzie, a
czasami całkowicie w siebie nie wierzy. Najlepsze jest to, iż do tej pory nie
zdawałam sobie sprawy o istnieniu tej kruchości u tej bohaterki, ale wcale mi
to nie przeszkadza. Dzięki temu postrzegam ją bardziej, jako prawdziwą
osobę.
Niestety w tym tomie Miron, którego
darzyłam sympatią, podpadł na całej linii. Co prawda rozumiałam motywy, jakimi
się kierował, ale to nie znaczy, że jego myślenie nie było bez sensu. Rozwodzić
się nad tym nie będę, bo to już podchodzi pod spoiler. Koniec końców, tak
zwanie dostał za swoje i z powrotem powrócił do moich łask. Tak jak teraz się
nad tym zastanawiam, to bez jego wybryku w książce mogłoby się zrobić trochę
nudno.
Podsumowując, wydarzenia w tej części
przyjęły bardzo ciekawy obrót i już nie mogę się doczekać jak to dalej będzie
się rozwijać. Z drugiej strony powoli zaczyna do mnie docierać, że moja
przygoda z Dorą powoli zbliża się ku końcowi, w końcu pozostały już tylko dwa
tomy i seria o rudej wiedźmie zostanie zakończona. Coś mi się wydaję, iż ten
koniec będę odkładać jak najdłużej się da.
Tak poza tym to polecam całą serię.
Uważam, że jeśli ktoś nie jest do końca przekonany do polskich autorów, to
będzie dobry sposób, aby się przekonać czy słusznie.
Recenzja bierze udział w Rekord 2014, Przeczytam tyle, ile mam wzrostu, Book Lovers, Czytam Fantastykę, Bingo czytelnicze, Klucznik, Z półki 2014, Pod hasłem, Od A do Z.
15.09.2014
Recenzja: "Wilczy trop" - Patricia Briggs
Tytuł: Wilczy trop
Autor: Patricia Briggs
Wydawnictwo: Fabryka słów
Liczba stron: 440
Data wydania: maj 2013
Ocena: 7/10
Autor: Patricia Briggs
Wydawnictwo: Fabryka słów
Liczba stron: 440
Data wydania: maj 2013
Ocena: 7/10
Po tą książkę sięgnęłam zachęcona inną serią autorki i chociaż
długo się zabierałam żeby ją przeczytać, to w końcu mi się udało. Tylko teraz
powstał pewien problem. Seria o Mercy Thompson tak bardzo mi się podobała, że
przeczytałam wszystkie jej tomy na raz i mimo, iż to było już dość dawno to
nadal pamiętam jak ogromnie byłam zachwycona. Natomiast tym razem było
całkowicie inaczej. Lektura nie przypadła mi do gustu. Nie wiem czy to, dlatego
że przejadły mi się już wilkołaki, a może ogólnie romanse paranormalne, ale
szczerze w to wątpię.
Po pierwsze historia w żaden sposób mnie
nie zauroczyła. Miałam wrażenie, iż jest jakaś taka nijaka. Ani ona wciągająca,
ani innowacyjna, takie trochę nudy na pudy. Niby da się to przeżyć, ale po
autorce spodziewałam się czegoś wybuchowego, zapierającego dech w piersiach. Z
tego powodu jestem rozczarowana, myślałam, że historia wywoła u mnie jakąś
reakcję. Ostatecznie jak nie pozytywną to negatywną też bym się zadowoliła. A
tutaj zupełnie nic z mojej strony, pełna obojętność.
Jeśli chodzi o bohaterów to wcale nie było
lepiej. Anna, co do której żywiłam pewne nadzieje, okazała się być niemrawą,
zaszczutą i niekonsekwentną osobą. Przeżyła swoje i nie miała w życiu lekko,
ale jak przychodzi co do czego, mimo że sama zarzekała się, iż nigdy już więcej
z nikim nie pójdzie do łóżka, to z własnej chęci wskakuje, nowo poznanemu
kolesiowi do łóżka. Jaki w tym sens? Mam wrażenie, że gdyby opierała się temu
dłużej i tym samym zmusiła Charlesa do większego zabiegania o nią, to byłoby
zdecydowanie ciekawiej. A tak wyszła na taką ciut uzależnioną od seksu.
W takim wypadku wróćmy jeszcze do
Charlesa. Powiem szczerze, iż nie jest on o wiele lepiej wykreowany od Anny.
Bardzo męski i przerażający, taki typowy wilk/samiec alfa, ale jak się okazuje
chwilę później wariuje z "miłości". Niby okej, to mogłabym jeszcze
przeżyć, ale wkurzał mnie swoim zachowaniem. Do tej pory nie przeszkadzało mu
zbytnio to co robi, wiadomo jakieś wyrzuty sumienia miał, ale nie na taką skalę
jak wtedy, kiedy poznał Annę i ta wróciła z nim do jego domu. Po tym po prostu
nie dało się tego wytrzymać. Gdyby mógł to kompletnie odizolowałby ją od tej
części swojego życia.
Jak zapewne zauważyliście w poprzednim
akapicie pojawiło się słowo "miłość". To prawda w fabule pojawiło się
jakieś uczucie między bohaterami, ale jak dla mnie to w żadnym wypadku nie była
miłość, ponieważ pojawiła się dosłownie znikąd. Sami wiecie jak ja podchodzę do
tego typu wątków miłosnych. Takie bez sensu one, po co tam od razu tak o pchać
miłość, przecież to mogło być na przykład początkowo samo pożądanie, które wraz
z biegiem czasu przerodziłoby się w coś więcej. Wystarczyłoby mi nawet, żeby
między nimi było wyraźne przyciąganie. To też mogłoby się dalej rozwinąć w coś
pięknego, ale nie to zawsze musi być miłość znikąd.
Jedyny moment w książce, do którego nie
mogę się przyczepić to zakończenie, ponieważ akurat ono było trzymające w
napięciu i ciekawe. Z tego powodu jestem tym bardziej zawiedziona resztą
lektury, w końcu było widać, iż autorka jak chce to może pisać tak jak w poprzedniej
serii.
Właśnie mi się jeszcze przypomniało, co
jeszcze rozstrzygnęłam na korzyść książki. Mianowicie chodzi o to, że nie
uświadczyłam tutaj zbyt dużej ilości scen erotycznych. Owszem są takie, ale ich
ilość i natężenie zostały dostosowane do historii. Za to ogromny plus, bo
czasami tego seksu bywa w lekturze tak dużo, że ginie pod nim cała
fabuła.
Podsumowując, sama się zastanawiam czy
sięgnę po kolejne części, jeśli wyjdą w Polsce. Z jednej strony nadal mam
nadzieję, że będę miała szansę doświadczyć tego świetnego pióra autorki w nich,
a z drugiej strony ta książka skutecznie mnie zniechęciła do następnych. Poza
tym na tle serii o Mercedes Thompson ta póki, co wypadła bardzo słabo.
Recenzja bierze udział w Rekord 2014, Przeczytam tyle, ile mam wzrostu, Book Lovers, Czytam Fantastykę, Klucznik, Od A do Z, Serie na starcie 2014.
12.09.2014
Recenzja: "Serce w chmurach" - Jennifer E. Smith
Tytuł: Serce w chmurach
Autor: Jennifer E. Smith
Wydawnictwo: Bukowy Las
Liczba stron: 222
Data wydania: luty 2012
Ocena: 8/10
Recenzja bierze udział w Rekord 2014, Przeczytam tyle, ile mam wzrostu, Book Lovers, Grunt to okładka, Czytamy polecane książki.
Autor: Jennifer E. Smith
Wydawnictwo: Bukowy Las
Liczba stron: 222
Data wydania: luty 2012
Ocena: 8/10
Tę książkę chciałam już przeczytać od jakiegoś czasu, co prawda w
oryginale, ponieważ nie wiedziałam, że została ona przetłumaczona na polski i
wydana. A to wszystko przez ten tytuł, który jest całkowicie inny od
angielskiego. Dopiero jak natknęłam się na nią w bibliotece to sobie ten fakt
uświadomiłam. Ogromnie się cieszę, iż mogłam ją przeczytać, bo jest to ciekawa
pozycja, a jednocześnie tak krótka, że czyta się w trymiga. Co prawda jak dla
mnie oryginalny tytuł bardziej przyciągał wzrok, ale Polski też nie jest zły i
zdumiewająco idealnie wpasował się w charakter książki. Jeśli przyszłoby mi
opisać tą lekturę tylko jednym słowem było by to intensywna. Co w zupełności
mnie nie dziwi, biorąc pod uwagę ile się dzieje na zaledwie 222 stronach.
Jeśli chodzi o to, co mi się nie podobało
w lekturze, to można tutaj na pewno zaliczyć narrację. Historię opowiadał
wszystkowiedzący narrator, za czym ja nie przepadam. Dla mnie coś takiego było,
jest i będzie irytujące, chociaż zdarzały się momenty zatracenia w fabule,
kiedy to całkowicie nie zwracałam na to uwagi, aby chwilę później przysłowiowo
"kuło mnie to w oczy". Bądź, co bądź książka zaintrygowała mnie na
tyle, bym jej nie odłożyła nawet z powodu wkurzającej narracji.
Jak już wspominałam książka jest
intensywna, ale nie tylko za sprawą tego ile się dzieję. W dużej mierze to też
zasługa ilości różnorodnych emocji, które towarzyszyły zarówno bohaterom jak i
czytelnikom. Naprawdę byłam zdziwiona tym jak bardzo nastroje bohaterów
wpływały na mój humor. Dosłownie czułam się tak jakbym posiadała emocjonalną
więź z postaciami.
Byłam bardzo zaskoczona, kiedy okazało
się, iż wątek miłosny przypadł mi go gustu, zwłaszcza, że ja do tego typu
wątków podchodzę jak do jeża i w większości przypadków nie cierpię. Tak tutaj
on świetnie współgra z fabułą i szczerze powiedziawszy nie widzę na jego
miejsce niczego innego, co by się nadawało. Niby wszystko jest zbudowane
dookoła miłości, ale jest również logiczne i ma sens, a nie jak to czasami
bywa. Podoba mi się również to, że mimo grania pierwszych skrzypiec w fabule,
nie przyćmiewa on innych wątków. Sprawiając, iż książka jest jeszcze ciekawsza,
a czytelnik nie będzie narzekać na nudę. Poza tym autorka co rusz bardzo
sprytnie wyprowadza nas w pole. Ani razu nie byłam do końca pewna, co będzie
dalej, ponieważ co rusz napotykałam zaskakujące zwroty akcji.
Jeśli chodzi o bohaterów, to miałam
wrażenie, że trochę ciężko było ich poznać podczas tak krótkiej lektury, a mimo
to pisarce udało się sprawić, iż ich bardzo polubiłam. Hadley, jak na swój
wiek, była bardzo dojrzała emocjonalnie i chociaż czasami mówiła, co jej ślina
na język przyniesie to potrafiła przyznać się do błędu i przeprosić, kiedy w
końcu docierało do niej co zrobiła. Takich bohaterów to ja lubię. Nie
protestowałam też zbytnio z powodu tego jak książka się skończyła. Akurat w tym
przypadku zakończenie było idealnie dopasowane do reszty treści.
Podsumowując, zdecydowanie poleciłabym tę
książkę osobom zdołowanym i smutnym, ponieważ świetnie podnosi na duchu. Nawet
nie spostrzegłam, kiedy poprawił mi się humor. Dodatkowo jest to lekka lektura
idealna do odstresowania się po dniu pełnym wrażeń, jak i do czytania pomiędzy
bardziej wymagającymi książkami.
9.09.2014
Recenzja: "Dar Julii" - Tahereh Mafi
Tytuł: Dar Julii
Autor: Tahereh Mafi
Wydawnictwo: Otwarte
Liczba stron: 383
Data wydania: maj 2014
Ocena: 8/10
Autor: Tahereh Mafi
Wydawnictwo: Otwarte
Liczba stron: 383
Data wydania: maj 2014
Ocena: 8/10
Muszę powiedzieć, że miałam pewne obawy przed sięgnięciem po tę
książkę. W żadnym wypadku nie chciałam się rozstawać z bohaterami, ani też z
fabułą, ale z drugiej strony bardzo chciałam dowiedzieć się jak autorka
podsumuje tą trylogię. To drugie jednak przeważyło i postanowiłam ją wziąć ze
sobą na wyjazd i przeczytać.
Nie żałuje mojej decyzji, a jednak jestem
ciut zawiedziona tą lekturą. Po przeczytaniu książki uderzyła mnie myśl, że nie
jestem nią tak zachwycona jak poprzednimi tomami. Z tego powodu jestem
zawiedziona, ponieważ biorąc pod uwagę poprzednie części to oczekiwałam czegoś
ekstra wystrzałowego, a nie koniecznie to dostałam.
Zaskoczyć to mnie zaskoczyła i była też
ogromnie wciągająca, wręcz nie mogłam się od niej oderwać, ale brakowało jej
tego czynnika wow, który to sprawia, iż książka jest super świetna.
Na plus z pewnością muszę zaliczyć fakt,
że Julia dalej dorasta i rozwija się. Jej osobowość staje się coraz ciekawsza,
w końcu, kto lubi czytać o dziewczynach bojących się własnego cienia, ja na
pewno nie. Zdecydowanie fajniej czyta się o nieustraszonych, hardkorowych (bądź,
jak kto woli badass) bohaterkach, które mają mocno zarysowane osobowości
i nie uciekają na widok nawet najmniejszego niebezpieczeństwa. Nie wiem jak wy,
ale takie mdłe bohaterki to zdecydowanie nie dla mnie. Co prawda Julia w głębi
duszy nadal pozostała po części dawną sobą i to czasami wypływa na wierzch,
przez co momentami robi się jeszcze bardziej interesująco.
Natomiast Adam ogromnie mnie zgorszył w
tym tomie. Nie tego się po nim spodziewałam i jestem zdziwiona, iż autorka jednak
uciekła się do chwytów tego typu. Mianowicie Adam zmienił się na dużo gorsze, a
do tego ta jego przemiana jest taka trochę mało wiarygodna. Cały czas miałam
wrażenie, że pisarka zrobiła to specjalnie tylko po to, aby czytelnik jednak
bardziej przekonał się do Warnera. I chociaż cel został osiągnięty, po tym już
kompletnie znielubiłam Adama, to nadal można było to uzyskać w inny
sposób.
W takim wypadku został mi jeszcze
Warner/Aron. Mimo, że początkowo kibicowałam Adamowi, to od początku bardziej
intrygował mnie Aron i w duchu to jemu jednak życzyłam jak najlepiej. Dlatego
też jestem bardzo zadowolona z tego jak to się wszystko potoczyło w tym tomie.
Mamy okazję w końcu w pełni poznać tą postać i muszę powiedzieć, iż od teraz
patrzę na niego zupełnie inaczej. Według mnie jego postać jest bardziej
złożona, niż postać Adama, co czyni go tajemniczym i intrygującym, ale nawet
jak już część otaczających go sekretów zostanie wyjawiona, to nadal zostaje
interesująca rozbudowana osobowość, której nie da się znienawidzić ot tak o.
Idąc krok dalej stwierdzam, że ten bohater jest na tyle skomplikowany, aby
uniemożliwiało to przedstawienie go w całości w jednym tomie. Po prostu było na
to potrzeba aż trzech. A teraz tak serio, dużo lepiej jest krok po kroku
rozpalać w czytelniku ciekawość odnośnie bohatera, niż wyłożyć wszystkie karty
na stół od razu.
Co do fabuły, to jak już wspominałam nie
jestem do końca usatysfakcjonowana. Miałam wielką nadzieję na coś, co
wgniecie mnie w fotel i pozbawi oddechu na krótką chwilę, a nie koniecznie to
dostałam. Rzeczywiście momentami wręcz nie mogłam usiedzieć na miejscu z powodu
ekscytacji i napięcia, ale z drugiej strony były też chwile, kiedy domyślałam
się co będzie dalej i to już nie sprawiało mi takiej frajdy. Zdecydowanie podobały
mi się relacje Julia Warner, tam to się dopiero działo. Spodziewałam się, ze
autorka ostatnią część wzniesie na wyższy poziom niż dwa poprzednie tomy, ale
jakoś nie odebrałam tego w ten sposób. Mogę nawet powiedzieć, iż dwa pierwsze
tomy dużo bardziej podbiły moje serce.
Jeśli chodzi o zakończenie, to aż szkoda
słów. Dla mnie jest to zdecydowanie porażka roku, jeśli chodzi o tą książkę.
Niby wszystko fajnie, ale jednak nie, i nie wiem czy to ja zrobiłam się
bardziej krwiożercza czy co, ale to zakończenie całkowicie mi nie pasowało do
książki. Chodzi przede wszystkim o to, że po tym jak autorka pokazała, na co ją
stać, to zakończenie jest takie trochę nudne. I chociaż cieszę się, że wszystko
skończyło się tak, a nie inaczej to zakończenie bardziej przypominało mi środek
książki niż podsumowanie całej trylogii. Dużo bardziej, według mnie, sprawdziłoby
się tutaj coś, co wywołałoby u czytelnika wiele sprzecznych emocji, a nawet
wprawiło w osłupienie. Mam wrażenie, iż autorka zostawiła sobie otwartą furtkę w
razie gdyby jednak chciała kontynuować tą serię.
Podsumowując, uważam, że ten tom na tle
innych wypadł gorzej niż się spodziewałam. Koniec końców nie żałuję
przeczytania tej pozycji. W końcu dowiedziałam się co dalej działo się z
bohaterami, a także miałam możliwość ponownego zagłębienia się w świat
wykreowany przez pisarkę, co zawsze sprawia mi wielką przyjemność. Sądzę, że
jeśli przepadacie za literaturą z gatunku dystopia to będzie to dla was świetna
seria i może wam akurat spodoba się to jak cała trylogia się zakończyła - kto
wie w końcu każdy ma inny gust.
Recenzja bierze udział w Rekord 2014, Przeczytam tyle, ile mam wzrostu, Book Lovers, Czytam Fantastykę, Bingo czytelnicze, Klucznik, Dystopia 2014, Z półki 2014, Pod hasłem.
4.09.2014
Recenzja: "Rywalki" - Kiera Cass
Tytuł: Rywalki
Autor: Kiera Cass
Wydawnictwo: Jaguar
Liczba stron: 333
Data wydania: luty 2014
Ocena: 9/10
Recenzja bierze udział w Rekord 2014, Przeczytam tyle, ile mam wzrostu, Book Lovers, Czytam Fantastykę, Bingo czytelnicze, Klucznik, Dystopia 2014, Czytaj - to się opłaca, Serie na starcie 2014, Z półki 2014.
Autor: Kiera Cass
Wydawnictwo: Jaguar
Liczba stron: 333
Data wydania: luty 2014
Ocena: 9/10
Z tego co się już zdążyłam rozeznać w sytuacji, to czytelnicy albo
uwielbiają tę książkę i wyrażają się o niej w samych superlatywach, albo
kompletnie za nią nie przepadają. Ja "polowałam" na tą książkę zanim
jeszcze została wydana w Polsce, a jak już dostałam ją w swoje ręce to byłam
niezmiernie zachwycona. Po lekturze moje uczucia były z lekka mieszane. Kilka
aspektów mnie zachwyciło, ale niestety parę też rozczarowało.
Sama historia ogromnie mi się spodobała, i
chociaż cały czas nie mogę nie myśleć jak bardzo jest ona podobna do
"Atrofii" Lauren DeStefano, to w żadnym wypadku mi to nie
przeszkadzało. W sumie nawet działało na korzyść "Rywalek", ponieważ
tamta książka, z tego, co pamiętam, też mi się podobała.
Z drugiej strony świat przedstawiony był
ubogi w szczegóły i z tego powodu miałam niewielki kłopot z wyobrażeniem go
sobie w mojej głowie. Równocześnie jestem świadoma, że nie dla każdego to
będzie wada. Zapewne niektórym takie rozwiązanie przypadnie do gustu, w końcu
wtedy wyobraźnia czytelnika ma większe pole do popisu. W tym wypadku lekko mi
to przeszkadzało, ale nie na tyle, aby zniweczyć przyjemność z czytania
lektury.
Muszę też powiedzieć, że jestem rozczarowana
zakończeniem. Po prostu zabrakło mi w nim takiego elementu WOW, który budzi we
mnie ogromną chęć sięgnięcia po kolejne części. Wydaje mi się, iż ja
oczekiwałam czegoś bardziej zaskakującego. Na szczęście tutaj na pomoc
przychodzi fabuła i bohaterowie. To dzięki nim na pewno sięgnę po dwa kolejne
tomy i, jak u nas wydadzą, nowelkę też.
Jeśli chodzi o bohaterów, to America
została przeze mnie od razu polubiona. Jest ona osobą, która nie boi się powiedzieć,
co myśli i chociaż bywa zagubiona, to podziwiam ją, za to jak szybko się
przystosowała do nowej sytuacji, a także jak dobrze sobie z nią radzi.
Natomiast do Maxona początkowo pałałam niechęcią, podobnie jak główna
bohaterka, na szczęście wraz z upływem czasu zaskarbiło sobie moją
przychylność. Czego nie mogę powiedzieć o Aspenie. Jakoś tak początkowo byłam
nastawiona do niego obojętnie, ale po tym wszystkim, co zrobił to przestałam go
lubić.
Zdecydowanie muszę powiedzieć, że nie ma
się co spodziewać jakiejś super mega romantycznej historii, ponieważ realia
książki na to nie pozwalają. Natomiast samego romantyzmu i dużej ilości uczuć
tu nie brakuje. Nie jest to również jakaś ckliwa historia, co jest plusem, bo
te bywają nudne.
Jeszcze jedną rzeczą, która mnie irytowała
były momenty oderwane od fabuły. Mam na myśli, na przykład, jakieś wydarzenia,
które w żaden sposób nie pasowały do reszty i spokojnie można by było je
pominąć. No chyba, że one będą miały jakiś wpływ na kolejne części trylogii.
Bądź co bądź, może i coś takiego denerwowało, ale z pewnością nie niweczyło
radości czytania.
Podsumowując do tej lektury podchodziłam z
pewnymi oczekiwaniami i co mnie zdziwiło prawie wszystkim sprostała. Jestem
bardzo szczęśliwa, iż w końcu udało mi się ją przeczytać i z wielką
niecierpliwością oczekuje moment, kiedy w końcu będę mogła się zabrać za
kolejną część.
1.09.2014
Podsumowanie Sierpień
Póki co sierpień okazał się być najlepszym miesiącem, przynajmniej jak dla mnie. Wiem, że dla większości z was to już koniec wakacji, ale mi został jeszcze miesiąc i chciałbym, aby był równie dobry co sierpień. Wszystkich tych, którzy musieli już wrócić do szkoły serdecznie pozdrawiam :)
Liczba przeczytanych książek: 12
Liczba zrecenzowanych książek: 8
Ilość centymetrów do wyzwania "Przeczytam tyle ile mam wzrostu": 31.5 cm z tego wynika, że zostało 37.9 cm
Ilość stron razem: 4853
Ilość stron dziennie: 157
A u was jak z czytaniem w sierpniu?
Liczba przeczytanych książek: 12
Liczba zrecenzowanych książek: 8
Ilość centymetrów do wyzwania "Przeczytam tyle ile mam wzrostu": 31.5 cm z tego wynika, że zostało 37.9 cm
Ilość stron razem: 4853
Ilość stron dziennie: 157
A u was jak z czytaniem w sierpniu?